TO PIEKNO NIE ZDYCHA
Europejczycy wiedzą, jak robić komiksy, a „Azymut” to doskonały na to dowód. Znakomita fabuła, rewelacyjne pomysły na świat i jego mechanikę i zniewalająca szata graficzna. Tytuł tego tomu to „Niech Piękna zdycha”, ale piękno tego komiksu najlepiej niech trwa jak najdłużej.
Każdy chciałby żyć wiecznie. Każdy chciałby znaleźć sposób by zatrzymać czas, a najlepiej ten czas zabić. Każdy też ma swoje metody, choćby taka królowa Etera, której służy woda z klepsydry Klepsydrawi, kto zaś metody swej jeszcze nie odkrył – szuka. Szuka więc także i Piękna, która wraz ze swoją szaloną ekipą indywiduów przybywa do latającego zamku barona Smutka. Baron to postać legendarna, ktoś, kto odkrył, jak młodość i życie czerpać z cierpienia innych ludzi i to właśnie on może spełnić marzenia Pięknej. Jaka jest jednak ich cena?
Tymczasem towarzysze Pięknej zwiedzając osobliwą, zupełnie wypraną z barw posiadłość Smutka, wpadają w kłopoty, które mogą się dla nich źle skończyć…
To, co obok zachwycających ręcznie malowanych rysunków urzeka w „Azymucie” najbardziej, to konstrukcja świata. Nikt nas tu zbytnio nie wprowadza w całość, ot kilka faktów podanych w otwierającym komiks bestiariuszu, i nagle zostajemy wrzuceni w świat, w którym niemal nic nie jest takie, jak w naszym, za to możliwe jest chyba wszystko. Tu obok ludzi żyją mówiące zwierzęta czy istoty z piasku, a całą faunę stanowią zwierzęta inne, niż myślicie, bo na wpół mechaniczne. Z tym, że nie ingerencja człowieka je takimi stworzyła (a przynajmniej tego wszystkiego zbyt dokładnie jeszcze nie wiemy), a sama natura, jakby nakręcane mechanizmy je wypełniające były biologicznymi organami. Poza tym rzeczywistość bohaterów to alternatywny kierunek naszej (r)ewolucji technologicznej. Podczas gdy nasz świat poszedł w stronę maszyn parowych, a w rezultacie znanych nam napędów, świat „Azymutu” wybrał rozwój mechanizmów zegarowych. Jednym słowem to świat clockwork punkowy, chociaż osadzony przy tym jakby w retrofuturystycznym klimacie.
Ramię w ramię z przemyślanym światem idzie także przemyślana fabuła, pełna szalonego tempa, przygód, zwrotów akcji, humoru, miłości i drobnej nuty erotyki. A gdzieś w tym wszystkim pobrzmiewają niegłupie całkiem pytania egzystencjalne. Czy trzeba czegoś więcej w komiksie popularnym?
Graficznie „Azymut” to realistyczna, choć utrzymana w komediowej konwencji perełka z genialnym kolorem. Tu każda plansza, każdy kadr i szkic nawet stanowią małe dzieło sztuki, na które chce się patrzeć godzinami. Aż szkoda, że ta seria liczyć ma jedynie 5 albumów, ale z drugiej strony zakończenie jednego etapu oznacza najczęściej początek innego, a co za tym idzie można mieć nadzieję na kolejne komiksy spółki Lupano i Andreae. Oby było ich jak najwięcej!
Polecam gorąco.
|
autor recenzji:
wkp
23.05.2016, 16:27 |