NIEKTÓRZY WYIMAGINOWANI PRZYJACIELE NIGDY NIE ODCHODZĄ
Od kiedy tylko usłyszałem, że Chuck Palahniuk zamierza napisać kontynuację „Fight Clubu”, nie mogłem się doczekać premiery. Ciąg dalszy powieści, która zmieniła moje życie, która stała się dla mnie najważniejszą książką, było jak spełnienie marzeń. To, że „FC 2” miało być komiksem nie budziło moich najmniejszych zastrzeżeń, jako że graficznymi opowieściami fascynowałem się od dzieciństwa. Miałem tylko jedną obawę – czy ktoś porwie się na wydanie tego po polsku. Tak na szczęście się stało, a zadania tego podjęło się wydawnictwo Niebieska Studnia, odpowiedzialne za publikację powieści Palahniuka. I w ten sposób najpierw na rynku pojawiły się zeszytowe wydania poszczególnych części, a teraz do rąk czytelników trafia piękne wydanie zbiorcze wszystkich numerów (łącznie z zerowym). Piękne, ale też i zachwycające pod względem treści oraz wykonania.
Minęło dziesięć lat i narrator, każący się teraz nazywać imieniem „Sebastian” wiedzie zwyczajne życie, od jakiego niegdyś tak rozpaczliwie uciekał. Praca, rodzina… z nudą egzystencji i własnymi demonami walczy za sprawą kolejnych porcji leków. Niezbyt dobrze układa mu się w małżeństwie z Marlą, ich syn także przejawia niezdrowe skłonności, ale to jednak dopiero początek. Tyler bowiem wcale nie zniknął, przez dekadę ukrywał się, wyzwalany przez Marlę, a kiedy tylko się pojawiał, realizował swoje plany. Teraz, kiedy syn „Sebastiana” zostaje porwany, bohater musi zmierzyć się z własnym alter ego, żeby odzyskać dziecko. Jednocześnie Marla stara się zaangażować w całą sprawę na swój własny sposób. Kiedy drogi wszystkich w końcu się przetną, objawiony zostanie wielki plan Tylera i to, jaki udział w całej opowieści ma jej autor, Chuck Palahniuk…
Komiksowa kontynuacja „Fight Clubu” to dzieło wprost rewelacyjne. Może nie tak wybitne, jak powieść, ale arcydzieła z definicji nic nie może przebić, a tym właśnie był „Podziemny krąg” – arcydziełem. Manifestem całego pozbawionego męskich wzorców pokolenia. Wrzaskiem buntu każdego młodego mężczyzny, który w końcu zaczął dorosłe życie. I pieśnią wolności dla społeczeństwa związanego konwenansami, nudną, niewolniczą mimo dobrego opłacania pracą oraz emocjonalną pustką. Oczekiwania wobec kontynuacji były więc olbrzymie – obaw też nie zabrakło. Ale Palahniuk nie zawiódł, chociaż zakończenie nie wszystkich przekona.
Fabuła drugiego „Fight Clubu” jest jak najbardziej na plus. Autor rozwija sam pomysł podziemnych klubów, w których sfrustrowani mężczyźni mogą dać upust swojej pierwotności i wściekłości, przenosząc je na nowe grunty, pokazuje przy okazji konsekwencje uzależnienia od tego typu zabaw i to, jak rodzi się globalny terroryzm. Przede wszystkim jednak skupia się na campbellowskiej teorii „drugiego ojca”, analizując ją na swój specyficzny, kontrowersyjny, ale jakże trafny sposób oraz postmodernistycznej zabawie z czytelnikiem. Jak Stephen King w „Mrocznej Wieży”, tak i Palahniuk zostaje bohaterem własnego dzieła, przy okazji obierając też rolę ojca, przeciw któremu mogą się buntować postacie.
Treść więc podtrzymuje trend oryginału, chociaż im bliżej finału, tym bardziej odrywa się od ziemi. Palahniuk porzuca realność na rzecz symboliki, a sztuka wkracza do życia, chociaż może bardziej to życie wkracza w ramy sztuki? Garfika natomiast doskonale uzupełnia treść. Prostota i realizm Stewarta to największa siła jego kreski, świetnie uzupełnionej o nieskomplikowany, w punkt trafiony kolor. Do tego dochodzą oddzielające poszczególne rozdziały okładki zeszytowego wydania pięknie namalowane przez Davida Macka. W skrócie uczta dla oka.
Na koniec słówko o polskim zbiorczym wydaniu, bo to zasłużyło na oddzielny akapit. Oprócz dziesięciu zeszytów serii (z poprawionym tłumaczeniem) zamieszczono w nim również przedruk zerowego, który był w naszym kraju (jak i w Stanach) dostępny za darmo, krótki wstęp, jedną nową ilustrację i biogramy autorów. Całość została wydana na papierze kredowy, w twardej oprawie i w niesamowicie atrakcyjnej cenie – okładkowe 69.90zł za ponad 270 stron to naprawdę niewiele. Szczególnie, że zawartość jest aż tak dobra.
Podsumowując: warto. Fani Palahniuka po komiksowy „Fight Club 2” powinni sięgnąć koniecznie, a co z pozostałymi? Miłośnicy dobrych komiksów na pewno się nie zawiodą (przyda się im jednak znajomość powieści), o ile oczywiście nie boją się kontrowersji. A co jeśli ktoś widział tylko film? Chociaż książka kończy się inaczej, a Palahniuk nie mógł wykorzystać w komiksie zmian, jakie wprowadziła kinowa adaptacja, udało mu się za pomocą zeszytu zerowego zbudować pomost łączący obie wersje. Nie wahajcie się więc i sięgnijcie – naprawdę warto.
|
autor recenzji:
wkp
21.12.2016, 17:06 |