"UWAGA! Komiks jest przeznaczony wyłącznie dla dorosłych o mocnych nerwach, żołądkach i nieposiadających uczuć religijnych. Zawiera krew, flaki, brzydkie słowa, a także genitalia."
To wystarczająca zachęta, by zajrzeć cóż kryje się pod okładką z napisem „Bezból”. Nie jest to jednak zachęta jedyna. Druga to nazwisko autora. Filip Myszkowski był przecież jedną z podpór magazynu „Produkt”, który na przełomie XX i XXI wieku namieszał w komiksowym światku. I „Bezból” jest jak „Produkt”. Jest jazdą bez trzymanki, gdzie autora ogranicza jedynie jego wyobraźnia. Sam autor mówi, że to „najbardziej szczere komiksy” jakie popełnił. Komiksy, bo „Bezból” to tak naprawdę trzy odcinki komiksu o kosmicznym pasożycie, który raz na jakiś czas pojawia się na Ziemi, wybiera ofiarę i… Zaczyna się szaleństwo.
W jedynce ofiarą jest ofiara losu. Wylany z roboty &(!^#$ dzieciorób, który przy pomocy pozaziemskiej siły zaznaje odrobinę spokoju. Wiem, wiem, brzmi to absurdalnie, ale w końcu nie musi słuchać zrzędzącej starej jędzy, z którą spędza swe nudne jak #$&@* życie. W dwójce nasz kosmiczny glut bierze w swe objęcia piękną opiekunkę, która robotę znalazła dopiero u złamanego )#%$^. Wreszcie w trójce z supermocy korzysta nienarodzony dzieciak, którego w ósmym miesiącu ciąży postanowiła pozbyć się matka. Taka zła kobieta była… Za każdym razem jedno się nie zmienia. Efektem symbiozy jest wieeeelka rozpierducha, jakiej świat nie widział.
Kosmiczny pasożyt, który szuka ofiary… Czy nie przypomina Państwu to czegoś? Przecież to historia wyjęta z przygód Spidermana! Bo „Bezból” to właśnie przetworzona na undergroundową opowieść – z „przaśną przemocą i wulgarnym humorem” - historia niejakiego Venoma! Tylko napisana i narysowana po naszemu. Co to znaczy? Ano to, że stworzona z bluzgami, c&*^@mi i q)&*mi. No i to, że narysowana z rozmachem i z pałerem porównywanym do pałera Simona Bisleya (tego od „Lobo”). Zresztą Myszkowski zawsze miał w łapie pałera. Przypomnijmy sobie serię „Emilia, Tank i Profesor”...
W 2/3 „Bezból” to materiał archiwalny. Odcinki „Total Faking Destrakszyn” i „Pejn end Pleżer” przed laty wydrukował fanzin „Tfur”. Ale trzecia odsłona „Bezbóla” to już materiał premierowy, A.D. 2016. To istotne, bo autor odgrażał się, że komiks zostawił na bocznym torze (nie on pierwszy, i nie ostatni). Czyżby „Baby Bezból” był zapowiedzią jego powrotu?
Dla miłośników komiksowych odjazdów lektura obowiązkowa.
|
autor recenzji:
Mamoń
19.11.2016, 22:17 |