WIELKIE POŻEGNANIE Z TINTINEM
W roku 1976 opublikowany został komiks „Tintin i Piocarosi”, który, choć autor niemal od razu zaczął myśleć nad ciągiem dalszym, okazał się ostatnim wydanym za życia Hergé’a tomem serii. I ostatnim zakończonym. Mający podsumować 50 lat pracy belgijskiego autora nad serią „Tintin i alph-art”, który ukazał się trzy lata po jego śmierci, nie jest kolejnym komiksem o Tintinie, Milusiu i kapitanie Baryłce. To zapis nieukończonego nigdy scenariusza do części o takim właśnie tytule, uzupełniony o szkice poszczególnych wydarzeń i całych plansz. I chociaż nie dowiadujemy się z niego, jak zakończyła się cała przygoda (zresztą nie o to przecież chodzi), dostajemy do rąk wspaniałe i wzruszające pożegnanie z serią, postaciami i samym autorem.
Kapitan Baryłka źle się miewa. Nie dość, że środek antyalkoholowy uniemożliwia mu cieszenie się jego ulubionym trunkiem (o czym miewa nawet koszmary senne), to jeszcze do kraju przybywa Bianka Castafiore, a to jedynie początek wydarzeń. Uciekając przed gościem Baryłka chowa się w galerii sztuki należącej do pana Fourcarta, a tam nie tylko poznaje Ramó Nasha, artystę uprawiającego alph-art, ale dowiaduje się także, że Fourcart chce się skontaktować z Tintinem w pewnej sprawie. Niestety wkrótce właściciel galerii ginie, znika także pewien ekspert, a w Księżymłynie zjawiają się Tajniak i Jawniak, którzy chcą prosić, by Baryłka przyjął do siebie na kilka dni emira Bena Kalisha Andrutha i jego syna. Są właśnie w kraju i istnieje poważne ryzyko zamachu na ich życie. Tintin i kapitan po raz kolejny trafiają w sam środek szalonych i niebezpiecznych wydarzeń…
Pierwszym pomysłem na dwudziesty czwarty tom „Tintina” było to by akcja albumu w całości działa się tylko i wyłącznie na lotnisku. Jak już wiadomo po powyższym opisie idea ta została porzucona na rzecz historii rozgrywającej się w środowisku artystycznym. Hergé sztuką współczesną fascynował się zresztą od lat i chciał pokazać swoje uwielbienie awangardowych dzieł. Nad projektem pierwotnie zatytułowanym „Tintini i fałszerze” prace rozpoczął już w roku 1978, rok później zdiagnozowano u niego mielofibrozę, zaczął obawiać się, że nie dokończy komiksu, ale wciąż się starał, chociaż nie do końca rozplanował fabułę. Nie zdołał. Pozostawił po sobie jednak coś wspaniałego – nie tylko znakomitą opowieść o Tintinie, ale też i zapis ewolucji ostatniego dzieła artysty. Zapis, który pokazuje także ostatnią, poruszającą walkę Hergé’a – bezcenna rzecz.
Co ciekawe „Tintin i alph-art” pozostaje komiksem wesołym i wręcz optymistycznym. Więcej w nim humoru, niż chociażby w „Picarosach”, więcej też się dzieje, a włączenie do akcji całej plejady doskonale znanych bohaterów stanowi kolejny miły akcent. Nie przeszkadza, że zakończenie jest otwarte, a kończąca je retardacja podsyca ciekawość, tyle stworzył Hergé i na swój sposób pasuje to do całości. Wprawdzie po latach wielu innych twórców dokańczało ten tom (choćby ktoś kryjący się pod pseudonimem Ramó Nash czy też Yves Rodier, który tworzył też pastisze „Tintina”), jednak po dziś dzień i tak jedynym słusznym „alph-artem” pozostaje ten właśnie oryginał. Warto go więc poznać, w końcu to niezwykłe zwieńczenie znakomitej serii, a przy okazji szansa poznania warsztatu Hergé’a, dlatego też polecam gorąco.
|
autor recenzji:
wkp
23.03.2017, 12:17 |