Do niedawna komiksy z głębokiego PRL'u, dla nowych komiksiarzy były tylko prehistorią. Na szczęście dzięki wydawnictwu Ongrys i Egmont, ta sytuacja powoli, ale systematycznie zmienia się na lepsze! Choć większe zasługi ma szczeciński Ongrys, ale i stołeczny Egmont na tym polu mocno się stara, gdyż np. tysięcznym albumem warszawskiego edytora była publikacja pierwszego tomu - z najlepszymi komiksami - z kultowego Relaxu! Zaś sukces tej inicjatywy, także sprzedażowy, zachęcił Egmont do wydania kolejnego zbiorczego tomiku, z partią wybranych opowieści obrazkowych - z tego pierwszego - komiksowego magazynu w komunistycznej Polsce, ale i w całym sowieckim bloku.
Jak prezentuje się ten drugi tomik Relaxu? Czy zaprezentowane tu opowieści godnie się zestarzały? Co znajdziemy w środku? Szczegóły poznasz już za momencik. Zapraszam do lektury.
Pod względem edycji zachowano ten sam standard co poprzednio, tzn. twardą oprawę, duży format i grzbiecik. DTP, layout został w taki sposób wykonany, aby nawiązywał do stylu pierwodruku. Arek Salomoński, który odpowiadał za ten efekt, po raz kolejny pokazał klasę. Stworzył z kadrów ciekawą okładkę, a jeszcze odnowił wszystko w ten sposób, iż prace te nabrały (kolejny raz) ogromnego blasku i świeżości.
A w środku? Na wstępie i w posłowiu dwa wspaniałe osobiste artykuły. Pierwszy pt. „Moje wspominki o Relaksie” autorstwa Wojciecha Birka, a także jeszcze bardziej wyjątkowy i to pod wieloma względami – wartości historycznej i osobistej, czyli artykuł samego mistrza Grzegorza Rosińskiego. Dowiesz się z niego np. w jaki sposób pierwszy "Thorgal" trafił na łamy tego naszego pisma, ale i bardzo wiele innych nieznanych szerzej ciekawostek.
Pod względem komiksowym drugi zestaw egmotowego Relaxu rozpoczyna podana w klimatach klasycznego space SF „Vahanara” do scenariusza Mieczysława Derbienia z piękną i nie starzejąca się oprawą graficzna i kolorystyczną mistrza Jerzego Wróblewskiego. Dodać należy, iż scenopis jest luźną adaptacją powieści Georgesa Muricie. A enigmatyczna fabułka o grupce zaginionych na Jowiszu astronautów ma w sobie nadal wielką moc oddziaływania. Bo wróg przeniknął do wnętrza ludzi i chce zniszczyć Ziemię. Intrygujące? Brzmi jak część historyjki z filmu „Coś ”, hmm, coś w tym jest, ale nie całkiem, a więc przekonaj się, a co takiego wymyślili autorzy! Z kronikarskiego obowiązku dodam, iż „Vahanara” została jeszcze wydana dwukrotnie tzn. w latach osiemdziesiątych, wspólnie z komiksem „Najdłuższa podróż”. A było to kieszonkowe wydanie w cz-b, wróć w czerni i na żółtym (koszmarnym) papierze. Na marginesie, w tej edycji inaczej rozłożono kadry, a w kilku miejscach skrócono warstwę dialogową, ale także przerysowano od nowa trzy obrazki.
Kolejnym komiksem w tej ocenianej antologii jest „Pięć kroków wstecz” do scenariusza Zofii Chmurowej z rysunkami Marka Szyszki.
Album wykonany w realistycznej oprawie, lecz i z minimalnymi detalami otoczenia, przedstawia historie pewnego druha, a któremu dziwny jegomość przekazał kilka par butów: parę kozaków, trzewików i ciżemek. Od razu po nałożeniu na nogi nasz harcerz przenosi się w czasie. Fantastyczna opowiastka bez demagogi demoludu jest bardzo urokliwa, lecz również odrobinę nie satysfakcjonująca tzn. w budowaniu i zazębieniu się akcji. Ma się wrażenie, iż była robiona za szybko i na pewno nie dorówna do genialnej i wciągającej „Tajemnicy kipu”, a zaprezentowanej w odświeżonej odsłonie w pierwszym tomie Relaxu.
Jednakże Marek Szyszko spisał się na medal w narysowanym przez niego komiksie „Konus”. Jest to historia pewnego dorastającego we Warszawie chłopaka, który jest szykanowany za tworzenie poezji. Moment ten (bicia) widzi pewien czarno włosy gościu i ubrany i to nie żart w dresik Adidasa. Co może świadczyć, iż jest z resortu?! Taa, hmm, ale jednak dres tego typu, w owych czasach był rzadkością.
