Stęskniliście się za Fernandem? Nic prostszego. Proszę sięgnąć po drugi tom z jego przygodami!
Fernand to wampir. Z pierwszego zbioru komiksów ze swymi perypetiami spoglądał na nas wyłupiastymi oczkami (naszą reckę można znaleźć na WAK). Na dwójce towarzyszy mu już piękna Aspirine! Ona też skradła mu tytuł komiksu. To już nie „Wampir” z dopisaną dwójką, ale „Aspirine” właśnie. Czy skradła też rolę tytułową? Na szczęście nie. Fernand – swój wampir z Wilna – dalej gra pierwsze skrzypce. A towarzyszy mu cała sfarowska menażeria, dobrze znana z jego innych komiksów oraz pierwszego spotkania ze staromodnym krwiopijcą. W pierwszym, ociekającym krwią komiksie dostaliśmy cztery historie. W drugim mamy trzy kolejne odsłony wampirzych perypetii (są to „W kręgu magów”, „Lud jest golemem” oraz „Wiek, w którym umieramy”). Dalej podszytych miłością. Do krwi, do pięknych kobiet. Do Leo. No i – choć mówi, że go nie wzrusza, to mimo wszystko - do tytułowej Aspirine.
Na kartach drugiego tomu dzieje się. Oj się dzieje. Pięknych dziewczyn – i tych prawdziwych, i tych wampirzych – nie brakuje. Sublokatorka Magda, wiedźma Nope (już trzykrotnie obolała prawko na miotłę), wspomniana Aspirine i jej siostra Josamicina, Duch Dzienny oraz przedstawicielka świata mediów – okularnica ze Współczesnej Rodziny Katolickiej. Nie brakuje kawalerów. Obok Fernanda do krasawic „cholewki smalą” laskołak Richard (tak, ten sam, który na widok pięknych kobiet zmienia się w szalonego wilkołaka; w knajpach równie dobrze znany, jak w Rzymie papież), Vincent o twarzy Franza Kafki i młody, zdolny Edmundo – wampir z Kuby rodem (dresiarz, promujący modę na Gothic Sportwear). Joann Sfar miksuje swymi bohaterami, wystawia ich na miłosne próby. I drwi, gdy zaczyna im już coś wychodzić. Bo „historie miłosne kiedy się kończą, to się kończą”. Choć byśmy chcieli, by było inaczej…
Ale „Aspirine” nie jest tylko tanim romansidłem. Podobnie jak w pierwszym tomie Sfar znów sięga po bohaterów swych poprzednich komiksów. Stęskniliście się za kotem rabina? Proszę bardzo, znów jest. Tak samo jak Humpty Dumpty, rabin Eliaou i jego golem - a nawet dwa! - oraz Człowiek Drzewo. Wyjęci ze swoich światów, zmiksowani (podobnie jak bohaterowie wkręcani w dziwne związki) i wstawieni do wampirycznego Wilna. Ale golemy, wampiry i wiedźmy są na tyle uniwersalne, że pasują również i tu. I to nie koniec dziwów. Tylko u Sfara możliwe jest to, że Golem zagra cygańskie rytmy, w rolę wykidajły wcieli się gigantyczny nietoperz, a brygada skinheadów dostanie w kość od nie do końca realnych postaci.
„Aspirine” to lektura obowiązkowa dla każdego, kto choć raz dał się wciągnąć w wykreowane przez Joanna Sfara historie. Bo Sfar wciąga. Jeśli jeszcze tego nie doświadczyliście, najwyższa pora nadrobić zaległości. Niezmiennie polecam.
|
autor recenzji:
Mamoń
26.12.2015, 19:34 |