Z najnowszym Asteriksem było jak z drugą płytą nagrywaną przez dobrze zapowiadający się zespół. Każdy na taki krążek czeka z duszą na ramieniu. Zastanawia się, czy kapela podoła, czy udźwignie oczekiwania słuchaczy. Bo choć najnowszy Asteriks – „Papirus Cezara” – wychodzi z 36. już numerem na okładce, jest dopiero drugim stworzonym przez Jean-Yvesa Ferriego i Didiera Conrada. To oni przejęli pałeczkę po Albercie Uderzo.
Dla przypomnienia. Uderzo wraz Rene Goscinnym stworzyli 24. przygody dwóch dzielnych Galów (+ krótkie historyjki, które złożyły się na album „Galijskie początki”). Po śmierci genialnego scenarzysty (Goscinny na koncie, prócz Asteriksa, ma przecież książeczki z Mikołajkiem oraz komiksy z serii Lucky Luke, Iznogud czy Umpa Pa) rysownik spróbował sam wymyślać kolejne scenariusze. Z różnym efektem stworzył osiem - jeśli dobrze liczę - albumów. Po czym znalazł następców i przeszedł na zasłużoną emeryturę. I słusznie.
Ferri i Conrad zadebiutowali przed dwoma laty „Asteriksem u Piktów”. I album ten był jak złapanie przez serię wiatru w żagle. Ferri czerpał garściami z genialnych patentów Goscinnego. Kolejna wyprawa – do Szkocji – była dla niego okazją do przedstawienia zwyczajów mieszkańców kraju, który zostaje wzięty na tapetę. Z kolei Conrad doskonale „podrobił” kreskę Alberta Uderzo. Dlatego też oczekiwania wobec kolejnego stworzonego przez nich komiksu były ogromne.
Niestety jak to często jest w przypadku wspomnianej drugiej płyty dobrze zapowiadającej się kapeli, tak też drugi album następców Goscinnego i Uderzo nie do końca spełnia pokładane w nim oczekiwania. Po „Asteriksie u Piktów” chciało się czegoś więcej. Kolejnego worka pełnego dobrych żartów. Co w opowieści „Papirus Cezara” dostaje czytelnik? W sumie śmieszną historyjkę, w sumie bardzo dobrze narysowaną, ale… Czegoś mi w niej jednak brakuje.
Ferri zadbał o humor słowny, do którego przyzwyczaił nas przez lata Goscinny - tłumacz momentami przeniósł go na polski grunt; weźmy tabloidy o swojsko brzmiących nazwach „Factus” i „Superexpressus”. Są motywy główne, na których bazuje cały komiks - tytułowy papirus Cezara (to jeden z rozdziałów wspomnień Cezara, zatytułowany „Porażki w walkach z nieugiętymi Galami z Armoryki”) i szukający sensacji dziennikarze. Odkrywane są też kolejne tajemnice Galów. To, że przekazują sobie przypowieści słownie, z pokolenia na pokolenie nie dziwi. Ale to, że przywiązani są do horoskopów? W sumie… Niezły to patent, by pociągnąć kilka wątków. Jest oczywiście też strach Rzymian przed wioską niepokonanych a także uczta na planszy z numerem 44. Ale to wszystko to nieco za mało…
A może „Papirus Cezara” nie podpasował tylko mi? Dlatego, że wolę czytać o perypetiach Galów, gdy wyruszają na podbój kolejnych krain, a nie „kiszą” się we własnej wiosce? Z prostego powodu. Też uwielbiam ruszać w nie do końca znane… Mimo tego sięgnę po kolejny album. Z ciekawości. Ale też po to, by sprawdzić jak Ferri i Conrad poradzą sobie z „trzecią płytą”. Wszak ta zazwyczaj jest znacznie lepsza niż druga.
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.