DZIEŃ ZAGŁADY
Przy okazji recenzowania, całkiem niedawno temu zresztą, albumu „Syn Supermana”, pisałem, że seria o Człowieku ze Stali była najbardziej wyczekiwaną ze wszystkich ukazujących się w ramach Odrodzenia DC. Jest jednak komiks, na który czekałem bardziej. Ten komiks. Druga z serii o Supermanie, ciąg dalszy legendarnego „Action Comics”, w którym zadebiutował bohater, a wraz z nim cały gatunek superhero. Dlaczego? Ze względu na powrót Doomsdaya, kultowego przeciwnika, a także odświeżenie jakie niosło obsadzenie w roli głównej.. Lexa Luthora!
Odrodzenie nabiera nowego znaczenia, kiedy w Metropolis zaczynają pojawiać się bohaterowie i wrogowie, których nie powinno tu w ogóle być. A wszystko zaczyna się od napadu na Geneticron. Uzbrojeni przestępcy biorą zakładników, ale nie mają zbyt wielkich szans, gdy do akcji wkracza Lex Luthor w stroju Supermana. Kryzys zostaje zażegnany, ale wtedy, ku zaskoczeniu wszystkich, pojawia się Człowiek ze Stali sprzed „Flashpointu”, który nie ufa nowemu „obrońcy” miasta. Wzajemna niechęć doprowadza do pojedynku, jednak rozwój wydarzeń sprawia, że obaj będą musieli połączyć siły w starciu ze wspólnym wrogiem. Napad na Geneticron był bowiem niczym innym, jak zasłoną dymną. Prawdziwi przestępcy ukradli w tym czasie pewien tajemniczy pojemnik, a z niego wydostaje się Doomsday, przeciwnik, który przed laty zabił Supermana! Człowiek ze Stali znów będzie musiał zmierzyć się ze swoim najgorszym koszmarem, a tym czasem na miejscu pojawia się tutejszy Clark Kent. Ten sam, który dopiero co umarł…
„Ścieżkę zagłady” stworzył Dan Jurgens, legendarny już autor, który przez lata pisał serie o Supermanie. To on stworzył postać Doomsdaya (między innymi), zaprezentował czytelnikom mnóstwo znakomitych fabuł, w tym przełomową „Śmierć Supermana” i jej kontynuacje, a w ostatnim czasie przywrócił starego Człowieka ze Stali dla Nowego DC w świetnej miniserii „Lois i Clark”. Teraz przywraca swoje najsłynniejsze i najlepsze pomysły w zupełnie nowej odsłonie i wychodzi mu to po prostu znakomicie.
Strzałem w dziesiątkę było sprawienie, że wyparowała dekada życia bohaterów, dzięki czemu wiele rzeczy, które pamięta Superman sprzed „Flashpointu” tu jeszcze się nie wydarzyło. Nowi czytelnicy mają więc okazję poznać je – a przy tym zainteresować się klasycznymi zeszytami – starzy, szczególnie ci, jak ja, pamiętający czasy TM-Semic, znów poczuć jak dzieciak, który wypatrywał w kiosku kolejnych numerów poszczególnych amerykańskich serii. Poza tym to po prostu bardzo dobry komiks superbohaterski. Pełen akcji, równających spore połacie ziemi pojedynków, ciągłego zagrożenia, emocji i pytań, które intrygują. Widzieliśmy już śmierć i zmartwychwstanie Supermana, a jednak wciąż nas to wciąga. A Jurgens zadbał o to, by nie zaserwować nam potworki z rozrywki, oferując remake o lepszej fabule i poprowadzony z większą logiką niż pierwowzór.
A jak to wszystko wypada graficznie? Jak dla mnie znakomicie. Dobra, realistyczna kreska typowa dla amerykańskich komiksów środka, z mangowymi naleciałościami w przypadku zeszytów rysowanych przez Kirkhama, dobrze pasuje do całości. Doomsday wygląda tu na prawdziwego superłotra, nie jak w „Śmierci Supermana”, choć zachował przecież wszystkie swoje charakterystyczne cechy. Bohaterowie cierpią może na nadmiar mięśni, ale taki już ich urok – zresztą w zestawieniu z tym, co prezentowały komiksy z lat 90. XX wieku, wcale nie są aż tak przesadzeni.
W skrócie, „Ścieżka zagłady” to znakomita propozycja dla miłośników Supermana. I przy okazji początek kolejnej świetnej serii – aż nie mogę doczekać się ciągu dalszego. Dlatego też polecam ją Waszej uwadze.
|
autor recenzji:
wkp
24.10.2017, 10:54 |