Pomysł na nową, polską i w dodatku regularną serię komiksową był taki: Jerzy Szyłak pisze scenariusze, a do zilustrowania każdego zeszytu zaprasza innego rysownika. Życie jednak nieco zweryfikowało nieco te plany.
Pomysł na nową, polską i w dodatku regularną serię komiksową zrodził się gdzieś w okolicach początku XXI wieku. Wtedy to Jerzy Szyłak ogłosił, że powołuje do życia Benedykta Dampca. Scenariusz pierwszego zeszytu trafił w ręce Roberta Służałego. Następne mieli regularnie dostawać kolejni twórcy. W 2003 roku wreszcie ukazał się otwierający cykl zeszyt "Benek Dampc i trup sąsiada". Wydawcą była wrocławska Mandragora. Po jedynce jednak zapadła cisza... W 2006 roku do tytułu wraca Timof. Wydaje zeszyt "Prywatny detektyw". Dwa lata później pojawia się tom "Strange Places", w roku 2014 jest to "Benedykt Dampc i Skarb Piratów" oraz "Benedykt Dampc vs. Pogromca Pornografów" (wyd. Skała/Pała). Teraz zaś ukazuje się zeszyt... "Benia Dampc i pewien ambitny prokurator".
Najnowszy Dampc to odejście od głównego bohatera. Zamiast Benedykta, mamy Bernadettę. Piękną siostrę prywatnego detektywa. Zafascynowana "Amelią" zaczyna pracę w gastronomii. Ale zapomina, że życie to nie film, a Gdańsk to nie Paryż. Zamiast francuskiej elegancji ma więc polski grajdołek z typami spod ciemnej gwiazdy. Zbokami, którzy wpatrzeni w jej wdzięki myślą tylko jak spędzić z nią kilka chwil. Namolnymi chamami – jak ten typ, który zaczyna ją śledzić w drodze do domu, aż w końcu dociera i do jej mieszkania.
I nie wiadomo jak być się wszystko skończyło, gdyby nie prezent, jaki Benia dostała na 25. urodziny od kochanego tatusia. Gdyby nie porządna spluwa Remington Model 970. Ale spluwa i zdarzenia z nią związane to też początek kłopotów. Początek drogi, na której pojawia się tytułowy "pewien ambitny prokurator" – niejaki Jan Szczepalewiński – który chce udowodnić, że wina jest po stronie dziewczyny. Od czego jednak rodzina. Od czego siostra Aurelia i – rzecz jasna – Benek oraz jego znajomości w warszawskiej policji! Można rzec, że wchodzą na scenę w ostatnim możliwym momencie.
Jerzy Szyłak zaczyna z grubej rury. Od sceny łóżkowej. Później puszcza wodze fantazji, wkręcając bohaterów w szereg nieoczekiwanych zdarzeń. A przecież wystarczyło, gdyby w odpowiednim momencie Benia ciało poćwiartowała, zapakowała w walizkę i ruszyła na słynny most przez Wisłę w Tczewie (skąd my to znamy… - patrz "Benek Dampc i trup sąsiada"). Tylko czy wtedy mielibyśmy nową przygodę? Scenarzyście wtóruje Łukasz Godlewski. Autor, który dał się poznać jako ilustrator wydanego zeszłym roku bardzo dobrego komiksu o przygodach pani "Kapitan Wrony". Tamto był komiks czarno-biało-niebieski. "Benię Dampc" zrealizował już w pełnej gamie kolorystycznej, przypominającej tą z serii "48 stron" Tobiasza Piątkowskiego i Roberta Adlera.
"Benia Dampc i pewien ambitny prokurator" to kolejny dowód na to, że w "Dampcu" jest potencjał. Można też rzec, że plan Szyłaka, by stworzyć serię zaiskrzył. Gorzej z jej cyklicznością. Szkoda. Bo Dampc to niezła rozrywka.
autor recenzji:
Mamoń
06.04.2017, 21:58 |