KOPCIUSZEK NERD
W drugim tomie komiksowej serii, w której współcześnie żyjącym nam bohaterowie stają się częścią świata doskonale znanego wszystkim z baśni na scenę wkracza Kopciuszek. Jak przystało na serię „Grimm Fairy Tales” jest nowocześnie, niebezpiecznie, z nutą grozy, porcją krwi i szczyptą erotyzmu w postaci wydekoltowanych dziewczyn o dużych biustach.
Dla głównej bohaterki, Cindy, szarej myszki z zacięciem do bycia geekiem, chęć zdobycia popularności w szkole kończy się wyśmianiem i łzami. Załamana dziewczyna przypadkiem natrafia na wykład dr Seli Mathers „Baśnie. Fantazja jako nośnik rzeczywistości?”. Chcąc uciec od szarej codzienności wciąga się w opowieść o twórczości braci Grimm do tego stopnia, że dosłownie trafia w sam środek zdarzeń „Kopciuszka”. Cindy i główną bohaterkę owej baśni łączy bardzo wiele – niedoceniane, wyśmiewane, znieważane i prześladowane są własnym lustrzanym odbiciem, z tym, że Kopciuszek doświadcza tego wszystkiego nie ze strony rówieśników, a macochy i jej wrednych córek. Wtrącona pewnego dnia do piwnicy zostaje nawiedzona przez istotę, która każe nazywać siebie Wróżką Chrzestną, a która ma możliwość spełnienia marzeń dziewczyny. Jaka jednak będzie ich cena?
Ptaki dziobiące do krwi złe siostry i wydziobujące im oczy. Wydekoltowany Kopciuszek. Wróżka Chrzestna oferująca pomoc w zamian za duszę. Drugi zeszyt „Grimm Fairy Tales” pokazuje, że wie jak zdemitologizować znaną baśń. Zaczyna się, jak zawsze w przypadku tej serii i jak zawsze kończy – współczesnymi ramami, w których bohaterka bardzo podobna do baśniowej przeżywa własne „przygody”. Najważniejsze jest jednak to, co pomiędzy. Twórcy serii przepuszczają przez popkulturowy filtr znane nam baśniowe motywy i przywracają im dojrzalszą formę. To, co wychodzi spod ich ręki bliższe jest pierwowzorowi, niż można by się było spodziewać. Bracia Grimm spisywali w końcu legendy i podania, ale nie tworzyli książek dla dzieci. Baśnie powstałe na podstawie ich tekstów były niczym innym, jak ułagodzonymi ich wersjami. Tu pazur powraca i w lekkiej formie przeznaczonej dla nastoletnich odbiorców zabawia się schematami.
Co zmieniło się w tym zeszycie względem poprzedniego? W przypadku serii, w której każdy odcinek jest zamkniętą opowieścią, a tak przecież jest w tym przypadku (choć mam nadzieję, że jednak całość skorzysta z pewnych niuansów i spróbuje stać się jedną wielką historią) trudno mówić o zmianach, nie mniej wypada wspomnieć o nowym rysowniku. Aluisio De Souza („Victory”) radzi sobie nieźle i podtrzymuje wszystkie składowe jak chociażby amerykańsko-mangowa kreska. Jest trochę prościej, niż w „Czerwonym kapturku”, ale jednocześnie kolor i klimat zostały zachowane.
Podsumowując wszyscy, którym spodobał się pierwszy zeszyt „Grimm Fairy Tales” będą bawili się znakomicie, a każdy, kto zechciałby zacząć swoją przygodę w tym miejscu nic nie straci na braku znajomości wcześniejszej fabuły.
|
autor recenzji:
wkp
07.09.2016, 17:51 |