Nie ma sensu rozprawiać się nad scenariuszem "300". Chyba każdy słyszał o armiach Spartan i Persów. O armiach Leonidasa i Kserksesa, które starły się w wąwozie pod Termopilami. O starciu, gdzie siły były po stronie Persów. Mimo tego Spartanie podjęli walkę.
"Ramię przy ramieniu... Tarcza przy tarczy z oczami utkjwionymi w znienawidzonych wrogach... Rozkoszując się ich rosnącym przerażeniem uderzamy. Połączeni... Stopieni... W jedno stworzenie... Niepodzielne, niepokonane, niepowstrzymane... Przemy". Choć zginęli, trzystu wojowników przeszło do historii. Ba, odwołuje się do nich nawet szwedzki zespół Sabaton, porównując do Spartan żołnierzy kapitana Raginisa, broniących we wrześniu 1939 roku Wizny! Nie dziwi więc, że Spartanie trafili też do popkultury - do komiksu i do filmu. Dziś o komiksie. Okazją jest wznowienie albumu Franka Millera - zatytułowanego po prostu "300" (pierwsze wydanie przygotowane przez Taurus Media dawno było już niedostępne). Albumu będącego najnowszą odsłoną egmontowej serii "Mistrzowie Komiksu".
Skoro "Mistrzowie Komiksu", to kredowy papier, twarda oprawa i... duży, albumowy format. Do tego otwieranie w bok (jak stare "Tytusy"). To może być pewne zaskoczenie dla tych, którzy nie mieli wcześniej do czynienia z tym komiksem, zważywszy że Miller znany jest przecież z formatu amerykańskiego. W dużym, poziomym formacie Miller mógł z rozmachem zakomponować poszczególne plansze i kadry. Pokazać sceny walki, odpowiednio sportretować armię Leonidasa, która jawi się niczym istni gladiatorzy (inne skojarzenie - drużyna futbolu amerykańskiego). Bawić się kadrowaniem - kilka plansz narysował "z lotu ptaka" - wielkością kadrów.
Szkoda tylko, że na rysunki Millera kolory nałożyła Lynn Varley (to ona kolorowała też m.in. serię "Mroczny Rycerz Kontratakuje" czy siódmy tom "Sin City" zatytułowany "Do piekła i z powrotem"). Osobiście uważam, że "300" lepiej wyglądałoby w wersji czarno-białej, czyli w klimacie znanym z jego opus magnum - serii "Sin City". Zresztą namiastkę, jak taki komiks mógłby wyglądać dostajemy. Cienie w scenach walki, Persów spychanych ze skał... To wygląda porządnie. Tak samo jak długie, czarne włócznie odcinające się od białego tła i wyłaniające się z cienia fragmenty twarzy bohaterów - też tych złych, jak Kserkses.
"300" jak "Sin City"? A dlaczego nie?
|
autor recenzji:
Mamoń
22.02.2017, 20:24 |
MISTRZOWSKIE 300
O tak! Ileż to lat czekałem na wznowienie tego komiksu i oto wreszcie jest, a polscy czytelnicy, którzy dotychczas nie zapoznali się z tym legendarnym dziełem, mogą wreszcie nadrobić ten błąd. I niech przy okazji zapomną o filmie, jaki powstał na jego podstawie, bo ten, choć wierny literze pierwowzoru, w najmniejszym stopniu nie dorasta do pięt komiksowi stworzonemu niemal dwadzieścia lat temu przez Franka Millera i Lynn Varley.
Rok 480 p.n.e. Sparta. Król Leonidas staje w obliczu niezwykle trudnej decyzji, która może zaważyć na losach jego ojczyzny. Kiedy milionowa – przynajmniej według plotek – armia Perska pod wodzą Kserksesa rusza do boju, chce by Spartanie poddali się, jak wiele innych narodów. Leonidas odmawia jednak, gotów stawić opór przeciwnikom. Ale kiedy kapłani z powodu święta Karneji zabraniają armii wyruszyć na wojnę, Król wraz z zaledwie z liczącą trzystu żołnierzy osobistą gwardią wybiera się „na przechadzkę”. Wie, że już nigdy nie powróci do domu, wie żę nie zobaczy bliskich ani ukochanej, ale wie też, że wbrew pozorom ma szansę powstrzymać perską armię. Istnieje bowiem pewne miejsce zwane Gorącymi Wrotami, gdzie wszelka przewaga liczebna traci na znaczeniu…
Trzy nagrody Willa Eisner (dla Najlepszej Serii, Najlepszego Scenarzysty/Rysownika oraz Kolorysty) i dwie Harvey Award (Najlepsza Seria, Najlepszy Kolorysta) oraz 34 miejsce na liście komiksów wszech czasów zdaniem magazynu „Wizard”. „300” Franka Millera to jedno z niepodważalnych arcydzieł komiksu amerykańskiego i zarazem także jedno z największych dokonań Franka Millera, człowieka który wraz z Alanem Moore’em w pamiętnym roku 1986 zrewolucjonizował historie obrazkowe. Bitwa pod Termopilami od zawsze fascynowała autora, swoisty hołd oddał jej już w albumie „Sin City: Krwawa jatka”, zamieszczając tam nawet kadr z Leonidasem, ale najwyraźniej to mu nie wystarczyło. Trzy lata później bowiem stworzył „300”, przyćmiewając znaczną część swoich dokonań. Nic w tym jednak dziwnego – nietypowa, jak na amerykańskie realia opowieść o Spartanach stających do walki z przeważającą ich armią perską to prawdziwe mistrzostwo, zarówno jeśli chodzi o zwięzły bardzo scenariusz, jak i absolutnie urzekające plansze.
Fabuła jest z założenia prosta. Wszyscy wiemy, jak się ona skończy, dlatego też Miller dużą wagę przyłożył do mniej istotnych kwestii i detali. Wprowadza na scenę na przykład zdeformowanego Spartana, zagłębia w drastyczne szczegóły selekcji noworodków, czy ukazuje grzechy i sprzedajność kapłanów. Przede wszystkim jednak skupia swoją uwagę na mentalności żołnierzy, dla których uczucia to słabość, jakiej nie mogą okazywać nawet najbliższym. Oczywiście, jak na Millera przystało, nie brakuje tutaj akcji, krwawych pojedynków a nawet nuty erotyki i czarnego humoru.
A wszystko to zostało wprost przepięknie zilustrowane. Rysunki podobne do tego, co autor pokazał w swoim opus magnum „Sin City” otrzymały tutaj delikatny, wyważony i nastrojowy kolor nałożony przez ówczesną żoną Millera, Lynn Varley. Kadry, a właściwie duże, poziome plansze, robią wielkie wrażenie. Czasem brudne, czasem dynamiczne w typowym bardziej dla filmów, niż komiksów stylu… Coś pięknego.
Kiedy miałem kilkanaście lat, zakochałem się w twórczości Millera, najpierw dzięki fragmentom „Sin City” publikowanym w „Świecie Komiksu”, a potem pełnoprawnym albumom. Te uczucia powróciły do mnie, kiedy czytałem „300” i przypomniały mi za co tak uwielbiałem autora. Dlatego też polecam Wam gorąco niniejszy, pięknie wydany album. Każdy, kto ceni komiksy będzie zachwycony.
|
autor recenzji:
wkp
20.02.2017, 16:26 |