TO BĘDZIE ZABÓJCZY ŚLUB
Kiedy bohater taki, jak Deadpool staje ja ślubnym kobiercu, z góry można spodziewać się, że nie będzie to zwykła ceremonia. Bicie weselnych dzwonów zleje się z jedno z biciem po gębach, a nowa droga życia młodej pary usłana będzie tak kwiatami, jak i trupami. I chociaż w praktyce okazuje się być nieco inaczej, twórcy nie zawodzą fanów, jak zwykle dostarczając solidnej porcji krwawej akcji i czarnego humoru aż wylewających się ze stron albumu.
Deadpool całkiem niedawno temu dostał proste zlecenie dostarczenia Draculi jego narzeczonej. Cóż, nie wyszło, doszło do rzezi, przybyło wrogów, ale nasz, nazwijmy go tak, bohater znalazł ukochaną w postaci demonicznej acz seksownej Shikli. Małżeństwem zostali już wówczas, teraz jednak wypadałoby zrobić ceremonię dla przyjaciół i bliskich (a przynajmniej tych, którzy w miarę mogą za nich uchodzić). Tylko kto ma udzielić ślubu? Doktor Strange odmawia, podobnie Kapitan Ameryka i Wolverine… Godzi się jednak Nightcrawler, zaczyna się ceremonia, po niej wesele, a potem wszyscy żyli długo i szczęśliwie. Albo coś w tym stylu, bowiem członkowie Ultimatum wciąż chcą zemścić się na Deadpoolu, a ponieważ dowiedzieli się o tym, że miał kiedyś kobietę, a nawet dziecko, postanawiają dopaść je i wykorzystać… do swoich celów oczywiście!
Jeszcze całkiem niedawno temu, łagodnie mówiąc, nie przepadałem za Deadpoolem, jednak sięgnięcie najpierw po pierwszy tom zbierający klasyczne zeszyty z jego przygodami, a potem także i po wydanie specjalne „Wyzwanie Draculi” przekonało mnie do tej postaci. Głownie sprawił to niewybredny, ale skuteczny czarny humor, nie mniej szybka akcja i całkiem przyzwoita szata graficzna także nie były in minus. Po „Deadpool się żeni” sięgnąłem więc z dużą ochotą i nie zawiodłem się, bo poza wszystkimi wspomnianymi już elementami, czekała tu na mnie cała plejada marvelowskich bohaterów oraz nie mniejsze grono kultowych twórców (w tym współtwórca Deadpoola, Fabian Nicieza), którzy z okazji ślubu tytułowego bohatera przygotowali solidną porcję krótkich opowieści z jego przygodami.
Wbrew oczekiwaniom jednak to nie owe historie, ani też tytułowa opowieść okazały się najlepszym, co album ma do zaoferowania, a numer, w którym Deadpool przenosi się do lat 50. XX wieku, gdzie musi stawić czoła… Hitlerowi. Zeszyt ten, stylizowany na komiksy z tamtego okresu, czyta się znakomicie mimo ewidentnie absurdalnej fabuły (a może właśnie dzięki niej?), a jego oglądanie to czysta przyjemność. Quasi klasyczne ilustracje, prosty kolor nie zawsze idealnie pokrywający się z rysunkami, przybrudzenia papieru, wytarte barwy i kadry… Jak dla mnie, super! Ale uwaga, nie liczycie w tym tomie na jakąś szczególnie spójną opowieść. Akcja przeskakuje do różnych momentów, serwując albo historie dość luźno ze sobą powiązane wcześniejszymi miłościami Deadpoola, albo epizody zupełnie niezależne. Co oczywiście nie przeszkadza bawić się przy lekturze wprost znakomicie, choć w nieskomplikowany sposób.
Jeśli więc jesteście fanami Deadpoola, na pewno się nie zawiedziecie. To kawał dobrego, rozrywkowego komiksu środka, nie szukającego głębi, ale też i nie popadającego w infantylizm. Na koniec zaś czeka na Was ciekawe wyzwanie – spójrzcie na rozkładówkę ze ślubu Wade’a i spróbujcie nazwać wszystkie 236 postaci na niej się pojawiających! Ciekawe czy Wam się uda.
|
autor recenzji:
wkp
30.05.2017, 06:55 |