Zasada jest tylko jedna. Żadnych zasad!!! Hasło to pojawia się już na okładce. I obowiązuje aż do ostatniej strony komiksu „Vreckless Vrestlers”. Jego autor – Łukasz Kowalczuk – serwuje czytelnikowi absurdalną, zakwaszoną historię o… wrestlerach.
Z tym czytelnikiem to lekka przesada. „Vreckless Vrestlers” to komiks niemy. Z prostego powodu: „Wrestlerzy walczą, nie gadają!” Mówimy więc o oglądaczach, o śledzących poczynania wrestlerów wyselekcjonowanych przez Managera - założyciela legendarnej federacji Vre Vre.
A wyselekcjonowani bohaterowie-wojownicy to:
- Crimean Crab oraz The Eye, którzy do ligi trafili z roku 1964 roku, z radzieckiego Sewastopola;
- reprezentujący planetę K-TZE VEgan Cat, który do ligi dostał się z roku 1073;
- Flatwoods Monster z Zachodniej Wirginii;
- Hippie Killer – nasz łysy kibol z Gdyni (wzrost 180 cm, waga 100 kg);
- Barbarica wprost z Valkyrieville w Asgardzie;
- Sergeant Reptilion wyjęty z XXV wieku, z Jeruzalembergii;
- i wreszcie Spike Lee, który w latach 80. XX wieku zamieszkiwał w San Francisco.
Miejsce walki to z kolei miasto Excelsior z licznymi arenani, w których zawodnicy zjawiają się w latach 3067 i 3068.
Fabuła to prawdziwa jazda bez trzymanki. Nie da się jej opisać – Kowalczuk rysuje to, co mu w głowie zaświta. Rysuje coraz bardziej absurdalne sceny walk, których zwieńczeniem jest pojawienie się wielkiego Bullgoda. Bo „Vreckless Vrestlers” to komiks, gdzie - prócz absurdu - rządzi krew, złość oraz agresja. Gdzie kolejne walki oznaczają kolejne zakłady, coraz większe pieniądze. Oznaczają biznes, którym kręci Manager.
W biznes bawi się też autor. „Vreckless Vrestlers” to produkt. Produkt wokół którego wirtualnie „kreuje” inne produkty: figurki, zeszyty komiksowe, karty, znaczki (reklamuje je na łamach wydania zbiorczego „VV”).
„Vreckless Vrestlers” z ambitnymi komiksami, do których przyzwyczaiła nas Kultura Gniewu nie ma niczego wspólnego. To raczej powrót do korzeni. Do czasów, gdy oficyna stawiała na underground i drukowała prace Pały i Ryśka Dąbrowskiego. To też hołd złożony programom i bohaterom, na których wychowywali się odbiorcy komiksów oficyny. Tej całej tandecie – jak dziś byśmy ją określili – którą byliśmy karmieni w latach 80. i 90. XX wieku.
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.