GWIEZDNE WOJNY
Klasyczne science-ficion. Ale też horror, opowieść biblijna, historia z zacięciem antyglobalistycznym czy pacyfistycznym. Denis Bajram tworząc serię "Universal War One" umiejętnie połączył kilka gatunków w komiks, który wielokrotnie zaskakuje czytelnika. Na plus.
Zaczyna się jak klasyczne science-fiction. Od kosmicznej wojny między kolonizującą Układ Słoneczny Federacją Ziem Zjednoczonych a zbuntowaną Konfederacją Kolonii Przemysłowych. Klasyczne, czyli z całym kosmicznym zapleczem: rakietami, lotami miedzyplanetarnymi, strzelaninami oraz niszczeniem planet. Ale też z tajemniczą "Ścianą", która pojawia się gdzieś między planetami znanego nam Układu Słonecznego. Właśnie w takim klimacie poznajemy bohaterów "Universal War One". Brygadę z eskadry "Purgatory", dla której udział w tytułowej wojnie jest rzeczywiscie przeprawą przez "czyściec". Jest drogą do nowego życia, które Bajram funduje im za sprawą wprowadzanych na kolejnych planszach serii patentów. A jest tego sporo. Skoki w czasoprzestrzeni, zawirowania w liniowości opowieści, teleportacje i przeprawy przez czarne dziury sprawiają, że fabuła zaczyna "rozjeżdżać" się. Bohaterowie starzeją w różnym tempie co pozwala w dalszej części fabuły autorowi stykać ich w różnych momentach życia. Pokazywać różne drogi, którymi poszli czasem trzymając się swoich zasad, czasem pozwalając, by prowadziły ich demony przeszłości. Każdy z ekipy "Purgatory" ma bowiem dobrze nakreśloną mroczną przeszłość i traumy, z którymi musi rozprawić się w czasie pobytu w czyśćcu.
I niby science-fiction Bajram utrzymuje przez cały, sześcioalbumowy cykl. W kolejnych odsłonach wprowadza jednak nowe wątki i nowe gatunki. Penetracja opuszczonej stacji przypomina więc np. kosmiczne horrory z "Obcym" na czele. Walka o władzę nad naszym Układem Słonecznym zakończona zwycięstwem Konfederacji Kolonii Przemysłowych przypomina dojście do władzy nazistów, a szef Konfederacji ma zadatki na nowego Hitlera. Zresztą - w komiksie dokonuje się zagłada, kiedy na śmierć skazanych zostaje 20 miliardów Ziemian... Nie da się też nie porównać ataku na Nowy Jork - Stolicę Rządu Ziem Zjednoczonych - z atakiem Talibów z 11 września 2001 roku na bliźniacze wieże World Trade Center. W komiksie zniszczenie porównywane jest do biblijnego Potopu. I właśnie Biblia... W trakcie lektury wielokrotnie czytelik zadaje sobie też pytanie dlaczego ciągle dostajemy fragmenty z "Biblii Kanaanejskiej", które przypominają cytaty ze Starego i Nowego Testamentu, dotyczą jednak nowej rzeczywistości, nowych zbawicieli, nowych ziem i wreszcie nowej Ewy i nowego Adama. To też nie jest przypadek
W scenariuszu pojawiają się ciekawe patenty. By nie zanudzić czytelnika strzelaninami i nawalanką niektóre z elementów wojny między Federacją Ziem Zjednoczonych a Konfederacją Kolonii Przemysłowych nie są pokazywane, ale relacjonowane na bieżąco w centrum dowodzenia Federacji. Są retrospekcje pokazujące przeszłość ludzi z "Czyśćca", którymi autor próbuje wyjaśnić kierujące nimi pobudki. I mimo pesymistycznego wydźwięku fabuły - giną bohaterowie, giną planety, do władzy dochodzą popaprańcy - autor pozostawia furtkę dającą nadzieję na lepsze jutro. Na jutro, do którego prowadza poszczególne cytaty ze wspomnianej już "Biblii Kanaanejskiej" - mitu założycielskiego nowej cywilizacji, która pozwoli Bajramowi kontynuować gwiezdno-wojenną sagę. I wydawać by się mogło, że w tym barszczu za dużo jest grzybów. W dodatku lektury nie ułatwiają skoki w czasie i przestrzeni. Na koniec dostajemy nawet schemat wyjaśniający co kiedy i gdzie się zdarzyło oraz wykres kto z bohaterów jak poruszał się w czasie. Nie ma jednak mowy o pogubieniu się w lekturze. Bajram miał od początku patent na serię, rozpisał wątki tak, by spleść je sensownie w finał. Przy okazji pokazując, że - że pojadę Biblią - niezbadane są ścieżki jakimi wiodą ludzkie losy...
