"Osiedle Swoboda" to prawdziwy fenomen. Aż cztery wydania w ciągu zaledwie siedmiu lat! Żaden współczesny komiks polski - ani jego twórca - nie może pochwalić się takim sukcesem.
A wszystko zaczęło się od komiksu "Matka Boska Extra Mocna". Pierwszego epizodu serii "Osiedle Swoboda", będącej jednym z filarów magazynu "Produkt" (wychodził od końca 1999 roku do roku 2004). Naczelny "Produktu", a jednocześnie autor "Osiedla..." tematów nie szukał daleko. Wystarczyło, że Michał "Śledziu" Śledziński rozejrzał się po swojej okolicy, podpatrzył swych kumpli, osiedlowe brygady. Przepuszczone przez głowę autora zdarzenia i sytuacje które mogły się mieć miejsce w realu (podobno miały i jakoś w to wierzę!), doprawione oczywiście mniej lub bardziej absurdalnymi patentami - jak choćby puszczony na posadzkę kościoła haft układający się w wizerunek Maryjki, do której zaczynają modlić się moherowi wierni - załapały. Pokolenie "Śledzia" (rocznik 1978) to kupiło. Nic dziwnego. "Śledziu" nadawał na podobnej fali. Mogę napisać, że na naszej fali, bo sam też zaliczam się do pokolenia urodzonych w 2. połowie lat 70. Dlatego też kolejne odcinki serii pojawiały się na łamach magazynu. Łącznie było ich 14.
Przed siedmioma laty, w roku 2000, Kultura Gniewu po raz pierwszy wypuściła "Osiedle Swoboda" w wersji albumowej. W komiksie znalazły się wszystkie "produktywne" historie wzbogacone o wywiady z poszczególnymi osobami „dramatu”: Smutnym, Wirażem, Szopą, Kundziem, Niedźwiedziem i Ciachciarachem. A że szybko znalazło nabywców, niezbędne były dodruki. Obecny dodruk - ze zmienioną okładką - to już czwarte wydanie komiksu! "Śledziu" śmiało może być więc stawiany obok Bogusław Polcha (sic!), Tadeusza Baranowskiego (szacun) czy nieżyjącego Janusza Christy (również szacun), których prace są regularnie wznawiane. Takiego wyniku nie osiągnął żaden z tzw. młodych twórców, który rozpoczął karierę już w III eRPe. Nawet Prosiak (szacun wielki) ze swoją "Ósmą czarą". Ani KaeReL z "Łaumą" (także szacun). Ot, taki żart historii.
Można się zastanawiać dlaczego "Osiedle Swoboda" jest ciągle żywe? Może dlatego, że "Śledziu" – mimo upływu lat – ciągle mówi w sposób taki, jak chce to słyszeć młode pokolenie? Może dlatego, że ciągle pojawiają się kolejne undergroundowo - artystyczne pokolenia popijające wieczorem piwko na ławce pod blokiem i zaciągające się czasami - bo i co w tym złego - THC? Komiks "Śledzia" ciągle trafia więc na podatny grunt. Na następne zbuntowane pokolenia, dla którego liczy się coś więcej niż kasa i robota w korporacji.
Ale "Osiedla Swoboda" nie można rozpatrywać wyłącznie jako udanej kreacji komiksowej. To też zjawisko, które z pewnością zainteresuje - o ile już nie zainteresowało - socjologów. To wymarzony element np. rozprawy poświęconej pokoleniu czasów transformacji ustrojowej. Dokumentujący je, pokazujący, mówiący w sposób, jakiego w polskim komiksie do tej pory nie było.
Po zamknięciu "Produktu" "Osiedle Swoboda" było kontynuowane w postaci serii zeszytowej. Ale o niej przy kolejnej okazji.
|
autor recenzji:
Mamoń
22.04.2017, 17:32 |
SWOBODNI JEŹDŹCY I KOT
Chyba nie ma drugiego współczesnego komiksu rodzimych twórców, który zyskałby sobie taki status i popularność jak Osiedle Swoboda Michała Śledzińskiego. Nazywany najważniejszą polską serią z przełomu stuleci, przez blisko pięć lat stanowił główną siłę nośną magazynu „Produkt”, a kolejne wydania zbiorcze rozchodziły się jak świeże bułeczki. Najnowsze, czwarte już - przygotowane w integralnej z ukazującym się jednocześnie tomem drugim edycji - też na pewno podzieli los poprzedników. Jednak nie ma się co dziwić. OS to dzieło przełomowe, dziecko nie tylko swoich czasów, ale też i setek, tysięcy nawet wchłoniętych produktów popkultury, przepuszczonych przez filtr osobistych doświadczeń autora oraz swojską mentalność. To wreszcie także uderzający realizmem portret polskiej młodzieży żyjącej na granicy dzielącej dwa ustroje, który mimo zmian, jakie przyniosły kolejne lata, po dziś dzień pozostaje aktualny.
