Byli sobie Chwat, Kant i Chichot. Trzech Gnatów z Gnatowa. Bohaterowie serii „Gnat” (w oryginale „Bone”), którą tworzył Jeff Smith.
„Gnat” ukazywał się od 1999 do 2004 roku. Historia kuzynów zamknęła się w 55 czarno-białych zeszytach. W wersji polskiej ukazuje się w trzech opasłych tomach. Lektura pierwszego z nich już za mną. Drugi nie będzie długo czekał na swoją kolejkę. A trzeci – zapowiadany na maj – szybko też padnie moim łupem. Bo „Gnat” to wciągająca historia nie tylko dla młodego czytelnika. To komiks międzypokoleniowy, do odczytywania na różnych poziomach. Dla młodszego i starszego. Dla tego, co chłonie dziś komiksy typu „Kaczor Donald” czy "Smurfy" i filmy pokroju „Shreka”. I dla tego, co na komisach tych wychowywał się przed laty. Tak, porównuję „Gnata” do tych dokonań z pełną świadomością. Czytając pierwszy tom – to zasługa tłumacza Jacka Drewnowskiego – zamiast Gnatów często „widziałem” kaczki czy zielonego ogra.
„Gnat” to przede wszystkim cudowna przygodówka. Trzech kuzynów – Chwat, Kant i Chichot – wypędzeni ze swej osady za przekręty Kanta (bo kogo innego) zaczynają wędrówkę w nieznane. Przed siebie. Ahoj przygodo – chciałoby się rzec. Co się wydarzy za rogiem? Za drzewem? Za górą? Możliwe jest wszystko. Wszystko, co tylko w głowie Jeffa Smitha jest w stanie się pomieścić. Smoki, gadające robaczki, piękna Zadra i jej babcia (lepiej z nią nie zadzierać), szczurostwory... „Gnat” to też doskonale wykreowany świat. Świat wzorowany na tych z najlepszych filmów i książek fantasy. Bo „Gnat” to takie baśniowe fantasy. Pełen humoru komiks, który wciąga od pierwszej strony i nie pozwala oderwać się do ostatniej... Najchętniej wchłonęłoby się go na raz, w całości. Fakt, Smith wykorzystuje ograne schematy – jak miłość, utracona władza, chciwość, zło – ale podaje je na nowo. Niebanalnie.
Komiks Jeffa Smitha w Polsce ukazuje się rozbity na trzy tomy. To „Dolina, czyli równonoc wiosenna”, „Kant kontratakuje, czyli przesilenie” oraz „Przyjaciele i wrogowie, czyli żniwa”. Trzy tomy pełne barw, doskonale narysowane prostą, cartoonową kreską. Zło jest tu złem, dobro dobrem. Wystarczy więc spojrzeć, by wiedzieć z kim mamy do czynienia. Jak na baśń przystało. Powiem jednak szczerze, że na końcu brakuje mi choć kilku stron ze szkicami, pierwotnymi czarno-białymi planszami. Poszczególne „Gnaty” i tak mają swą objętość, kilka stron więcej nie robiłoby już różnicy.
„Gnat” doceniony został licznymi nagrodami – w tym nagrodami Eisnera i Harveya. Miejmy nadzieję, że docenią go też polscy czytelnicy. „Gnat” jest tego wart.
|
autor recenzji:
Mamoń
17.04.2018, 15:18 |