Również graficznie Bajram stworzył solidne uniwersum. W posłowiach do poszczególnych rozdziałów zdradza, że od małego fascynowały go kosmiczne historie. Zresztą... Urodził się w czasie, gdy imperialna walka dotyczyła też podboju kosmosu. Do tego doszła fascynacja klockami Lego i zestawami z serii związanej z kosmosem właśnie. W posłowiach przybliża nam też swoich bohaterów, ale i pokazuje tajniki swego warsztatu. W sumie sześciorozdziałową opowieść wydawnictwo Elemental przedstawia polskiemu czytelnikowi z dwóch tomach (po trzy rozdziały w każdym) teraz dodatkowo zapakowanych w box.
Kto z fanów science-fiction do tej pory przeoczył, powinien nadrobić zaległości.
Andrzej Kłopotowski
|
autor recenzji:
Mamoń
22.06.2021, 11:51 |
Na obecny moment jesteśmy na bieżąco z najlepszą komiksową serią hard SF wydaną w naszym pięknym kraju. Jesteśmy na bieżąco ze wspaniałą, a jakże mocno docenianą na całym świecie space operą autorstwa Denisa Bajrama.
Cykl Universal War zaczął ukazywać się w 1998 roku nakładem frankofońskiego wydawnictwa Soleil Productions, następnie w drugim pod cyklu u Castermana. Sukces tej serii skonsumowały także inne światowe rynki wydawnicze np. niemiecki (Splitter Verlag) ale i sam Marvel Comics.
W 2002 roku próbę wydania w naszym kraju podjęło się także wydawnictwo Egmont, ale największy polski komiksowy edytor opublikował tylko trzy pierwsze zeszyty ("Genesis", "Zakazany owoc" oraz "Kain i Abel"), po czym nie kontynuował przygód z tym nietuzinkowym klasycznym SF.
Lata mijały, a do serii ponownie powrócił warszawski Elemental, a na rynku pojawiły się trzy grubaśne tomy zbiorcze: "UW1 #1", "UW1 #2" oraz "UW2 #1". W tym miejscu warto dodać, iż ze względów licencyjnych (digitalizacji) nie pojawiały się w chronologicznej kolejności.
Jak w takim razie prezentuje się w szczegółach pierwszy zbiorczy tom "UW1", a zbierający w swoim wnętrzu wspomniane zeszyty: "Genesis", "Zakazany owoc", "Kain i Abel"? Zapraszam do lektury.
W 2033 roku dla ludzkości rozpoczął się nowy etap w podboju kosmosu. Z czasem dzięki wynalazkowi anty-grawitacji nastąpiła kolonizacja układu słonecznego. Mars stał się nową Ziemią, a oprócz Księżyca pojawiły się kolejne, ale tym razem sztuczne satelity - stacje: Alpha, Beta i Delta. Nowego porządku świata pilnowała zbrojna Federacja Ziem Zjednoczonych. Aczkolwiek coraz mocniej i prężniej przeciwstawiała się jej tajemnicza Konfederacja Kolonii Przemysłowych. Ten chwiejny ład zakłóciło nagłe pojawienie się tajemniczej "Ściany". Nieodgadnionej czarnej dziury, która niszcząc jedną z planet doprowadziła do światowego kryzysu. Rozkaz penetracji tego „Fenomenu” otrzymuje stacjonująca nieopodal III Flota Sił Zbrojnych. Misji zbadania, a nawet zniszczenia podejmuje się "Eskadra Purgatory" ("Czyściec").
