STEAMPUNKOWY HORROR SHOUNEN Z KOBIECĄ NUTĄ
Najnowsza manga autorki „Pandora Hearts”, „Księga Vanitasa” to typowe, zabawne shounen. Bo i akcja, i poprowadzenie fabuły – i nawet konstrukcja postaci, są takie, jakie powinny według wymogów gatunkowych być. Jun Mochizuki nie zadowoliła się tym jednak i postanowiła umieścić swoją opowieść w ciekawych, nietypowych realiach. Dzięki temu na czytelników czeka całkiem udana rozrywka, która może jeszcze na kolana nie powala, ale ma zadatki na coś naprawdę interesującego.
Wampiry najczęściej rodzą się, kiedy na niebie widać szkarłatny księżyc w pełni. Najczęściej, bo czasem zdarzają się wyjątki, a jednym z nich był Vanitas, który przyszedł na świat, kiedy księżyc był błękitny. Jego ziomkowie obawiali się go i przepędzili, a on sam, samotny i spragniony zemsty, stworzył Księgę Vanitasa, mechaniczny grymuar oprawiony w błękitną skórę, który – gdy zostanie otwarty – miał zesłać na wampiry klątwę gorszą niż śmierć.
I tu na scenę wkracza Noé, który na polecenie swego mistrza, wyrusza w lot do Paryża, by odnaleźć Księgę i dowiedzieć się o niej prawdy. Pech chce, że jeszcze na sterowcu poznaje dziewczynę, która okazuje się być wampirem. Zaatakowany przez nią, trafia w sam środek walki i poznaje Vanitasa. Nie tego z legendy, ale człowieka twierdzącego, że jest jego „potomkiem”. Człowieka, nie wampira. A zarazem posiadacza Księgi. W ten oto sposób Noé poznaje prawdziwą moc grymuaru, pozwalającą uzdrawiać skażone wampiry i angażuje się w walkę sił, które w Księdze widzą nie ratunek, a zagrożenie dla istot nadprzyrodzonych…
Już na pierwszy rzut oka widać, że „Księga Vanitasa” nie jest typowym shounenem. To właściwie połączenie shounena z opowieścią grozy, gdzie wampiry, wilkołaki i inne, jeszcze niesprecyzowane byty, pojawiają się na stronach opowieści. Jest mrok, są krwawe sceny, są też sekrety, które częściowo znajdują rozwiązanie w tym tomie, ale czytelnicy wciąż mają na co czekać. Poza tym mangę tą zaludnia cała masa bohaterów nazwanych na cześć znanych postaci z klasyki grozy oraz jej autorów, co stanowi czasem miłe puszczanie oka do czytelnika.
Ale na tym nie koniec. Autorka swój świat oparła na steampunkowej mechanice i dodała nieco gotyckiego klimatu. W to wszystko wplotła typowe dla gatunku walki i mnóstwo humoru, a całość zilustrowała w sposób prosty i pozbawiony większego mroku. A szkoda, bo co bardziej szczegółowe i oparte na cieniach sekwencje naprawdę robią wrażenie. Niemniej to nie horror, a shounen, więc jestem skłonny przymknąć na to oko.
Całość jednak sprawia wrażenie, jakby była jeszcze nie w pełni ukształtowana. „Księgę Vanitasa” czyta się co prawda szybko i przyjemnie, ale odnoszę wrażenie, jakby czegoś w niej brakowało. Mam więc nadzieję, ze autorka w kolejnych częściach złapie właściwy rytm i znajdzie to „coś”, bo całość zapowiada się ciekawie. Póki co jednak serię polecam miłośnikom shounenów (takich z kobiecą nutą) i steampunkowej fantastyki – oni będą zadowoleni.
|
autor recenzji:
wkp
18.12.2018, 07:17 |