Paski komiksowe z profesorem Filutkiem przez 55 lat – od roku 1948 do 2003 - drukowane były w „Przekroju”. Dobrze, że w końcu bohater doczekał się wydania w eleganckich albumach. Przed niespełna dwoma laty dostaliśmy tom zawierający komiksy z roczników od 1948 do 1966. Teraz otrzymujemy ciąg dalszy, czyli 814 pasków jakie Zbigniew Lengren stworzył między rokiem 1967, a 1984. W przygotowaniu zaś jest już tom trzeci – i będzie to już tom ostatni.
W pierwszym tomie mieliśmy więcej aluzji do PRL-u (choć kolejek nie darował; i słusznie). Autor wyśmiewał absurdy, z jakimi w nowej sytuacji politycznej przyszło się mierzyć międzywojennej inteligencji (jedna łazienka na piętro, przerwy w dostawach energii, przepełnione tramwaje). Mieliśmy też Filutka podrywacza i podglądacza. W drugim nasz bohater jest już nieco bardziej ustatkowany. Co nie znaczy, że jest nudny. Skądże, zwariowanych pomysłów nadal mu nie brakuje.
Poszczególne paski w tomie odpowiadają porom roku. Wiosną wszystko budzi się do życia, wtedy też i Filutek chętnie wystawia swą łepetynę w kierunku słońca. Latem pakuje się i wyrusza na wypoczynek. Jesienią zdaje się niczego sobie nie robić ze słoty. Zimą zaś – zaopatrzony w termofor (taka drobna aluzja do niedogrzanych mieszkań) – czeka świąt i nadejścia Nowego Roku. Lengren powtarza przy tym pewne patenty – żarty wokół wyprowadzania psa na spacer, jazdy na sankach – ale w komiksach gazetowych, nawet w „Fistaszkach”, przecież to się zdarza.
Ja tam Filutka kupuję.
autor recenzji:
Mamoń
20.06.2016, 19:07 |