Poznaj ich szefa - głównodowodzącego FSZ admirała Richtburga, dowodzącą w polu (czytaj w kosmicznych misjach) eskadrą kapitan Jude Wiliamson, jej zastępcę Kate Richtburg, najlepszego pilota Johna Balitmora (zwanego Baltim), gwiezdną lotniczkę Aminę el Moudden, notorycznego amanta (gwałciciela) Milorada Racunicsa, technika, ale i największego tchórza Paula Delgado, zwanego Mariem oraz wybitnego geniusza z czterema doktoratami vel mózgowca o maksymalnie wybuchowym charakterze, który nie da sobie w kaszę dmuchać, a zarazem głównego zucha całej opowieści – Edwarda Kalisha. Owa swoista egzotyczna ekipa złożona w głównej mierze z wojskowych skazańców będzie musiała zmierzyć się z niepoznanym. Rozpoczęła się saga "Universal War One"!
Zdecydowanie, aby nie psuć Ci zabawy nie będę streszczał dalszego części opowieści, ale dodam, iż właśnie w ten sposób zawiązuje się akcja jednej z najlepszych serii SF wydanych w Polsce, a której wirtuozerskim twórcą jest Denis Bajram! Wirtuozerskim twórcą? Jak najbardziej! A wręcz jest genialnym artystą, gdyż w tej epopei kosmicznej, do tej pory, nie ujawnił słabych punktów. Tu każdy skrawek narracji, nawet z pozoru błahy, ma wpływ na dalszą historię.
W świecie stworzonym w umyśle tego wszech miar wybitnego artysty i rozrysowanym krok, po kroczku w kunsztownej i dopracowanej realistycznej grafice, nie ma ani jednej fałszywej nuty. Zobaczysz ile radości będziesz czerpać z lektury komiksu autorstwa Denisa Bajrama. Współczesnego człowieka renesansu, a wykształconego w prestiżowej francuskiej Szkole Sztuk Dekoracyjnych, wykładowcy, architekta, projektanta, przedsiębiorcy, informatyka. Człowieka wszech miar uzdolnionego zarówno plastycznie, jak i w naukach ścisłych, który w "UW" stworzył niesamowity i zarazem spójny świat. Wszechświat, który mocno oddziałuje fabularnie i graficznie na czytelnika.
Skonstruował go na poziomie segmentacji. Pierwszy element zawarty w tym zbiorczym tomie posłużył mu do wystrzelenia całości (w kosmos), a zbudowany jest na epopei w scenerii astronomicznej przygody. Drugi element, już zarysowany, to naukowe i paranaukowe historie dotyczące podroży w czasie, a trzeci element, także napoczęty w tym tomie, to szczegółowe korelacje postaci i głównych bohaterów "Universal War".
Bajram niejednoznacznie i nie do końca odkrywa karty np. dotyczące tajemniczych wrogów za „Ściany”, a zarazem na tym tle i z rozmachem rozrysowuje kosmiczne bitwy. Jednakże są one tylko okolicznością (choć bardzo ważną) do przedstawienia całej naukowej, społecznej, psychologicznej podstawy egzystencji i kooperacji jednostek. Nie dość, że bohaterowie mają kłopoty pomiędzy sobą, to niosą bagaż i kolejne rany z przeszłości. Dobrym przykładem na tym tle jest postać Aminy. Muzułmanki napastowanej seksualnie przez ojca, a która ucieka przed nim w szeregi Floty Sił Zbrojnych. Ten fakt ma wielki wpływ na jej dalsze losy, ale i losy innych postaci, a z drugiej strony realnie podejmuje temat praw kobiet w Islamie.
Innym ważnym motywem, który nakręca i panteizuje narrację jest wprowadzenie swoistych mesjanistycznych rozdziałów z cytatami Biblii Kanaanejskiej. Nadaje to relacji specyficznej aury.
