NAJLEPSZE MIEJSCE
Ten album jest jak doskonałe kolekcjonerskie wydanie DVD. Duży format, świetna jakość, piękna twarda oprawa, komplet dwunastu zeszytów serii zebranych w środku i imponująca masa dodatków – od komentarzy twórców do poszczególnych części, po solidną galerię okładek i ilustracji. Ale to tylko otoczka, tylko strona techniczna, a jest przecież coś istotniejszego – „Miejsca” to po prostu rewelacyjny komiks z górnej półki, po który sięgnąć powinien każdy ambitny czytelnik.
Megan McKeenan. Dziewczyna. Młoda kobieta. Kobieta wreszcie. Jej życie to miejsca, ale miejsca różne, bez tego jednego jedynego. Jej życie to podróż przez Amerykę Północną, przez dwanaście miast – od Portland w Oregonie, po Vermont – w poszukiwaniu samej siebie i domu. Ale też i podróż przez dwanaście lat egzystencji i wyborów. Dwanaście lat przemian i ludzi spotykanych w trakcie, domów do zamieszkania i zajęć do wykonania. Ewolucji jaką przechodzi od zagubionej dziewczyny tkwiącej u boku faceta, którego niszczyło uzależnienie zmuszającej i jego i ją do ciągłej ucieczki i ciągłego poszukiwania sposobów zdobycia narkotyków, do dorosłej kobiety, która… Właśnie, czy Megan odnajdzie wreszcie miejsce tylko dla siebie?
Ten komiks imponuje. Trzy lata pracy i nominacja do nagród Harveya i Eisnera – najważniejszych wyróżnień branży komiksowej, które śmiało można by porównać do BAFTA i Oscara – to fakty, które robią wrażenie, jednak największe wrażenie robi sama historia (a właściwie historie) i ilustracje. Brian Wood, którego w naszym kraju znamy z „DMZ” czy ostatnio „Star Wars: W cieniu Vavina” wykonał kawał dobrej roboty pisząc przejmujący, balladyczny scenariusz tej serii. Megan, jaką przedstawia, to postać z krwi i kości, postać żywa, absolutnie nie papierowa, z własnym charakterem, przekonaniami i własnym życiem. Podobnie jest też z innymi postaciami, jakie wtrąca na jej drogę los, ale to na jej barkach spoczywa odpowiedzialność za całą historię. Bo choć inni bohaterowie również fascynują (tu w szczególności wspomnieć należy chłopaka od polaroida, chłopaka, który włamuje się do niej do domu, ale na zasadzie przyzwolenia z jej strony, komunikując się z Megan za pomocą podpisanych krótko zdjęć), nie kto inny jak ona podtrzymuje cały motyw podróży do dojrzałości i odnalezienia siebie. Motyw znany. Zgrany? Być może, ale w ujęciu Wooda chwytający powiew świeżości i nowy oddech.
Rysunki Ryana Kellyego (tak, tego od serii „Lucyfer”) to doskonałe uzupełnienie całości. Pokazał kiedyś, jak doskonale czuje się w statecznych, obyczajowych opowieściach rysując (swoją drogą także do scenariusza Wooda) „The New York Four” i kontynuację „The New York Five” i swoją wielkość na tym polu udowadnia także w „Miejscach”. Jego czarnobiałą kreskę najłatwiej można by było podsumować określeniem „gdyby Paul Pope rysował mangę”, ale byłoby to zbyt duże uproszczenie. Bo owszem, twarze w wykonaniu Kellyego mają coś z Pope’a, a kadrowanie, sporadycznie używany cień i przywiązanie do detali ma coś z mangi, ale jego rysunki to styl własny, piękny i ujmujący. Znakomicie budujący klimat i znakomicie operujący czernią i sporadycznym cieniowaniem.
Czytanie i oglądnie „Miejsc” to wielka przyjemność, ale przyjemność także skłaniająca do refleksji i wracania do niej raz po raz. Pięknie przy tym wydana, z mocą dodatków i świetną jakością – to pozycja absolutnie konieczna dla każdego fana komiksu i ambitnych, ceniących sztukę czytelników. Polecam gorąco!
|
autor recenzji:
wkp
13.05.2016, 16:42 |