Osiedle Swoboda to miejsce zamieszkane przez najróżniejsze indywidua. Swojski telepata Ciachciarachciach doznaje wizji po tanim winie, lokalny gangster Boss Drwal przy okazji nielegalnych interesów prowadzi specyficzny telefon zaufania, a od czasu do czasu na uliczkach pojawiają się dziwne istoty, choćby zwiastujący wielkie zmiany Człowiek w Pasiakach. A gdzieś pomiędzy żyją oni – Smutny, Wiraż, Szopa, Kundzio i Niedźwiedź, piątka przyjaciół, piątka Swobodnych Jeźdźców i kot (Pazur). Piją, imprezują, kochają, nienawidzą, mieszają się w szemrane biznesy albo wątpliwe zajęcia, starając się przerwać w myśl zasady „żyj i pozwól żyć innym, jeśli oni dają żyć tobie”.
Pierwszy raz Osiedle Swoboda przeczytałem mając niespełna trzynaście lat. Był to drugi epizod Ballady o Bystrym i choć może nie rzucił mną o podłogę, historia spodobała mi się na tyle, by to głównie dla niej sięgnąć po kolejne numery Produktu. Z czasem nadrobiłem zaległości i wtedy mogłem powiedzieć już tylko jedno – to jest genialne. Natomiast patrząc na OS z perspektywy kilkunastu minionych wiosen nasuwa mi się jeszcze pewne określenie – to jeden z najważniejszych, jeśli nie najważniejszy komiks w moim życiu. Nieważne, że czytałem lepsze, ciekawsze, bardziej kultowe i przełomowe opowieści, które cenione są na całym świecie i odmieniły postrzeganie obrazkowych historii – przygody Smutnego i reszty swobodnej ekipy trafiły do mnie, zmieniły coś i po latach wciąż chętnie do nich wracam, nadal ciesząc się z lektury jak dzieciak.
Ale dość już tej prywaty. Osiedle Swoboda to komiks rewelacyjny, niezależnie od moich osobistych odczuć. Choć treść często zbacza w stronę komedii, a niekiedy odrywa się także od ziemi, zahaczając o elementy fantastyczne, przede wszystkim snuje obyczajową opowieść o pokoleniu nastolatków żyjących w latach 90. XX wieku. Brutalna, brudna prawda, dużo wulgaryzmów i brak poprawności politycznej doskonale obrazują mentalność i zachowanie młodych ludzi oraz swoją epokę. Wychowani w blokowiskach bohaterowie są ludzcy i realni, bliscy nam – można ich nie lubić, ale nie da się nie docenić; to nie papierowe postacie, a ludzie z krwi i kości, o indywidualnych charakterach.
Śledziu nie poprzestaje jednak na tym. Podobnie jak to robią mangacy, tak i on wrzucił na strony swojego opus magnum mnóstwo elementów, które pozornie nie pasują do tak poważnej opowieści. Humor to jedno (często zresztą towarzyszą mu ekspresyjne miny, co tym bardziej zbliża OS do mang), ale w poszczególnych rozdziałach czekają na nas także horror i sensacja, a autor w prostej historii traktującej o fikcyjnym blokowisku zaczyna budować swoją mitologię. Może słowo to brzmi dziwnie w kontekście komiksu obyczajowego, jednak nie zapominajmy, że Śledziński zaludnia swój komiks indywiduami typu telepata, mutant, nadprzyrodzony byt ubrany w pasiaki etc. To oczywiście mogło się nie udać, twórca w końcu eksperymentował, bawił się tą opowieścią, a wtedy łatwo przedobrzyć, szczególnie gdy chce się oddać bogactwo wchłoniętych wytworów popkultury, a jednak w dziwny, wykręcony sposób wszystko to doskonale do siebie pasuje. Ba, stanowi naprawdę fascynujący dodatek, który tylko ubarwia ten świat.
Eksperymenty Śledzia nie ograniczyły się tylko do scenariusza. Pod względem graficznym Osiedle Swoboda stanowi przekrój przez całą karierę tego niepokornego twórcy, zaczynając od brudnych ilustracji do pierwszego (i jednego z najlepszych) rozdziału, przez w pełni wykształcony, czysty styl, na rysowanych na szybko panelach kończąc. Na pewno znajdą się tacy, którzy będą krytykować ten czy inny styl Śledzińskiego, niemniej ja kupuję go bez zarzutów – ze wszystkimi drobnymi niedociągnięciami, które zdarzają się nawet najlepszych grafikom.
Czwarte wydanie Osiedla Swobody to kolejna doskonała okazja by poznać ten nieśmiertelny polski komiks. Kontrowersyjny, specyficzny, ale wart polecenia każdemu. Do tego edytorsko wznowienie prezentuje się naprawdę doskonale – twarda oprawa, dodatkowa obwoluta, świetny papier, dodatki (wywiad z bohaterami, nowe grafiki Śledzia). Nie ma tu wprawdzie znanego z drugiego wydania „Centrum”, ale jest to, co najlepsze, czyli wszystkie epizody znane z łamów numerów Produktu. W skrócie: wspaniała rzecz, która powinna się znaleźć na półce każdego miłośnika komiksów.
|
autor recenzji:
wkp
22.04.2017, 16:23 |