KRZYŻOWCY KONTRA OBCY
Ludzie z kosmitami walczyli już nieraz. Gatunek Science Fiction ukazywał nam podobny konflikt niezliczoną ilość razy, i to w najróżniejszych konfiguracjach. Byli nawet kowboje walczący z obcymi, teraz nadszedł czasy by z przybyszami z innej planety zmierzyli się… krzyżowcy. Jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało, „Jezioro ognia” to solidny survival horror SF osadzony w trzynastowiecznych realiach.
Rok 1220. W Pirenejach we Francji pewnego pasterza budzi dziwne poruszenie w jego stadzie. Kiedy wychodzi z chaty staje się świadkiem katastrofy olbrzymiego statku kosmicznego. Mimo strachu udaje się na miejsce wypadku, jednak spotkanie z tym, co wydostaje się z wraku, nie kończy się dla niego dobrze.
Tymczasem dwaj krzyżowcy Theobald Drugi z Szampanii oraz Hugh z Blois przybywają w okolice oblężonego miasta Castelnaudary, żeby wspomóc walczących z heretykami. Niestety ich obecność w tym miejscu jest bardziej kłopotliwa niż pomocna, dlatego też lord Montfort decyduje się pozbyć problemu i wysyła ich na „misję” do wioski Montaillou. Oficjalnie mają zwalczyć tamtejsze ognisko herezji, w rzeczywistości jednak wybrał pierwsze lepsze miejsce na mapie, leżące dość daleko by podróż w obie strony potrwała tyle, ile okres ich służby. Do kierowania drużyną wybiera wiecznie pijanego, ale doświadczonego Raymonda, a jej szeregi zasila także dominikański inkwizytor, wszędzie widzący heretyków, którego lord chętnie się pozbywa. Wyprawa mająca być spokojną przejażdżka, szybko przemienia się w walkę o przetrwanie. Krzyżowcy na miejscu przekonują się, że wioska jest opuszczana, a ci z jej mieszkańców, którzy przetrwali, schronili się w tutejszej twierdzy. Co się właściwie stało? Ocaleli twierdzą, że zaatakowały ich demony, a rycerze już wkrótce stają oko w oko z morderczymi bestiami. Zaczyna się nierówna walka z najeźdźcami z kosmosu.
O tym komiksie można powiedzieć, że przedstawiony został pół żartem, pół serio. Realia historyczne potraktowane są z pewną umownością, nie ma tu archaicznej mowy, rzeczywiste wydarzenia są bardziej zarysowane, niż ukazane, ale zarazem nie brak w tym prawdziwości. Przede wszystkim jednak jest to opowieść grozy o walce z obcymi. Krwiożercze, owadzie stworzenia mordują ludzi, którzy starają się przeżyć – schemat znany od dekad zyskuje tutaj inną niż zazwyczaj oprawę, ale sprawdza się równie dobrze, co zawsze. Zapytacie co może być w tym ciekawego? W końcu znacie to już na pamięć. A jednak „Jezioro ognia” warte jest poznania. Dlaczego?
Przede wszystkim to po prostu dobra historia. Nie oryginalna, ale dobrze poprowadzona, dynamiczna i klimatyczna. Czyta się ją szybko i przyjemnie, bohaterowie też nakreśleni zostali całkiem nieźle, a całość zyskała bardzo dobrą oprawę graficzną. Rysunki Matta Smitha („Barbarian Lord”) przypominają skrzyżowanie prac innego artysty o tym nazwisku, Jeffa Smitha (tak, tego od „Gnata”) – szczególnie jeśli chodzi o twarze bohaterów – z Mike’iem Mignolą, ojcem „Hellboya”. Ogląda się to sympatycznie, czyta też z przyjemnością. Niezła, lekka zabawa w stylu kinowych blockbusterów gwarantowana.
|
autor recenzji:
wkp
30.10.2017, 12:41 |