W 2013 r. wydawnictwo Ongrys podjęło się publikowania komiksowego dziedzictwa Jerzego Wróblewskiego, i trzeba przyznać szczerze była to decyzja najlepsza z możliwych - i skazana na sukces!
Razem z wyśmienitym dziewiątym tomem „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” na rynku księgarskim pojawiło się drugie poprawione wydanie z pierwszymi trzema tomami. Wśród nich szczególnie warto zainteresować się zeszytem drugim zawierającym komiksy „Tom Texas” i „Rycerze prerii” oraz trzecim z zawierającym komiksy „ Skarb Irokezów” i „My nigdy nie śpimy”.
Dlaczego warto posiadać w swoich zbiorach owe zeszyty, nawet gdy ma się pierwsze wydania? Jakie zmiany w nich nastąpiły? Jak się prezentują? Chcesz znać szczegóły? Zapraszam do lektury.
EDYCJA!
Oceniane tomy „Z archiwum Jerzego Wróblewskiego” zostały oprawiony w nowe okładki z rysunkami Mistrza z Bydgoszczy i pokolorowane przez Andrzeja Janickiego.
Zasadniczy wsad komiksowy zarówno w jednym jak i w drugim tomie nie został zmieniony. Dobra zmiana nastąpiła w innym aspekcie, a mianowicie zdecydowano się dokonać istotnej modyfikacji względem pierwodruku. W obręb kadrów - w komiksach „Rycerze prerii” oraz „Skarb Irokezów” - wprowadzono klasyczne dymki. W pierwowzorze gazetowym (i pierwszym wydaniu) wszystkie notki znajdowały się pod rysunkami i opisywały ze szczegółami wydarzenia, które i tak widoczne były na rysunkach. W niektórych momentach ilość tekstu pod obrazkiem przytłaczała, a z całą pewnością dublowała się, z tym co było widoczne. Dlatego na potrzeby tej nowej edycji, przeważającą część przypisów usunięto, a niekiedy przeniesiono do górnej ramki i wprowadzono klasyczne komiksowe dymki, z krótkimi zwięzłymi tekstami. Efekt ów spowodował, iż czarno-białe westernowe opowiastki nasączone esencjonalnymi dialogami i do tego otoczone dźwiękonaśladowczymi wyrazami np. wystrzałów, uderzeń , a których nie było na początku – najzwyczajniej nabrały wielkiej akcyjności, czytelności i atrakcyjności! Wyniku tych zabiegów każdy z tych zeszytów niczym nie różni się od współczesnych publikacji.
Ów efekt nie zaistniałby bez pracy całej ekipy tworzącej „Z archiwum...”. Nie byłoby tego bez wyśmienitej rekonstrukcji pasków, przygotowania graficznego, składu komputerowego i korekty, ale także takich rzeczy jak właściwy dobór papieru do wydruku. Ongrysowcy zadbali o każdy element rzemiosła edytorskiego. Z drugiej strony na zaistnienie tego pierwszorzędnego edycyjnego efektu pozwalał - geniusz prac Jerzego Wróblewskiego!
Czas więc przybliżyć zawartość ocenianych tomów.
TOM 2
Zawiera w swoim wnętrzu dwie większe humorystyczne opowieści westernowe pt. "Tom Texas" i "Rycerze prerii".
===
Przygody "Toma Texasa" pojawiły się w bydgoskiej popołudniówce 1 kwietnia 1961 roku, a po raz ostatni czytelnicy mogli się z nimi zaznajomić 29 kwietnia 1961 roku. Był to pierwszy i zarazem jedyny komiks w tej gazecie, który posiadał klasyczne dymki komiksowe. Historia cowboya Toma i jego wiernego konia Slima została zaprezentowana w przygodowym klimacie "Lucky Luka", a wyrażona w oprawie graficznej przypominającej „wypisz - wymaluj” opowieść o "Bolku i Lolku" autorstwa Władysława Nehrebeckiego i Alfreda Ledwiga. Przy czym „Bolek i Lolek” debiutował w 1962 roku, a „Tom Texas” rok wcześniej. Pytanie retoryczne. Kto się kim zainspirował? Jedno jest pewne, opowieść o dzielnym młodym kowboju, choć nie zrobiła kariery w bydgoskiej popołudniówce, gdyż była uważana przez czytelników „za historyjkę dla małych dzieci”, jednakże stała się kamieniem milowym zarówno dla autora, jak i dla inspirujących się na niej innych twórcach.
W tym miejscu pojawia się kolejna ciekawostka. Dobór tytułu (bohatera) komiksu nie był przypadkowy i nawiązywał do (przygód) słynnego autentycznego – cowboya z USA, Toma Mix'a!
Jerzy Wróblewski kochał Dziki Zachód! Yippee-I-Yay Yeej!
===
Drugą historyjką ukazaną w tym zeszycie są: "Rycerze prerii" (publikowane na łamach „Dziennika Wieczornego” od 29 kwietnia do 13 lipca 1965 roku). Głównym chojrakiem opowieści jest Pete Gleam, który w razie potrzeby potrafi wyszarpnąć rewolwer z olstra w czasie 0,47 sekundy i nigdy przy tym nie chybił celu. Razem z grupką przyjaciół ruszył w prerię! Życie cowboyów chcących ze wszelkich sił walczyć z niegodziwością nie jest lekkie. Trzeba mieć twardą szczękę, szybką rękę i mocną głowę! Jak sobie poradzą - nasze zuchy? Zabawy przy tym będzie co niemiara!
