DZIWNY JEST TEN KOT
Czwarty album białostockiego wydawnictwa Fantasmagorie to z jeden z tych komiksów, które powinny znaleźć się w kolekcji każdego miłośnika tego medium. „Kot Krejzol”, bo o nim mowa, to w końcu absolutna klasyka, nie tylko w swojej kategorii, a zarazem dzieło naprawdę fascynujące. I chociaż od jego powstania minęło już ponad sto lat, paski stworzone przez Herrimana wiąż zachwycają i robią wrażenie.
Kot Krejzol (czy jak chce tego oryginał, Krazy Kat), to zwierzę bliżej nieokreślonej płci o bardzo naiwnej naturze, niepotrafiące się poprawnie wyrażać i ciągle wikłające się w jakieś kłopoty. Głównym ich sprawcą jest Igntaz, mysz, w której kocha się Krejzol – niestety bez wzajemności. Ignatz zresztą na jego zapędy reaguje brutalnie, ciosy cegłówką w kocią głowę należą do jego stałego repertuaru (co główny bohater odbiera jako wyznanie miłosne), a i nie waha się ostatecznie usunąć adoratora z tego świata – co jednak wywołuje w nim wyrzuty sumienia, szybko zastąpione gniewem, kiedy ofiara okazuje się wciąż żyć. Jakby tego było mało, jest jeszcze trzecia postać tego dramatu, policjant Szczek. Jak wskazuje na to jego imię, jest psem, na dodatek kocha się w Krejzolu (choć nie stroni od ostrzejszego traktowania go), podczas gdy Ignatz często staje się ofiarą jego działań.
I właśnie na napięciach między tymi bohaterami opiera się akcja poszczególnych epizodów „Kota Krejzola”. Dziwny jest to komiks, trudno temu zaprzeczyć, dziwny jak sam jego bohater, nieco naiwny, nieco filozofujący (na swój sposób oczywiście), nostalgiczny, choć zabawny, a przede wszystkim uroczy i klimatyczny. Jest w nim też magia, której nie mają współczesne dzieła, nawet jeśli humor sprzed wieku nie śmieszy tak, jak zapewne robił to kiedyś.
Od strony graficznej (i nie tylko zresztą) paski z przygodami Kota Krejzola przypominają prace Walta Disneya, ale są od nich niemal o dekadę starsze. Cartoonowa kreska jest więc prosta, ale ujmująca, a tła zostały uproszczone (chociaż pierwsze odcinki są „gęstsze” rysunkowo od późniejszych). Wszystko to jednak znakomicie ze sobą współgra i nawet po stu latach prezentuje się znakomicie.
Przede wszystkim jednak „Kot Krejzol” to znakomity album ukazujący jak wyglądały komiksy w czasach zwanych The Stone Age, obejmujących historię opowieści graficznych od zarania ludzkości i pierwszych prac naskalnych, do roku 1938, kiedy to wraz z pierwszym „Action Comics” zaczęła się „Złota Era”. Niewiele ukazuje się dzieł z tych lat, nie są też tak dobrze znane, jak nawet najstarsze historie superhero, ale to przecież one przecierały gatunkowe ścieżki i odkrywały możliwości takiej formy przedstawiania historii. Różnie bywało z ich jakością, jednakże „Kot Krejzol” nie zawodzi. Ten kot, którego losy czytali choćby e.e. cummings, Picasso czy Fritz Lang, i który natchnął Charlesa M. Schultza do stworzenia „Fistaszków”. Warto go poznać, wręcz trzeba, jeśli kochacie komiksy, i przekonać się co ma do zaoferowania, a jest tego niemało.
|
autor recenzji:
wkp
17.07.2017, 07:06 |