SMERFNE OPOWIEŚCI NIE TYLKO O LATANIU
„Smerfy” tworzone przez Peyo składały się zarówno z długich albumów, jak również krótkich, najczęściej jednostronicowych humorystycznych historyjek. Kontynuatorzy jego spuścizny dotychczas prezentowali nam pełnoprawne tomy z ich przygodami, teraz nadszedł jednak czas na smerfne miniatury, które trzymają poziom i dostarczają całkiem sporej porcji miłej rozrywki.
W tytułowym „Latającym Smerfie” nasz marzący o podniebnych przygodach niebieski bohater wpada w końcu na pomysł jak może wzbić się w powietrze. Razem z Pracusiem buduje pierwszy w historii Smerfolot i odrywa od ziemi. Jednak zirytowana hałasem Smerfetka wybiera się w głąb lasu i pada ofiarą Gagamela. Teraz tylko Latający Smerf może ją ocalić…
Zaraz potem poznamy „Łakomstwo Smerfów”, które zamierza wykorzystać nie kto inny, jak Gargamel. Stworzone przez niego ciasto nie tylko kusi, ale zmienia niebieskie stworki w kamień, a odwieczny wróg zabiera je by przygotować z nich wymarzoną zupę. Co może im pomóc w tak ciężkiej sytuacji?
A co by było gdyby w wiosce smerfów pojawił się tajemniczy „Smerf w masce”, który rzucałby w bohaterów tartami? Przed odkryciem jego tożsamości i motywu stają nasze dzielnie niebieskie stworki. Czy im się uda?
W historii „Szczeniak u Smerfów” w wiosce pojawia się kolejny dziwny gość. Po wieczornej strasznej opowieści Papy Smerfa mieszkańcy obawiają się, że może być to smok. Jest nim jednak nie kto inny, jak Szczeniak czarodzieja Omnibusa. Co tutaj robi? To trzeba wyjaśnić.
Na koniec pozostają „Żarty Zgrywusa”. A właściwie potrzeba ich powstrzymania. Smerfy mają bowiem serdecznie dość jego wybuchowych paczek. Czy jednak Zgrywus będzie w stanie powstrzymać się od płatania kolejnych, nikogo nieśmieszących już figli?
„Smerfy” tworzone przez kontynuatorów Peyo (wśród których nie zabrakło także jego syna) nie są może tym samym, co komiksy jego autorstwa, nie mniej nadal dostarczają dużo dobrej zabawy. Nie inaczej jest w przypadku najnowszego, czternastego już tomu (siódmego jeśli liczyć tylko tę nową, nie-peyowską serię) – pięć zebranych w nim opowieści dostarcza kilku chwil przyjemnej, niezobowiązującej rozrywki z morałem. Jest humor, są przygody, jest także baśniowy klimat, ale przede wszystkim są one – Smerfy, które zachowały swoje charaktery.
I są też rysunki wyglądające dokładnie jak te, tworzone przez Peyo. Na tym polu nowe komiksy nic się nie zmieniły. Nie poszły drogą filmów kinowych, nie szukały uwspółcześnienia, nawet ich kolor pozostał tradycyjny, tak samo jak metody wykonania. Dla oczu to wielka przyjemność, trącająca sentymentalną nutę w sercach czytelników na Smerfach wychowanych i intrygująca nowych odbiorców.
Dlatego też polecam gorąco. „Smerfy” tradycyjnie nie zawodzą. A na przyszłość pozostaje mieć nadzieję, że oprócz kontynuowania ich przygód Egmont pokusi się o powrót do klasyki Peya, warto by nowe pokolenia poznały te nieśmiertelne komiksy, które po dziś dzień pozostają rewelacyjnymi historiami.
|
autor recenzji:
wkp
30.01.2017, 17:55 |