Namawia on Konusa do uczestniczenia w zajęciach judo. A od tego momentu caluśkie życie chłopaka zmienia się i podażą w kierunku sportu. Opowiastka ta nawiązuje do ówcześnie kręconych seriali dla młodzieży np. „Gruby”, lecz i ukrywa i ma w sobie zawarte inne niuansiki. Z tego powodu i w tym miejscu chciałbym podzielić się pewnymi spostrzeżeniami. A mianowicie, iż obserwatorem, a późniejszym trenerem sztuk walki - może być - sam kapitan Żbik! W owym czasie seria ta była już na topie, a do tego owe wrażenie potęguje sama postać, ale i plansze prezentujące w charakterystyczny sposób naukę samoobrony.
Z kronikarskiej uczciwości dodam, iż za czasów PRL'u bardzo często stosowano takie nawiązania (spin-offy). Np. słynny bohater z serialu „Wojny domowej”, a zbierający suchy chleb dla konia, czy inni: bohaterowie „Samych swoich”, lub filmów Barei pojawiali się na sekundę w nie swojej produkcji.
Kolejne zaprezentowane (w tym tomie) komiksy stworzone zostały przez mistrza Christę i są one pod każdym względem perfekcyjne. Są istnym wzorcem na tworzenie krótkich form komiksowych, a w których – wprost - mistrz ośmieszał realia komunistyczne! Np. w „Coś dla ryb” nawiązuje do współczesnych mu problemów dystybucyjno-spożywczych, a w „Palaczach” nie dość, iż śmieje się z tego nałogu, to jeszcze drwi i zarysowuje paradoksy PRL, zaś w dalszej część antologii pojawiają się jeszcze przewrotne i genialne „Bajki dla dorosłych” i znana i dość często wznawiana w innych komiksach „Zaginiona załoga”.
W tym samym wesołym klimacie są prace Jacka Skrzydlewskiego oraz Edwarda Lutczyna i Zakasza. Pierwszy z nich: w opowieści „Strach” postawił na humor sytuacyjny, a druga ekipa: na to samo i detektywistyczną opowieść, gdzie w nowelkach „Lekcja tenisa”, „Przerwana rozmowa”, „Mundial 78”, główne skrzypce gra pewien przemądrzały amerykański inspektorek.
Detektywistyczne, sensacyjne i przygodowe ma także przesłanie komiks „Ślad wiedzie w przeszłość” autorstwa Chmielewskiego i Jerzego Wróblewskiego. Opowieść owa jest swoistym protoplastą dla serii „Tajemnica złotej maczety”. Tu i tam - pojawiają się młodzi ludzie, dziadek i pogrobowcy Hitlera. Aczkolwiek tu i tam - jest w tej opowieści wiele ideologii i sowieckiego fałszu. Bo przypisywanie Armii Krajowej przyjaźni z esesmanami, ale i wiele, wiele innych spraw, to bardzo mocne przegięcie i wierutne kłamstwo!
Za jednym razem, aby w podsumować tą partyjną nowomowę i partyjny bełkot, to muszę wspomnieć o opowieści Waldemara Kazaneckiego i Witolda Parzydło.
„Barykada na Woli” to komiks pseudo historyczny, o obronie Warszawy w 1939 roku. Tym razem w pseudo autentycznym obrazie pojawiają się żołnierze i czerwony lud Woli! Widzimy więc całą rzeszę komunistów walczących ramie w ramie o obronę Stolicy. Ba tam nie walczyło WP, ale już komuniści i LWP! Ba wiadomo, iż gdyby ich było więcej, to by całą armię niemiecką zatrzymali, hmm i jeszcze pewnie by wojnę wygrali! Straszna propaganda i zakłamywanie historii bije z tej opowieści!
Na szczęście więcej takich prac w tej antologii nie ma i nie znajdziesz, a za to są, jest i zauroczysz się świetnym SF do scenariusza weterana i najlepszego scenarzysty w PRL'u Stefana Weinfelda z pracami Witolda Parzydło.
Cykl „Opowieści nie z tej ziem” i to pomimo braków graficznych jest bardzo klimatyczny!
Akcja zazębia się podczas narady pewnej grupy astronautów, a zwanych myślicielami. Podróżują statkami kosmicznymi po rożnych planetach i przeżywają dziwne przygody. Nic wielkiego, ale jednak jest w tym bardzo wiele uroku, a historyjki wciągają w swój świat ogromnie.
Bez kozery, ale tak samo dobrze czyta się i fajnie podana została (w klimatach i odcieniach fantastycznych) opowieść od tego samego scenarzysty, ale tym razem z rysunkami Waldemara Andrzejewskiego pt. „Tam gdzie słońce zachodzi seledynowo”.