Zdziwisz się ( bardzo pozytywnie), gdy zobaczysz, ile (już) w tym pierwszym zbiorczym tomie jest akcji! Ile jest tu przewrotek scenariuszowych! „Sekret goni sekret”, a wyjaśnienia nie dość, że zaskakują, to jeszcze otwierają kolejne ścieżki i łamigłówki. Bajram z pozornie wyświechtanych oparów teleportacji i skoków w czasie wyciągnął nową jakość. W luźnym porównaniu, ale bardzo celnym cykl "Universal War" fabularnie jest tak dobry, iż śmiało można go porównać do twórczości Alastaira Reynoldsa. Denis Bajram, już w tym tomie, stworzył niesamowity i zarazem spójny świat, który mocno oddziałuje na czytelnika. Precyzyjnie wykreował poszczególne wątki i spiął w jedną rozbudowaną space-tragikomiczną, przygodową, społeczną opowieść. Przez sięganie do wspomnianych retrospekcji, do przedstawiania dzieciństwa, czasem trudnych momentów na tle innych postaci vel wyrzutków, co rusz ukazał (i pokaże w kolejnych tomach) ich motywy. Powtórzę się, ale kosmiczne statki i bitwy, są tylko tłem (choć ważnym) do przedstawienia całej naukowej, społecznej, psychologicznej podstawy egzystencji i kooperacji jednostek. Swoistą przeciwwagą dla dziejącej się w kosmosie akcji, a mającej na celu pokazanie studium psychologicznego wspomnianych chojraków, a jeszcze wszystko podbija i nakręca wprowadzenie tych swoistych mesjanistycznych rozdziałów z cytatami dziwnej tajemniczej Biblii Kanaanejskiej.
W sukurs rozbudowanej fabule podąża pierwszorzędna oprawa graficzna! Oprawa, która jest bardzo miła dla oka, gdzie wielkie przestrzenie kosmosu, statki kosmiczne, a właściwie wszystko wygląda monumentalnie i wiarygodnie, a wręcz spektakularnie, pomimo wykonania tego przez Denisa Bajrama tyle lat temu.
Bardzo realistyczne prace tego artysty nadają nastrojowości opowieści, a każdy kadr jest istnym dziełem sztuki. Jego dziełka zrealizowane z fasonem - dopieszczone w szczególe, a wręcz wycyzelowane - z przepięknymi mocnymi kolorami i wykonane w malarskim zacięciu, bardzo mocno przykuwają uwagę! Gwarantuję, iż zauroczysz się nimi - zachwycisz się i zatrzymasz przez dłuższą chwilę.
W tym miejscu kilka niusów, a mianowicie "Universal War One" od piątego zeszytu, Bajram wykonał wyłącznie w komputerze zarówno rysując, jak i kolorując, zaś oceniane tutaj (ujęte w zbiorczym wydaniu) pierwsze trzy zeszyty były tylko kolorowane w komputerze. Druga ciekawostka dotyczy zobrazowania postaci Edwarda Kalisha, a mianowicie Denis Bajram przyznał się, iż ten komiksowy bohater jest jego swoistym alter ego. W tym miejscu i za jednym rzutem wspomnę Ci jeszcze o kolejnych nowinkach. Mało kto wie, iż na początku lat dziewięćdziesiątych, gdy królowała jeszcze Amiga, Atari i Macintosh, nasz Denis Bajram był pierwszym artystą na świecie, który tworzył komiksy w całości na komputerze! Specjalnie dla tych celów pisał własne programy graficzne, ale były one bardzo hermetyczne i niszowe (w sensie poza Francją nie trafiały do szerokiego obiegu), a jednak Bajram sprawnie rysował w nich i kolorował. Niewiele osób wie o tym, iż w owych czasach, do momentu wydania pierwszego "Cryozone" nasz artysta bardzo mocno udzielał się strefie francuskiego pro amerykańskiego zino komiksu. Był zafascynowany superbohaterami, a do tego odwiedzał USA. Śmiało można dodać, iż jest (jednym z niewielu) najbardziej amerykańskich artystów z Francji. Owa miłość do Stanów spowodowała, iż pojawił się ze swoją serią we wspomnianym Marvelu, ale także, spowodowała, iż pomimo zawirowań z frankofońskim wydawcą nie poddał się i kontynuował przygodę z "Universal War".
Obecnie nasz artysta niezłomnie, choć nie systematycznie uzupełnia (kolejnymi spójnymi albumami) uniwersum swej ukochanej space opery, a która jest zarazem jego komiksowym opus magnum.
