PiS OF SHIT
„Likwidator kontra Kaczystan” to zdecydowanie jeden z najmocniejszych, najbardziej kontrowersyjnych, ale też i najlepszych komiksów o uśmiechniętym ekoterroryście. „Zielonej Gwardii”, mojemu ulubionemu albumowi serii, wprawdzie nie dorasta do pięt, nie mniej dostarcza mocnej, czasem aż nazbyt, rozrywki stanowiącej odtrutkę na obecną sytuację polityczną.
Rok 2015, konwencja wyborcza PiS. Kiedy partia dochodzi do władzy a Beata Szydło zostaje mianowana premierem Polski, na jaw wychodzą fakty z jej przeszłości, które zmuszają ją do ustąpienia na rzecz Jarosława. Ten już wkrótce rozpoczyna budowę wielkiego kanału bałtyckiego, a zachęceni jego słowami żyjący na obczyźnie rodacy wracają do kraju. Protestujący ekolodzy są katowani, w Polsce zaczyna liczyć się czystość polskiej krwi, a wszędobylski patriotyzm przybiera formę symboli armii krajowej zamieszczanych, gdzie tylko się da – powstają powstańcze sklepy, lokale, nawet produkty w kształcie wszystkim doskonale znanego symbolu, a ubrane w mundury AK grupy rekonstrukcyjne strzelają do ludzi na ulicach. Wkrótce powstają także gułagi dla antysystemowych artystów, a sytuacja z każdą chwilą staje się coraz trudniejsza. Dlaczego Likwidator tym razem nie interweniuje? I co czeka ten kraj?
Patrząc na to, jak prezentuje się sytuacja w kraju, a w szczególności w (już tylko z nazwy) „wolnych mediach publicznych”, komiks Dąbrowskiego, choć wydany przed dwoma laty, wciąż pozostaje aktualny – może nawet bardziej, niż w dniu swojej premiery. Czy autor przekroczył granice satyry, czy też nie, każdy musi osądzić sam – trupy z twarzami czołowych polityków partii rządzącej i nie tylko padają gęsto, a informacje na ich temat mogą podnieść ciśnienie głównym zainteresowanym – ale ostrość tego albumu tak czy inaczej jest ożywcza. Nie zawsze zgadzam się z autorem, nie trawię jego „rozliczania” się z wiarą (które jest bardzo naiwne i niedojrzale), nie przepadam za samym Dąbrowskim, którego wizerunek wyłania się z jego dzieł (tym razem stał się jednym z ważniejszych bohaterów własnego komiksu), a argumentacje Likwidatora są łatwe do obalenia nawet przez dziecko. A jednak lubię tą serię. I lubię brutalność, z jaką rozlicza się ona z sytuacją polityczną w kraju, niezależnie od tego, jaka partia trzyma akurat władzę.
Poza tym Dąbrowski po prostu świetnie rysuje. Z jednej strony kreska jest prosta i cartoonowa, z drugiej autor bezbłędnie oddaje charakterystyczne rysy twarzy znanych osobistości (może Szydło wygląda bardziej, jak Hanna Gronkiewicz-Waltz, ale to drobiazg). Poza tym jego ilustracje, czy to w czerni i bieli, czy też w kolorze (a takich też tutaj znalazło się kilka) mają w sobie jakiś niezaprzeczalny urok. I chociaż to jeden z tych komiksów, których nie da się polecić wszystkim – a dodatkowo chyba nie znajdzie się czytelnik, który choć raz nie poczułby się obrażony – do poznania „Likwidatora” zachęcam tych, którzy chcą ostrej, brutalnej i wulgarnej satyry bezkompromisowa rozliczającej się ze wszystkim aspektami obecnej sytuacji w Polsce.
|
autor recenzji:
wkp
05.07.2017, 15:14 |
Kaczystan. Potoczna nazwa państwa w Europie Środkowo-Wschodniej, w którym władzę przejęła partia Prawo i Spolegliwość. Na czele uformowanego przez nią rządu stanął prezes Jarosław Kaczorski. Zgodnie z zasadą „Jedna Polska. Jedna partia. Jeden prezes”. Program partii, której nazwa w skrócie to PiS, jest klarowny: JOW-y, podniesienie stopy życiowej Polaków oraz zapewnienie pracy w kraju tym, którzy zdecydują się na powrót z Wysp Brytyjskich. To wystarcza, by PiS w 2015 roku wygrał wybory. I wprowadził swoje zasady.
Zasady są proste. Po pierwsze, zadbać o przyrost naturalny, tworząc sieć „Narodowych Domów Rozrodu”. Po drugie, zapewnić pracę wracającym z emigracji zarobkowej przy budowie Wielkiego Kanału Bałtyckiego. Po trzecie, skierować telewizję publiczną na właściwe tory. Po czwarte, zbudować wreszcie pomnik Lechowi Kaczorskiemu, „twórcy wielkiej Polski, zdradziecko zamordowanemu przez Ruskich i Tuska”. Po piąte, odświeżyć Muzeum Powstania Warszawskiego – teraz każdy może tu przypier$%&@lić Niemcom. Po szóste, stworzyć opłacane przez Ministerstwo Religii Katolickie Patrole Prewencji, prześwietlające (dosłownie) mieszkania w poszukiwaniu tych, którzy uprawiają seks nieprowadzący do prokreacji. No i wykreować ruch Duddystów, wielbiących prezydenta-cyborga, który jest „czystą dobrocią, prawdą i światłem”. Ruch wierzący w Polokomunitaryzm Duddyjsko-Kaczystowski, czyli najbardziej pro socjalną i prozwykłoludzką formę ustrojową.
Tak, to Polska A.D. 2015 właśnie… W najnowszym – a to już piętnasty album - „Likwidatorze” mamy niezły miks. Mamy Żołnierzy Neo-Wyklętych pod wodzą Neo-Łupaszki, którzy rozprawiają się z emerytami-postkomunistami oraz młodym kolaboracyjnym ścierwem, które nie stanęło do walki z III RP. Mamy obóz pracy dla wracających do kraju, mamy ośrodki do walki z In Vitro, mamy ośrodek resocjalizacyjny dla twórców – filmowców, literatów czy muzyków - zagubionych ideologicznie. Rysiek Dąbrowski (swoja drogą co z niego za człowiek – mieszka, jak jakiś patolog, na Mazurach a nie jak ludzie w bloku…) nie zapomina też o klauzuli sumienia, śledztwach smoleńskich, powstaniach, wreszcie patriotycznych i kresowych uniesieniach prawdziwych Polaków. I wysnuwa teorię – oczywiście poprzez jednego z bohaterów – że rysownicy satyryczni to wytwór szatana. Co innego doktor Hasan, redaktor Fildstein, prezydent Dudda, ksiądz Oko, wicepremier Kukisz czy katolicki talib Terlikowiecki. To Polacy z krwi i kości!
Zaskoczeniem jest powód tak szybkiego i łatwego rozpleniania się IV RP. Otóż to wszystko przez… Likwidatora. Ale przecież on też musi czasami odpocząć, np. wyskakując z rodziną na Kretę. Spokojnie, już wraca. I bierze się za porządki. Najwyższy czas! Najwyższy czas poprowadzić marsz na Warszawę. Najwyższy czas znów wprowadzić porządek indywidualistyczno - wolnościowy w miejsce narodowo-katolickiego pislamu. A prościej – najwyższy czas, by dobro znów zwyciężyło. Jak to w „Likwidatorze” zwykle bywa.
|
autor recenzji:
Mamoń
17.01.2016, 19:16 |