SMERFY I PIENIĄDZE
Twórca Smerfów, belgijski autor Peyo, zmarł w 1992 roku, jednak małe niebieskie stworki nie odeszły wraz z nim z tego świata. Kontynuowaniem ich przygód zajął się (oczywiście między innymi) syn autora, Thierry. Zanim to jednak nastąpiło, powstał ten album. Album stworzony razem przez ojca i syna, pożegnalne dzieło Peyo, które jednocześnie stało się wstępem do nowego rozdziału tej serii.
Co jest dobre dla ludzi, nie musi być dobre dla Smerfów. Małe, niebieskie stworki przekonały się o tym nie raz, wciąż jednak zdają się o tym nie pamiętać. Kiedy Papa Smerf zostaje ranny w wyniku magicznego eksperymentu, jeden z jego podwładnych udaje się po pomoc do czarodzieja Omnibusa, który jako jedyny może odczytać nad czym pracował Papa, a co za tym idzie odkryć, czym się zatruł. Ten szybko znajduje lekarstwo, ale po brakujący składnik wysyła do miasta swojego pomocnika. Smerf wyrusza wraz z nim, do wioski powraca jednak nie tylko z lekiem, ale także i podpatrzoną ideą pieniądza. Pod nieobecność chorego Papy, wprowadza do obiegu monety, ustala ceny i zasady, a wszystkie Smerfy dobrze się bawią. Do czasu jednak. Pieniądze budzą w nich chciwość, a ci, którzy nie potrafią zerwać z dawnymi, bezproduktywnymi nawykami, stają w obliczu wielkich kłopotów. Co gorsza Gargamel przypadkiem dowiaduje się, że w ich wiosce jest złoto i postanawia je zdobyć…
Zacznę od pewnego minusa. Otóż w jednej ze scen Gargamel wysyła kruka do wioski Smerfów by zaniósł im wiadomość z żądaniem okupu. Skoro ptak wie, gdzie znajduje się to miejsce, czemu nasz zły czarodziej nie pójdzie za nim i nie zrealizuje w końcu swojego planu pojmania niebieskich stworków? No właśnie. Zostawmy jednak tę kwestię (którą tak czy inaczej można wytłumaczyć na wiele różnych sposobów) i skupmy się na zabawie, jaką oferuje „Smerf finansista”, a ta po prostu jest znakomita.
Fabuła tego tomu jak zwykle jest ciekawa, dynamiczna i mądra. Pokazuje, jak pieniądze wprowadzają zamęt w ułożonej społeczności Smerfów i ostrzega przed tym, do czego doprowadzić może chciwość oraz zatracenie zwykłej uczynności i bezinteresowności. Pomysł podsunięty mu w roku 1988 przez Daniela N. Sebbana, Peyo przekuł w znakomitą, dojrzałą historię doskonale nadającą się na pożegnanie autora ze swoim dziełem. Szkoda, że ten belgijski twórca nie stworzył już więcej niczego – zmarł zaledwie miesiąc po publikacji „Finansisty”.
Porzućmy jednak przygnębiające tematy i wróćmy do omawiania albumu. Smerfy są w końcu zabawne i urocze, mają poprawiać humor, a nie smucić – i to właśnie robią w tym komiksie. Nawet jeśli na stronach nie brakuje goryczy i krytyki. Całość dodatkowo – tradycyjnie zresztą – została prosto, ale niesamowicie uroczo zilustrowana. Rysunki cieszą oko i znakomicie pasują do fabuły, a album robi po prostu duże wrażenie. Dlatego też polecam „Smerfa finansistę” Waszej uwadze.
|
autor recenzji:
wkp
20.05.2017, 07:19 |