W „Rycerzach prerii” Wróblewski zastosował ten sam styl opowiadania i ten sam styl rysunku cartoonowo - groteskowego, który objawił się w późniejszych albumach o Binio Bill'u. Śmiało można rzec, iż tytuł ten jest swoistym prequelem dla przyszłych przygód polskiego imigranta Zbigniewa Bilewicza, który po przybyciu do Ameryki przyjął pseudonim BB i stał się rewolwerowcem. Widoczną inspiracją dla artysty był również western pt. „Siedmiu wspaniałych”.
Oprócz wspomnianych dwóch pełnowymiarowych historyjek w środku tego zeszytu znajdują się zacne dodatki, a mianowicie paski z serii „Wróbelek”, oraz rysunek konkursowy - drukowany w świątecznym numerze "Dziennika wieczornego".
TOM 3
W ocenianym tomie trzecim „ Z archiwum...” mamy do czynienia z dwoma dłuższym realistycznymi i i bardzo klasycznymi opowieściami westernowymi – „Skarbem Irokezów” oraz „My nigdy nie śpimy”.
===
„Skarb Irokezów” ukazywał się na łamach „Dziennika Wieczornego” od 14 sierpnia do 1 listopada 1976 r., i powstał do scenariusza Andrzeja Białoszyckiego, a z którym Wróblewski znał się bardzo dobrze i współpracował przy wielu projektach związanych z gazetą i komiksem. Obaj autorzy w tym czasie mieli już na swoim koncie między innymi wyśmienity western „Leworęki”, ale także równie wyśmienite komiksy „Zemsta faraona”, „Tropem zabójcy”.
Historia zaprezentowana w „Skarbie Irokezów” jest opowieścią przygodową, gdzie akcja rozgrywa się w dziewiczych i malowniczych sceneriach Dzikiego Zachodu. Samotny kowboj Baxter podróżując po owych bezdrożach amerykańskiej prerii jest świadkiem torturowania przez kilku oprychów starego Indianina z plemienia Irokezów. Postanawia mu pomóc, niestety dwóch drabów ucieka z miejsca strzelaniny. Rewolwerowiec spostrzega, iż rany Indianina są śmiertelne i zostało mu niewiele czasu. Odchodząc do Mannitu wódz postanawia zdradzić szlachetnemu kowbojowi tajemnicę dotyczącą miejsca ukrycia wielkiego skarbu plemienia Irokezów (i nie są to paciorki, ale ogromne ilości złota). Wraz z wydaniem ostatniego tchnienia powierza mu misję odnalezienia plemiennego bogactwa i przekazania go cierpiącym niedostatek, głód i ubóstwo krajanom. Baxter rusza do tej misji, ale na jego ścieżce pojawią się jeszcze nie wąskie indywidua. W drogę! Yippee-I-Yay Yeej!
Po lekturze widać wyraźnie, iż po wprowadzeniu do tego wydania klasycznych dymków fabuła i grafika nabrała nowoczesnego sznytu, a dzięki sposobowi jej poprowadzenia przez autorów - rozłożeniu narracji i graficznych akcentów autentycznie pozostaje w pamięci jak np. film „Tańczący z wilkami”.
Zaprezentowana przez autorów opowieść nasączona jest akcją, gdzie przygoda goni przygodę, a samotny kowboj Baxter jest postacią charyzmatyczną o ogromnym potencjale. Jego szlachetne rysy twarzy na tle nieszlachetnych i plugawo (nawet w rysunku) zaprezentowanych przeciwników trwale wbijają się w pamięć. Jest coś w tym bohaterze i jego przygodach magnetycznego, co udowodnili już obaj autorzy, sięgając po jego aparycję już kilka razy i kilka lat wcześniej – np. w „Powrocie Baxtera”. Mamy więc dobrych i złych i częste zwroty akcji, które podkreśla co rusz przepiękna dynamiczna kreska Jerzego Wróblewskiego. Czuć w tym komiksie taki sam klimat jak z kultowego komiksu „Przyjaciele Roda Taylora”, ale i z filmu „Złoto MacKenny”.
===
Składająca się na drugą część albumu westernowa opowieść „My nigdy nie śpimy” powstała na początku lat 90., do scenariusza Andrzeja Janickiego. Po upadku kultowego magazynu „Awantura” mocna ekipa bydgoskich twórców postanowiła stworzyć kolejny magazyn komiksowy, a dodawany np. do Gazety Pomorskiej. Niestety sprawa nie potoczyła się po myśli komiksiarzy. Tworzony z wielkim pietyzmem specjalnie na potrzeby periodyku, i w formacie gazetowym komiks nie został ukończony, gdyż latem 1991 r. zmarł Jerzy Wróblewski. Nie został dokończony przepiękny klasyczny western, do tego oparty na prawdziwej opowieści o agentach Pinkertona ściągających bandę braci Reno. Symboliczny kadr i posłowie do tej publikacji Andrzeja Janickiego mrozi krew i powoduje ogromne wzruszenie.
„My nigdy nie śpimy” jest autentyczną perełką tego zeszytu!
Z kronikarskiego obowiązku i na koniec - trzeci tom dopełniają unikatowe paski z serii „ Szeryf Bill”, a które powstały pod koniec lat 60.
Podsumowując! Westerny były ulubionym gatunkiem i tematem w pracach Jerzego Wróblewskiego, a dzięki tym dwóm zeszytom, zagłębisz się w lekturze czterech zacnych i różnorakich opowieści z Dzikiego Zachodu!
Oceniane zeszyty w tej nowej odsłonie prezentują się pierwszorzędnie. Rekonstrukcja, i wprowadzenia klasycznych dymków dało piorunujący efekt. Przeniosło maksymalnie prace Jerzego Wróblewskiego do współczesności! Spowodowało, iż każda osoba czytającą owe kolorowe zeszyty (od Marvelowca po Thorgalowca) będzie się dobrze bawić! Yippee-I-Yay Yeej!
Polecam!
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
29.08.2016, 20:30 |