Z kronikarskiego obowiązku, w tym miejscu, warto dodać, iż scenopisowy plan poszczególnych cyklów rozpisał w brudnopisie już (sic!) w 1997 roku! Zaplanował sobie "UW1" (na sześć zeszytów) – "UW2" (na sześć zeszytów) – "UW3" (na sześć zeszytów), a teraz (dobrze przygotowany) wprowadza go w życie! Bez owijania w bawełnę, na tle innych twórczych komiksiarzy pod względem szybkości wykonywania kolejnych albumów (szczególnie z cyklu "UW") wypada blado. Aczkolwiek powody tego stanu rzeczy są następujące: po pierwsze – nie pomaga mu jego perfekcjonizm, gdyż Bajram maksymalnie dopieszcza zarówno fabularnie, ale przede wszystkim graficznie każdą planszę. Dłubie i cyzeluje dosłownie w każdej części najmniejszego elementu tła, a zajmuje to czas. Drugi powód jest natury rodzinnej, gdyż długoterminowo i wiernie wspiera projekty żony Valerie Mangin (francuskiej scenarzystki), zaś to na pewno i jeszcze bardziej zajmuje czas. Tia.
Aczkolwiek znając go - gwarantuję Ci, jeżeli na „Teutatesa niebo nie zwali mu się na głowę”, możesz być pewna/pewny, iż jego ukochany cykl "Universal War" doprowadzi do końca.
Co do edycji! Oceniany album, ale także poprzednie - wydano w wysokim standardzie, w twardej oprawie, z grzbietem oraz z pięknym layoutem, na kredzie i wspaniałymi dodatkami - szkicownikami ze świata "UW", posłowiem i artykułami autorstwa samego Bajrama, a tam z opisanymi wszelkimi kulisami, plus ze świetnym tłumaczeniem Wojciecha Birka.
Aczkolwiek tłumaczenie owo zostało w porównaniu do wersji zeszytowej delikatnie zmodyfikowane, na rzecz wyrazistości i na rzecz soczystości i brutalizacji języka. Autor przekładu nie dość, iż po raz kolejny wykonał solidną robotę, w tym świetnie przeniósł żarty sytuacyjne oraz dowcipy francuskie w krajowe realia, to jeszcze pozwolił sobie na inne dobre zmiany w porównaniu do wspomnianych zeszytowych wydań, a mianowicie w obrębie nazewnictwa np. "Konfederację Kolonii Przemysłowych" zastąpił angielskim akronimem "CIC" ("Colonisation Industrial Companies").
Edycja Elementala zasługuje na pochwały w jeszcze jednym aspekcie, a mianowicie w przeciwieństwie do edycji frankofońskich ( Soleil i Castermana) masz pewność, iż dostajesz wszystkie zbiorcze komiksy w idealnie dopasowanym jednym formacie!
Podsumowując, miedzy innymi w tym hard SF, w jego miszmaszu fabularnym i graficznym oraz w tej konsekwencji, pracowitości, pomysłowości tkwi wirtuozeria, a wręcz geniuszu Denisa Bajrama - francuskiego artysty pochodzenia albańskiego, który potrafi tworzyć we wszelakich malarskich technikach klasycznych, ale także jest mistrzem komputerowej grafiki.
Artysta ten szczególnie upodobał sobie stylistykę realistyczną i tym tytułem pokazał jak wzorcowo należy tworzyć i komponować kosmiczne opowieści.
W ocenianym zbiorku nie ma słabych momentów, a gwarantuję Ci, że w następnych tomach jest równie dobrze, jak nie lepiej.
Fabuła to perełka, a dialogi są uszczypliwe, przewrotne, inteligentne i zabawne, zaś warstwa graficzna jest godna samego mistrza Andreasa Martensa. Czytanie i oglądanie daje ogromną satysfakcję, a jak już zaczniesz i wciągniesz się w świat "Universal War" - choćby się waliło i paliło - nie oderwiesz się!
