Choć obecni od lat na rynku wydawcy rozpieszczają czytelników komiksów coraz większą liczbą albumów, zeszytów i powieści graficznych, okazuje się, że na rynku wciąż jest miejsce dla nowych graczy. Takim graczem jest Studio Lain, które postawiło na komiks z Wysp Brytyjskich.
Czerpiąc z dokonań twórców zgromadzonych wokół magazynu „2000 AD” naturalnym było, że – obok serii „ABC Warriors” czy „Absalom” – edytor sięgnie też po prace, które firmuje swym nazwiskiem Alan Moore. Komiksowy guru znany świetnie, również w Polsce, ze scenariuszy do takich tytułów jak „Strażnicy”, „Liga Niezwykłych Dżentelmenów”, „Saga o potworze z bagien” czy też „Zagubione dziewczęta”. Pierwszym „moore’owym” tytułem ze Studia Lain jest „Ballada o Halo Jones”. Rozbita na trzy części historia, która ukazywała się na łamach magazynu „2000 AD” w połowie lat 80. XX wieku.
Jej początek mnie… zanudził. Komiks zaczyna się od banalnej, rozciągniętej do granic możliwości, wyprawy Halo Jones na zakupy po trochę nowych ciuchów. Na szczęście kolejne plansze zmieniają nastrój opowieści, miejsca gdzie rozgrywa się akcja. Wystarczy Jones wkręcić w wir wydarzeń, wrzucić w nowe światy – po odcięciu od miejsca, gdzie przyszło jej dorastać – by stworzyć mocną fabułę o nędznym, niewiele wartym życiu, wojnie gdzie przestają się liczyć jakiekolwiek zasady, dostępnej na wyciągnięcie ręki śmierci, ale też utraconej przyjaźni i zasadach, którym Jones próbuje być wierna. Zasadach, z których gdzie na front wybita jest wolność.
Moore w „Balladzie…” wykreował mroczny świat przyszłości, świat międzyplanetarnych podróży, rozsianych po galaktykach mało przyjemnych miejsc zasiedlonych przez nie do końca przyjazne stwory. Dzięki przyjęciu takiej konwencji Moore może puścić wodze fantazji. Każda z kolejnych części staje się coraz bardziej kosmiczna, coraz bardziej zadziwiająca. Podobać się mogą rysunki Iana Gibsona. W pierwszej chwili może przeszkadzać fakt, że utrzymane są tylko w dwóch barwach – czerni i bieli. Ale tak, jak rozkręca się Moore, tak samo z każdą kolejną planszą wsiąkamy w warstwę graficzną. Generalnie to realistyczna (o ile opowieść science fiction może być realistyczna), lekko przerysowana kreska oddającą nastrój i detal.
Podczas lektury „Ballady o Halo Jones” miałem skojarzenia z dwoma innymi komiksami. Pierwszy to serial stworzony przez duet Frank Miller / Dave Gibbons o perypetiach Marty Washington (został u nas zebrany w dwa tomy pod wspólnym tytułem „Marta Washington. Jej życie i czasy, wiek XXI”). Drugi zaś to trzyczęściowa „Wieczna Wojna”, którą napisał Joe Haldeman, a zilustrował Marvano. To rekomendacje same w sobie.
I tylko szkoda, że komiks Moore’a i Gibsona urywa się w momencie, gdy aż prosi się o ciąg dalszy…
|
autor recenzji:
Mamoń
06.03.2016, 16:56 |