Pamiętacie jeszcze dwa pierwsze albumy z serii „Yorgi”? Pamiętacie „Hipnagogiczny stan Yorgiego Adamsa” oraz „Ucieczkę z planety Vanish”? Nie pamiętacie? Nie dziwię się. Wszak ukazały się już trzy lata temu! Nadarza się jednak okazja, by je sobie przypomnieć. I by poznać też dalsze odcinki cyklu tworzonego przez Jerzego Ozgę i Dariusza Rzontkowskiego. „Yorgi” bowiem powraca w dwóch zupełnie nowych tomach - to „Komiks, którego nie było” oraz „Sąd ostateczny”. Nie wierzycie? A jednak!
Ozga zadebiutował w 1989 roku w „Komiksie-Fantastyce” 18-planszową nowelką „Księga Miecza”. W kolejnych dwóch dekadach rysowane przez niego czarno-białe prace drukowały właściwie wszystkie ukazujące się wówczas fanziny. Obecne były w „Klatce”, w „Komiks Forum”, w katalogach łódzkich festiwali komiksowych, w „AQQ”... Właśnie „AQQ” – w odcinkach - pokazało jego pełnometrażowy album „Ern”. Od razu w albumie pojawiła się „Misja Rozpaczy” oraz pierwsza odsłona parodii Klossa i Gwiezdnych Wojen zatytułowana „Salut Bohaterom” (ciągu dalszego – choć był zapowiadany – nie wydano do dziś). Można rzec, że Ozga był wszędzie, a jego prace poznawało się już po pierwszym kadrze, po pierwszej planszy. Zawsze były wyrysowane z dbałością o szczegóły, a jednocześnie niemiłosiernie zakreskowane. Te kreski były wręcz jego znakiem rozpoznawczym.
Odejściem od tego stylu była tylko podzielone na dwie części adaptacja „Quo Vadis”. Pojawiła się w roku 2001, równolegle z premierą filmu Jerzego Kawalerowicza i była próbą wypłynięcia poza komiksowe środowisko. Próbą – niestety - nieudaną… Później twórca popełnił jeszcze pojedyncze szorty (jednym z nich – „Moja ziemia obiecana” do scenariusza Rafała Urbańskiego – zdobył w 2003 roku Grand Prix na łódzkim festiwalu). I zniknął. Do komiksu Ozga wrócił na dobre dopiero przed kilkoma laty 24 planszami do albumu „1940 Katyń. Zbrodnia na nieludzkiej ziemi”. I znów zachwycił kunsztem, dbałością o szczegóły, ale i realizmem otrzymanych w szarościach rysunków (choć scenariuszowo nie było to żadne mistrzostwo). Tak samo jest w przypadku cyklu „Yorgi”.
Dariusz Rzontkowski zaczyna opowieść w Warszawie, w roku 1970. Od razu jednak przeskakuje z naszych realiów w odległą przyszłość. Do Omega City, w którego ciemnych zakamarkach skrywa się Yorgi. Nieświadomy niczego bezdomny z amputowaną nogą, o którym nagle przypomina sobie wierchuszka. Przypomina, gdyż okazuje się, że jest ostatnim ze Świetlnych, którzy przed 350 laty walczyli pod wodzą generała z neosowietami. Dziś generał skrywa się na satelicie „zawieszonym” nad planetą Vanish. O tyle osobliwą, gdyż to właśnie nią zamieszkuje rasa Massagettów uprawiająca święte drzewa, których owoce pomagają nawiązać kontakt z bogami. Właśnie po nie wyrusza tu Yorgi.
Ale Vanish to tylko jeden ze światów, który kreuje Dariusz Rzontkowski. „Yorgi” dzieje się pomiędzy Omega City, planetami plantacyjnymi, producentami… ludzkich części zamiennych, między satelitami. Dzieje się w świecie, w którym polityka miesza się z wielkimi koncernami i biznesem. Gdzie narkotyki i psychotropy pozwalają żyć. I gdzie rządzi tak naprawdę ten, kto ma akurat kasę. W Omega City jest to Swan – wiekowy już staruszek i jego klon zwany „Swanem Młodym”. Trybiki te próbuje rozpracować dziennikarka Eli Taylor – dawna kochanka bohatera, dziś ukrywająca się pod nazwiskiem Gwen Lorelei… I wydaje się być wyraźnie zdziwiona, gdy na jej drodze znów pojawia się Yorgi.
Historię tę Rzontkowski kontynuuje w drugim z tomów - „Ucieczka z planety Vanish”. Ale w trzecim - ukazuje się po trzyletniej przerwie - decyduje się na przeskok i w czasie, i w przestrzeni. Zastanawia mnie czy takie miał od razu zamierzenie, czy też zmiany w koncepcji serii dokonał w tzw. międzyczasie. Trzecim tomem miał być przecież album „Chłopiec, który pamiętał przyszłość”. Tymczasem trójką, która pojawiła się na półkach sklepów z komiksami jest album zatytułowany... „Komiks, którego nie było”! Na okładce widzimy niejakiego Janka Cieślika, który w rękach trzyma właśnie komiks, którego nie było. Komiks, którego nie było nam poznać. Równolegle ukazuje się też już tom numer 4 - „Stan wyjątkowy”.
Kim jest Cieślik? To porucznik Milicji Obywatelskiej, który w nowych tomach gra jedną z głównych ról. Z przyszłości przenosimy się bowiem do przeszłości. Dariusz Rzontkowski zabiera nas do głębokiego PRL-u, ale PRL-u, w którym nie wszystko jest takie, jak znaliśmy z historii najnowszej. Stworzył scenariusz, w którym polsko-ludowa rzeczywistość miesza się z dobrym kryminałem i opowieścią fantastyczną. Jej kulminacją ma być inwazja Rosjan wspieranych przez kosmitów, którzy wylądują w barze mlecznym na warszawskim Nowym Świecie :) Absurd? Jak cały PRL, lata gdy Polska budowała socjalizm… Dlaczego więc z niego nie zadrwić jeszcze bardziej?
Doskonale poczuł to Jerzy Ozga (przy okazji wraz z przeskokiem czasowym zmienił styl rysunków; dwa pierwsze tomy serii zrealizował w tuszu, dwa kolejne są w ołówku). Wykonał kawał roboty, by zadbać o szczegóły. By oddać ducha epoki. Stąd na planszach „Trybuna Ludu”, duże fiaty, budki telefoniczne (oczywiście z urwanymi kablami), sklepy z alkoholem sprzedawanym od 13-tej czy legendarny komputer Odra. Sportretował też liczne postaci i z pierwszych stron ówczesnych gazet, i z literackiego światka, ale również współczesnego komiksowa. Edward Gierek, Leonid Breżniew no i jeszcze „młodszy porucznik Putin”, który na jednej z plansz słyszy, że zrobi jeszcze karierę – to pierwsza grupa. Dalej Stanisław Lem i Philip Dick, którzy spotykają się w Krakowie, na kongresie futurologicznym. Wreszcie Adam Rusek, Maciej Parowski (to chyba on robi za konika) i Grzegorz Rosiński złapany podczas prac nad planszami o obcych w Emilcinie – jako ludzie z komiksowa.
Na ostatniej stronie albumu „Sąd ostateczny” dostajemy zapowiedź następnego odcinka. Podobno ma to być „JJ Ozzi znowu nadaje”. Czy będzie? Tylko autorzy (i może wydawca) wiedzą…
|
autor recenzji:
Mamoń
03.09.2015, 21:43 |