SEKSMISJA NA POWAŻNIE
Każdy czytelnik wie, że autor nie musi szastać kolejnymi wstrząsającymi pomysłami, żeby nie tylko przykuć uwagę odbiorcy, ale i go zachwycić. Wystarczy jeden, ale dobry, konsekwentnie rozwijany i prowadzony. Brian K. Vaughn miał taki właśnie pomysł, niezbyt oryginalny wprawdzie, jednak posiadający duży potencjał i udało mu się wykrzesać z niego wszystko to, co najlepsze.
W roku 2002 dochodzi do zagłady wszystkich mężczyzn, a dokładniej wszystkich samców, wszystkich posiadaczy chromosomu Y reprezentujących żyjące na Ziemi gatunki. Zostają tylko kobiety… i on, dwudziestokilkuletni Yorick Brown oraz jego małpa Ampersand. Dlaczego ocaleli? Czym się różnią? Co mają wspólnego ze sobą? To jedne z wielu pytań, które wymagają odpowiedzi jednak samego Yoricka bardziej zajmuje coś innego – jak przebyć kilkanaście tysięcy kilometrów, jakie dzielą go od narzeczonej w świecie, który rządzi się zupełnie nowymi prawami.
Na początku czwartego tomu bohater znajduje się coraz bliżej celu, jednakże los nie sprzyja mu w odnalezieniu ukochanej. Sam przetrzymywany jest na łodzi podwodnej, a na dodatek jego małpa została uprowadzona najprawdopodobniej do Japonii. Sytuacja pogarsza się, kiedy Yorickowi w towarzystwie pracującej dla Culper Ring agentki 355 udaje się w końcu wyjść na ląd. Zdjęcie zrobione mu przez żądną sensacji dziennikarkę, gdy tylko zostanie opublikowane doprowadzi nie tylko do wojny, ale też i ogólnoświatowego polowania na ostatniego mężczyznę. Oboje muszą coś z tym zrobić, zanim będzie za późno…
Nie dziwię się, że Stephen King określił „Y – Ostatniego z mężczyzn” mianem najlepszej powieści graficznej, jaką kiedykolwiek czytał. Jej postapokaliptyczny rozmach, skupienie się na przemianach jakie zaszły w świecie (również tych politycznych) oraz mentalności ludzkości przypominają jego dzieła typu „Bastion” czy „Pod kopułą”. Jednakże napisana przez Briana K. Vaughana („Runaways”, „Saga”) seria przypomina także wiele innych dzieł Sci Fi. Koncepcja świata bez mężczyzn wywodząca się z legend o Amazonkach, choć w Polsce najbardziej kojarzy się z komediową „Seksmisją”, ma długą gatunkową tradycję (tu wystarczy wspomnieć „Virgin Planet” Poula Andersona czy „The Holdfast Chronicles” Suzy McKee Charnas). Co ciekawe scenarzysta „Y” tak dobrze wykorzystał ten schemat, że historia Yoricka wymieniana jest w kanonie dzieł o tej właśnie tematyce. Poza tym „Ostatni z mężczyzn” przypomina także „The Walking Dead – Żywe trupy”, ale jest o niebo od nich (zarówno w ujęciu komiksowym, jak i serialowym) lepszy. I chociaż seria Vaughana nie przypomina go w żadnym momencie, emocje jakie we mnie wywołała przypominały te, jakie towarzyszyły mi w trakcie lektury „Kaznodziei” Gartha Ennisa, a to coś znaczy.
Komplementy odnośnie „Y” można by mnożyć w nieskończoność. Znakomity scenariusz, niesamowity klimat, ciekawe zagadki, dobrze skonstruowane postacie i akcja. Do tego dochodzą wspaniałe w swej prostocie ilustracje w wykonaniu Pii Guerrery (nagrodzonej za nie najważniejszymi komiksowymi wyróżnieniami, nagrodą Eisnera, Harveya i Joe Shuster Award) i Gorana Sudžuki („Hellblazer”). Po prostu świetna komiksowa robota.
Nic zatem dziwnego, że „Ostatni z mężczyzn” poza wspomnianymi wyżej wyróżnieniami zdobył Esinera dla najlepszej serii, kolejnego przyniósł Vaughanowi jako najlepszemu scenarzyście, a także doczekał się nominacji do Hugo Award (w kategorii najlepszej opowieści graficznej) jednej z najważniejszych nagród literackich przyznawanych utworom fantastycznym. Jeśli więc jeszcze nie znacie „Y”, nadróbcie to jak najszybciej, bo warto.
|
autor recenzji:
wkp
27.03.2017, 16:21 |