Gorąco polecam!
|
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
15.07.2017, 15:45 |
PIERWSZA WOJNA WSZECHŚWIATOWA
Kosmiczna (by nie rzecz gwiezdna) wojna i eskadra złożona z samych łotrów. Czyż to nie brzmi znajomo? Nie martwcie się jednak, „UW1” Denisa Bajrama to nie kopia „Star Warsów”, a znakomity komiks science fiction, potrafiący zafascynować swoją wizją i dostarczający znakomitej, a przede wszystkim realnej akcji łączącej w sobie najlepsze elementy hollywoodzkich widowisk z tradycją gatunkową.
Przyszłość. Ludzkość podbiła cały układ słoneczny, rozwinęła się technologicznie, ale nie porzuciła wojennych zapędów. Trwa właśnie kosmiczny konflikt między Ziemią a CiC, a sytuacja nie przedstawia się zbyt kolorowo. Co więcej w przestrzeni pojawia się „ściana” nieznanego pochodzenia, która przypomina nieco czarną dziurę. Czy jest tworem naturalnym czy może za jej powstaniem stoją przeciwnicy, nie wiadomo, ale kolejne odkrycia niepokoją coraz bardziej. Wszystko wskazuje na to, że obiekt w rzeczywistości jest sferą kilkukrotnie większą od słońca, a w jego wnętrzu coś się kryje. Tu na scenę wkracza eskadra Purgatory, złożona z samych straceńców, którzy tylko dzięki dołączeniu do jej szeregów, uniknęli sądu wojennego. Brawurowi i porywczy, tchórzliwi i szaleni, jej członkowie szybko zjednują sobie wrogów. Po kolejnej akcji trafiają do więzienia, ale jako że znajdujący się w Purgatory Kalish jest jedyną osobą, którą odkryła istotne fakty dotyczące „ściany”, udaje mu się wynegocjować kolejną szansę dla siebie i towarzyszy. Nie jest ona jednak zbyt optymistyczna – eskadra pod jego dowództwem ma wlecieć do wnętrza sfery i przeprowadzić samobójczy atak na czekające tam siły…
Wiele dobrego słyszałem o tym komiksie, ale pozostawałem sceptyczny dopóki go nie przeczytałem. Teraz muszę przyznać, że „Universal War One” zasłużyła na komplementy, jakich się doczekała, a całość naprawdę warto jest poznać. Dlaczego konkretnie? „UW1” zaczyna się dość niepozornie, szybką akcją, w środek której zostajemy wrzuceni. Strzelaniny, pojedynki, niesubordynacja, ciągłe buntowanie się, próba gwałtu… Wojna trwa ale nie wiemy jaka i o co, nie znamy przeszłości bohaterów i relacji między nimi. Na to jednak przychodzi czas, postacie zostają pogłębione (nie jakoś szczególnie, ale jednak), akcja staje się bardziej konkretna, a całość wzbogacona zostaje o ciekawe wykorzystanie zabaw z czasoprzestrzenią – co więcej opartych na podwalinach naukowych. To wszystko, plus kilka ciekawych pytań, składa się na znakomitą i wciągającą lekturę, która spodoba się miłośnikom fantastyki.
Ale nie można też zapomnieć o świetnej szacie graficznej. Ilustracje Bajrama, trochę typowo europejskie, a trochę ciążące ku amerykańskiemu stylowi rysowania, wyglądają znakomicie. Z jednej strony mamy proste i klasyczne ujęcie postaci, z drugiej widowiskowe sekwencje walk, fantastyczne kosmiczne scenerie i sprzęt oraz statki oddane z detalami. Jest nowocześnie, jest też olsdchoolowo, jest wreszcie efektownie, a o to też przecież chodzi, prawda?
Jeśli lubicie dobre, dynamiczne i wcale nie ograniczone tylko i wyłącznie do rozrywki opowieści dziejące się w kosmosie, ta seria jest dla Was. Dobrze, że wydawnictwo Elemental nie tylko podjęło się kontynuowania „UW1”, ale także i wznowienia albumów już wydanych przed laty przez Egmont. I to jeszcze w znakomitej, pełnej dodatków edycji zbiorczej. Polecam gorąco.
|
autor recenzji:
wkp
06.07.2017, 17:00 |