autor recenzji:
wkp
30.05.2016, 17:55 |
Nazwisko Jakuba Rebelki na okładce sprawia, że o efekt wizualny martwić się nie musimy. A o scenariusz? Pierwszy tom „Miasta psów” to dopiero wstęp do – jak można przypuszczać – krwawej jatki w drugim z zaplanowanych tomów cyklu.
„Miasto psów” to połączenie fantasy, horroru oraz – jak mówi o komiksie scenarzysta Yohan Radomski – zemsty znanej z dokonań samego Szekspira. W pierwszym tomie mamy głównie pierwsze dwa elementy. Zemsta dopiero kiełkuje, dopiero się rodzi. Autor pierwszych pięćdziesiąt kilka plansz wykorzystał, by wprowadzić czytelnika w wykreowany przez siebie świat i odpowiedni nastrój. By wytworzyć odpowiedni klimat opowieści. I to mu się udaje.
Ten świat ma zadatki, by osadzić w nim nie dylogię (bo taki jest plan na „Miasto psów”), ale cały serial o żądzy zemsty. Miasta psów, jeleni czy ptaków to dobre określenie poszczególnych ośrodków osadniczych. Dopełniają je tajemnicze mokradła zamieszkiwane przez Calthę czy Wyspa Wisielców. No i postaci. Piękna Enora pragnąca zgładzić swego wuja Volasa. Jej cioteczny brat Janko. Dalej Elon, młody rybak-łowca dusz, który wciela się też z funkcję przewoźnika. Do tego jeszcze tajemnicze bractwa oraz Sarmuna i jej wilczyce. No i jeszcze ten tajemniczy „cień”… Ci bohaterowie byliby w stanie pociągnąć dłuższy serial. Serial o pragnieniu, by Miasto psów znów było miejscem wolnych ludzi.
Tyle założenia. Tyle „wchodzenia” w świat komiksu. Główna część akcji, czyli próba odbicia tytułowego grodu z rąk Volasa, nastąpi w części drugiej. Powiem szczerze, że tego ciągu dalszego dziś mi brakuje. Zostajemy bowiem pozostawieni przez scenarzystę w chwili, gdy chce się wiedzieć co zdarzy się dalej. I nie wiem, czy nie lepiej byłoby wydać od razu całą dylogię, by czytelnik mógł na raz poznać całą opowieść o Enorze… Z drugiej strony wiem, że rynek frankofoński rządzi się swoimi prawami. Bo – nie zapominajmy – to komiks, który powstał na potrzeby zachodniego odbiorcy.
Przyznam szczerze, że pierwsze plansze stworzone przez Rebelkę zaskoczyły mnie. Pamiętałem go jako autora psychodelicznych obrazów zaprezentowanych w art-booku „Element chaosu” a także odjechanych plansz z komiksu o kapeli Dick4Dick. „Miasto psów” to inna odsłona twórczości Rebelki. Na początku brakowało mi tego jego szaleństwa. Tego luzu, jaki pojawiał się w jego pracach. W „Mieście psów” wszystko wydaje się być ugrzecznione. Kolory – choć mroczne – są płaskie. Rysunki zaś utemperowane. Nieco szaleństw widać w planszach, gdy zaczyna się dziać coś więcej niż rozmowy (na kilku planszach Volas przypomina wtedy Wiedźmina rysowanego przez Przemysława Truścińskiego…). Z czasem jednak i do tego Rebelki można się przyzwyczaić.
Czy jestem ciekaw drugiego tomu "Miasta psów"? Mimo wszystko tak. Licząc, że Rebelka będzie mógł zilustrować w nim więcej scen walki. Bo te w jedynce wypadają najciekawiej.
autor recenzji:
Mamoń
25.05.2016, 10:52 |