Fabułka na temat astronauty ratowanego przez robota ma w sobie nadal wielką siłę oddziaływania. Choć jest minimalistycznie zobrazowana i zapisana, to ma w sobie moc i pewną dozę refleksji. Na marginesie, ona także pojawiała się później (w innej kolorystyce) i to w kilku komiksowych publikacjach.
Na sam koniec „Fanfary, król jedzie” bo na firmamencie pojawia się najlepszy komiks w tym zbiorku, a składający się z czterech i łączących się ze sobą części: „Klęska wikinga”, „ Zasadzka”, „Zdrada”, „Bolesławowe słupy”!
Autorem scenariusza tego dzieła jest słynny Leszek Moczulski, a za przepiękną realistyczną , a wręcz już Thorgalową oprawę odpowiada - Grzegorz Rosiński!
Choć jest to opowieść mocno osadzona w realiach historycznych, ale także dużo interpretująca własnym torem historie Piastów, to ten komiks jest wyjątkowy pod wieloma względami. Po pierwsze był podwójnym pierwowzorem: najpierw dla trylogii „Legendarnej historii Polski”, ale i dla samego Thorgala.
Dlaczego? Przyjrzyj się dobrze, a powiązań znajdziesz bardzo wiele, bo i jest Aaricia, jako córka Latomira, ale i jest wiele innych postaci i miejsc. Radości w czytaniu, oglądaniu i odkrywaniu jest na Odyna od groma!
Podsumowując dogłębnie! Relax. Magazyn opowieści rysunkowych”powstał w 1976 roku, a zakończył swoją działalność w 1981 roku po ukazaniu się trzydziestego pierwszego numeru. Na marginesie dodam, iż ostatni zeszyt jest białym krukiem, gdyż wybuch "Stanu Wojennego" zablokował dystrybucję i ta część była słabo dostępna i prawie nie rozprowadzana, a w komunie, gazety i książki niedystrybuowane trafiały na makulaturę, a później do młynów.
Magazyn „Relax”, choć był tworzony i działał w czasach największej komuny i zawierał w sobie ogrom propagandy, to jednak był, jest i będzie kultowy! Po pierwsze był prekursorem wszystkich polskich pism komiksowych. Po drugie, tu tworzyli na samym początku kariery wielcy krajowi, czescy, węgierscy twórcy. A dzięki tej odnowionej edycji od wydawnictwu Egmont dostajemy w swoje dłonie wyjątkowe legendarne komiksy, które stały są kanonem i kamieniem milowym dla rozwoju opowieści obrazkowych w naszym kraju!
A przecież całkiem niedawno owe komiksy z głębokiego PRL'u były mało znane, choć zarazem dochodziło do swoistego paradoksu, iż można było zakupić je za bezcen na aukcjach i w antykwariatach. Bo były drukowane w nakładach po 200 000 egzemplarzy i przetrwało ich bardzo wiele. Np. takowych wydawanych przez KAW, czyli tych z końca lat osiemdziesiątych. Jednakże dostęp do tych najstarszych (zeszytów i serii) był bardzo mocno utrudniony, a nawet po zdobyciu ich pojawiały się kolejne problemy.
Pochylając się szczegółowo nad tym tematem. Po pierwsze kolorowe zeszyty w czasie komuny drukowano na najgorszym papierze, a o czym wspominały np. w filmie "W ostatniej chwili - o komiksie w PRL-u" - takie tuzy komiksu jak; Grzegorz Rosiński, Szarlota Pawel, Janusz Christa, Tadeusz Raczkiewicz. A po drugie: sam doświadczyłem takiej sytuacji, gdy okazało się, iż mój komplet Relaxu najzwyczajniej pomimo przechowywania w koszulach strasznie się starzeje, iż trzeba się z nimi obchodzić, jak ze średniowiecznymi manuskryptami. Tym bardziej ucieszył mnie fakt, iz Ongrys i Egmont postanowiły wznawiać te stare, ale jare tytuły.
A tom pierwszy i drugi „Relaxu. Antologii opowieści obrazkowych” jest tego dobrym przykładem i musisz mieć go w swojej biblioteczce.
Bo dostajesz w swoje dłonie po dwa razy, po sto sześćdziesiąt stron przedniej zabawy i komiksy, które nic, a nic nie zestarzały się i to pomimo czterdziestu jeden lat na karku. Dlaczego? Bo były tworzone w trudnych komunistycznych czasach z pasją, od serca, ze zrozumieniem i znajomością kompozycji, anatomii, dynamiki, psychologii, a dzięki temu mają w sobie ten pierwiastek uniwersalności.
Choć mam świadomość, iż coraz trudniej będzie wybrać ze starych Relaksów, takie opowieści obrazkowe z najmniejszą dozą propagandy i sowieckich wstawek, to i tak, czekam niecierpliwe na trzecią odsłonę.
Polecam!
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
28.11.2017, 10:09 |