„Skąd się biorą zabytki?” to komiks edukacyjny wydany przez Muzeum w Gliwicach, a stworzony w stylu Cartoon przez Mikołaja Ratkę. Zawodowo historyka, ale i komiksiarza z krwi i kości, który od bardzo dawna działa na polach propagowania naszego ukochanego medium. Jak sobie dobrze policzyłem, łącznie z publikacjami w magazynach (angielskim „Anorak”, w krajowych „Ultramryna”, „Profanum”, „Kolektyw”, „Biceps”, „Deus ex Machina”) to jego dwudziesta szósta papierowa publikacja. Aczkolwiek pierwszym swoistym paradoksem jest fakt! Iż dla Mikołaja Ratki „Skąd się biorą zabytki?” są w pewnym sensie jego (samodzielnym) pełnowymiarowym debiutem, gdzie osobiście odpowiada za scenariusz i rysunki! Drugim swoistym paradoksem jest fakt! Iż Mikołaj Ratka jest artystą mało kojarzonym (znanym) przez statystycznych komiksiarzy, a przecież jego dorobek jest ogromny. Bardzo często rysował w krótkich formach i shortach do scenariuszy Daniela Gizickiego oraz Jakuba Sytego, a nawet otrzymywał nie jedno wyróżnienie na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu i Gier. Jego prace pojawiały się w antologiach pokonkursowych MFKiG i w „Antologii memorial Janusza Christy”, ale także „Antologii Tuwima”, ale również w „Zeszytach Komiksowych”, lub związanych z świetnym serialem „Postapo”. Od zawsze był i jest związany całym sercem i ciąłem ze Śląskiem, gdzie udzielał się przy takich komiksowych projektach jak: „FEST”, „Niczego sobie. Komiksy o mieście Gliwice”.
W 2012 roku w Muzeum Gliwickim połączył zawód wyuczony z pasją. Był koordynatorem, publicystą i rysownikiem oraz wszelakim wykonawcą wspomnianego powyżej albumu, a którego nakład rozszedł się na pniu, gdyż tytuł ten jest przedniej marki i zrobił ogromny pozytywny szum nie tylko na Śląsku. Jak dobrze pamiętam do stworzenia tej antologii poświęconej historii Gliwic zaprosił: Macieja Pałkę, Daniela Gizickiego, Marka Turka, Przemysława Surmę i Marcina Surmę, Rafała Szłapę, Tomasza Kontnego, Kajetana Wykurza, Grzegorza Pawlaka, Dominika Szcześniaka oraz Annę Helenę Szymborską. Wracając do clou.
„Skąd się biorą zabytki?” jest stricte albumem skierowanym do młodszego i familijnego czytelnika. Komiksowa opowieść została zbudowana na dwóch kontrapunktach. W pierwszej części w żartobliwy sposób prezentuje historie rycerza Radomira, któremu kuzyn Gniewosz pozostawił na przechowanie przed zbliżającą się wojną z Zakonem Krzyżackim trzy bojowe rumaki: Hyzia, Dyzia i Zyzia. „Patataj” - patataj...
W momencie, gdy konie zostały skradzione, nasz brodaty fechmistrz Radomir wyruszył z giermkiem Spytkiem na ich poszukiwania. W czasie tego (kilkuletniego) pościgu na traktach i przekraczanych brodach (niedaleko Gliwic), rycerz ów zgubił precjoza i spinki. Tia... „Patataj” - patataj...
Druga część opowieści przenosi Cię w czasy współczesne, by zobrazować vel przekonać się w jaki sposób - za sprawą pewnych wiekowych przedmiotów - teraźniejszość może łączyć się z przeszłością.
