Trzeba przyznać szczerze, że pierwszy tom „Undertakera” pt. „Pożeracz złota”, który na polskim rynku ukazał się (dzięki wyśmienitemu wydawnictwu Taurus Media) prawie równocześnie z premierą oryginału, czyta się świetnie. Historia zaprezentowana przez scenarzystę Xaviera Dorisona ("W.E.S.T. ", "Wartownicy", "Trzeci testament", "Long John Silver") i Ralpha Meyera – można rzec, ostatnio etatowego rysownika Dorisona (wspólnie wykonali pierwszy tom "XIII Mystery", oraz znamienity nieoficjalny spin-off Thorgala dyptyk "Asgard") jest co najmniej nietuzinkowa i warta wydanej kasy. Szczegóły. Zapraszam do lektury.
Kalifornia 1868 - Jonasa Crowna (grabarza), głównego bohatera tej opowieści poznajemy w zabitej dechami, zapomnianej przez Boga wiosce, gdzieś pomiędzy San Bernardino, a Lancaster. Siedzi przed swoim czarnym karawanem, w swoim czarnym długim płaszczu, w cylindrze z ogromnym zarostem, i wypisz wymaluj wygląda jak smutny kopidół rodem z deszczowej Anglii. Czas prosperity dla grabarzy minął wraz zakończeniem wojny secesyjnej. O każde zlecenie muszą walczyć. Kiedy trafia się okazja wykonania ostatniej posługi dla jakiegoś bogacza z Anoki City, Crow nie waha się przekupić telegrafistę, aby owo zlecenie nie trafiło w ręce Flitburna, lub Woodmacka. Wraz ze swym majdanem - karawanem, zwierzęcymi towarzyszami doli i niedoli: parą koni Zefirem, Kobaltem i kontuzjowanym sępem – udaje się do górniczego miasteczka. Po dotarciu okazuje się, iż klient (!) żyje. Właściciel miasteczka i kopalni Joe Cusco zapewnia go, iż „do rana będzie martwy.” Ustala z Crownem warunki pogrzebu: chce zostać pochowany w swojej pierwszej kopalni. Gwarantami tej nietypowej transakcji ma być jego księgowa panna Rose Prairie, służąca Lin, oraz tutejszy szeryf Bigby. Od tego momentu rozpoczyna się szalona przygoda, w trakcie której trup ściele się gęsto. W tych trudach, mroczny i twardy charakter naszego grabarza mocno mu się przyda w dalszej podroży, gdyż los zgotuje mu nie lada pierepałki. Dziki Zachód, i jedno jest pewne, tu za każdą rzecz trzeba będzie zapłacić.
Xavier Dorison zaoferował czytelnikowi trzymającą w napięciu opowieść, w której akcja pędzi niczym otoczony przez „Indian żelazny koń”. Pojawia się wielu wykolejeńców i kanalii oraz wszelkiej maści postaci. Zaczynając od Crowna, który jest najbardziej mroczną i tajemniczą personą. Nasz zuch nie raz pokazuje rogi i prawdziwe męstwo, przy tym głosząc w specyficzny sposób Biblię (upodobał sobie listy Św. Pawła do Kalifornijczyków). Crown jest zarozumiały, a jednocześnie szlachetny. Jest odważny i bezwzględny, a zarazem ma złote serce, co można czasem tłumaczyć, iż szybciej działa niż myśli, lecz i jest gościem o cynicznym poczuciu humoru. Np. karmi swojego sępa stekiem, w salonie wypełnionym biednymi górnikami, dla których jedyną potrawą jest suszone mięso unurzane w papce fasolowej. Taki chojrak!
Dzięki geniuszowi scenarzysty, w tym albumie takich smaczków i charakternych zuchów jest jeszcze więcej! Dobry, zły, brzydki - nie ważne. Nie należy wprost oceniać ich moralności, tu każdy ma coś za uszami. Bohaterowie są niesamowicie wyraziści i esencjonalni. Xavier Dorison genialnie to wszystko skroił. Świetne poprowadził wszelakie wątki, nacechował charakterkiem i wspaniałym odwzorowaniem psychologicznym. Wydarzenia następują w coraz większym tempie, a zwroty akcji trwają nieprzerwanie. Na marginesie - fabularnie jest to właściwie antywestern sytuujący kowbojski etos w realistycznym, odbrązawiającym kontekście, ale jakże jest przemyślany i wciągający! Nie dziwota, iż Dorison dostał prace przy kontynuowaniu przygód Thorgala. Ten scenarzysta zdąża ścieżką Van Hamma.
Od strony graficznej również nie można się do niczego przyczepić. Prace Ralpha Meyera oddają klimat Dzikiego Zachodu. Są wykonane z pietyzmem, malarską kreską, w pięknych kompozycjach - są pełne mrocznej maniery, a do tego wiernie oddają realia z epoki. Wszystko to potwierdza, iż mamy do czynienia z tytułem nietuzinkowym. Odpowiedni klimat buduje również interesująca kolorystyka, którą wspólnie z rysownikiem wykonała Caroline Delabie. Cieszy również skrupulatność wykonania polskiej edycji. Twarda oprawa, kreda, i dopasowane liternictwo, bez błędów, i z perfekcyjnym DTP'em, z dodatkami: szkicownikiem, efektowną rozkładówką i porterami bohaterów, autentycznie robi wielkie pozytywne wrażenie.
Summa summarum. „Dziki Zachód, kowboje, Indianie, moja strzelba, mój mustang” i wszystko jasne. Western! Od zawsze kształtuje świadomość ludzi. Bez względu, czy w filmie, książce, czy w komiksie, utrzymany jest wspomnianych specyficznych realiach, w których od razu się odnajdujemy. Western jest czystą nieskrępowaną rozrywką, która pozwala odejść od znoju dnia codziennego, i taką rozrywkę otrzymujemy po lekturze tego komiksu. Autorzy z powodzeniem uchwycili esencję westernowego klimatu. Pięknie odwzorowali czasy Dzikiego Zachodu, tamtejszy anturaż oraz ówczesną broń itp. sprawy. Do tego nadali takiego rozmachu opowieści, iż nie można oderwać się od lektury. Ponadto z pozoru prosta opowieść jest bardzo przemyślana i dopracowana treściowo. Nie zabrakło w niej charyzmatycznych postaci, akcji, dramatów, komedii, sarkazmu i mocnych scen. "Pożeracz złota" nie zawodzi! Bez kozery, to jeden z najlepszych westernów jakie wydano w naszym kraju.
PS. Przeszłość grabarza - Jonasa Crowa skrywa jeszcze nie jeden sekret, a swój finał znajdzie (już wkrótce) w tomie "Taniec sępów".
POLECAM!
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
14.04.2016, 09:31 |