Dziki zachód, intrygi, pościgi i strzelaniny. A do tego ożywiane trupy, duchy i tajemnicze rewolwery. To najkrótszy opis nowej serii zaproponowanej przez wydawnictwo Timof i cisi wspólnicy. Owa seria to „Szósty rewolwer” stworzona przez duet Cullen Bunn (odpowiada scenariusz) / Brian Hurtt (rysunki).
„Zimne martwe palce” to zbiór pierwszych sześciu rozdziałów serii. Serii, której hasło reklamowe brzmi „To nie jest Dziki Zachód, jaki znamy!”. Rzeczywiście. Nie jest. Ten komiksowy Dziki Zachód jest mieszanką realnych zachodnich stanów, horroru, legend i wierzeń. Postaci z okładki to dwa obozy walczące o tytułowy rewolwer. Na górze widzimy tak naprawdę ożywionego generała Konfederacji Oleandra Hume (długo czekał na ten moment skuty łańcuchami w… trumnie; to pierwszy z niewiarygodnych elementów) z uroczą – ale tylko na pierwszy rzut oka - małżonką. Na dole mamy Drake’a Sinclaira z piękną Becky, nową właścicielką tytułowego szóstego rewolweru..
Perypetie tych dwóch grupek na razie przeplatają się. Tylko co pewien czas zaś dochodzi do konfrontacji między nimi. Generałowi ma pomóc czterech jeźdźców (takie nawiązanie do jeźdźców apokalipsy) i armia ożywionych trupów. Sinclair wydaje się być postacią bardziej realną. Ale nie jest pozbawiony tajemnic. Miejsca, w których pojawiają się bohaterowie są wyjęte z Dzikiego Zachodu. Miasteczko Brimstone, farma Montcriefów, pustynie. Ale obok nich pojawiają się motywy ze świata duchów. Drzewo wisielców, schowany przed światem fort a także Paszcza – miejsce, w którym ukryty jest ponoć skarb. Cóż nim jest? Większość sądzi, że coś, na czym można się nieźle obłowić. Ale patrząc na wizje Becky można przypuszczać, że w kolejnych odcinkach serii dostaniemy na planszach komiksu niezłe piekło.
„Szósty rewolwer” jest serią stricte rozrywkową. Wpisuje się w nurt mainstreemowych, znanych już w Polsce historii typu „Hellboy” czy „Lucyfer”. I Bunn, i Hurtt nie odbiegają od poziomu ich twórców. Ja nazywam sobie ten poziom dobrym rzemiosłem. Zaskoczeniem jest tylko fakt, że wydawcą serii jest Timof - znany do tej pory z alternatywnych komiksów. Oby tylko nie oznaczało to, że edytor zamierza zmieniać politykę i wejść mocniej – kosztem komiksów Joanna Sfara, Craiga Thompsona, Igorta czy Lewisa Trondheima – w główny nurt. Byłoby szkoda. Niech lepiej „Szósty rewolwer" zostanie wyjątkiem w jego ofercie. Ciekawym, ale nie na tyle, by wypierać albumy wspomnianych przed chwilą twórców.
|
autor recenzji:
Mamoń
07.06.2015, 15:40 |