Przechodząc do oceny! Całość tej opowiastki - rozpisanej i rewelacyjnie narysowanej wzbudza ogromny apetyt, a podczas lektury odniesiesz wrażenie, że tu wszystko ma ręce i nogi. Im dalej będziesz czytać, tym bardziej owa treść Cię zauroczy, a jeszcze bardziej Twoje dziecko. Parafrazując na opak, im dalej w las, tym bardziej jest dopracowana i spójna! Dobrze pomyślana i rozrysowana zarówno narracyjnie, jak i graficznie. Historia owa pomimo podania co rusz w dowcipnej i żartobliwej formie, co interesujące, została oparta na legendarnej opowieści Jana Długosza herbu Wieniawa – historyka, geografa, dyplomaty królewskiego i kanonika krakowskiego. Urodzonego w 1415 roku i syna rycerza, który zyskał sławę podczas Bitwy pod Grunwaldem. W ukrytej formie opowiada ona w dwójnasób o codziennej pracy wszystkich pracowników muzeów oraz w przystępny fabularno-graficzny sposób przybliżą cały cykl ratowania zabytków. Od momentu znalezienia, po ustalenie faktu prawnego, aż po konserwację i wpisanie do inwentarza, nim zostanie godnie zaprezentowany we właściwy i bezpieczny sposób zwiedzającym. Autor pomyślał o wszystkim np. cała ta skomplikowana terminologia historyczna i muzealnicza, została w uroczy i genialny sposób rozrysowana i opisana przez niego i zaprezentowana w specjalnym słowniczku. Ten zeszyt dzięki specyfice i roztropności przekazu oraz kompetencji jaką posiada Mikołaj Ratka, w stu procentach trafi w gusta młodego czytelnika.
Publikacja owa w bardzo przystępny sposób przybliża całą skomplikowaną wiedzę na temat muzealnictwa, ale także pomimo baśniowego (także w rysunku) przekazu świata idealnie przemyca ogromną ilość wiedzy naukowej i historycznej.
Bez kozery, ale ten zeszyt może być znakomitym uzupełnieniem do prowadzonych przez nauczycieli lekcji historii, ale także co jest rzeczą wyjątkową, a wręcz unikatową, można go potraktować jako książeczkę vel bajeczkę czytaną na dobranoc swojej pociesze. Przekonał się nie jeden artysta, jakże bardzo trudną sztuką jest stworzenie takiej uniwersalnej i familijnej publikacji i trafiającej do szerokiego grona odbiorców. Mikołajowi Ratce udało się!
Warstwa dialogowa jest pełna humoru, a motyw gościa krzyczącego „Panie Kierowniku” pozostanie z Wami na dłużej. W sukurs temu idzie wszelaka oprawa, a oparta na stylistyce Cartoon, wykonana w stylu takim bardzo czytelnym i charakterystyczny wyłącznie dla Ratki. Co rusz ukryto w niej przezabawne żarty sytuacyjne. Polecam przyjrzenie się uważne w pewien "zeszyt", a takich perełek w tle jest multum! „Skąd się biorą zabytki?” pochłania się płynnie i przyjemnie.
Co do samego wydania! DTP jest bez błędów, layout i kompozycja kadrów jest klasyczna, a albumik wydrukowano na offsecie i w kolorze. Jest dobrze nasycony farbami i pięknie pachnie, a w środku oprócz stricte komiksu znajdziemy wspomniany słowniczek. Nie można się do czegokolwiek przyczepić!
Podsumowując! „Skąd się biorą zabytki?” jest niczym „róża wiatrów”. Z jednej strony komiks ten odchodzi od szkolno-podręcznikowej formy prezentowania historii i wiedzy, czyli ograniczenia fabuły do suchych faktów historycznych, ale z drugiej strony przekazuje ją wręcz genialnie w tzw. percepcji podprogowej! Z trzeciej strony uczciwie sprawę stawiając, należy pamiętać iż forma komiksowa nigdy nie zastąpi podręcznika (wręcz nie powinien tego robić), lecz w taki sposób rozrysowana i rozpisana na tle średniowiecznej klechdy, samo przez się pokazuje przystępnie kuchnię historyków i muzealników. Z czwartej strony tytuł ten podany w „Tytusowych” klimatach jest piękny graficznie, dobrze rozpisany scenariuszowo i ma ogromne walory edukacyjne, a jeszcze spełnia swoje zadania publicity i najważniejsze jest to album familijny.
Summa summarum świetną rzecz, którą należy wszech miar promować i posiadać, gdyż takich mądrych publikacji potrzeba nam więcej na rynku! Mikołaj Ratka spisał się na medal!
Gorąco polecam!
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
29.06.2017, 20:00 |