Mamy do czynienia ze swoistym boomem na wydawanie komiksów regionalnych. Takowe opowieści obrazkowe, a równocześnie historyczne stały się ważnym elementem promocyjnym bardzo wielu miast. Jednakże wykonywane na zamówienie prezentują rożny, bardzo nierówny poziom, a przez ten fakt w najlepszej sytuacji oddane zostają w ręce uczniów, a przy najgorszej kończą w piwnicach i archiwach urzędów. Aczkolwiek są takie tytuły, które odcisnęły pozytywne piętno w krajowym komiksie, a pod każdym względem na taką listę powinno się wpisać komiks „Stefan Szolc-Rogoziński. Rejs ku przygodzie”. Jest to publikacja wydana przez Urząd Miasta Kalisza na finał obchodów Kaliskiego Roku Stefana Szolca- Rogozińskiego. Przygodowo -historyczną fabułę komiksu stworzyli znani podróżnicy i regionaliści: Maciej Klósak, Dariusz Skonieczko, Przemysław Kaczmarek oraz Adam Polkowski, a do tego ten ostatni wspomniany tu autor jest także twórcą całej i podanej w czerni i bieli i w stylu Cartoon, przeuroczej szaty graficznej!
Żył zaledwie 35 lat, ale jego życiowa biografia była naznaczona tyloma przygodami i historiami, iż wystarczyłyby na co najmniej kilkanaście genialnych filmów przygodowych!
Historia zaprezentowana w komiksie przybliża postać Wielkiego Polaka i odsłania jego prawdziwy wizerunek z pomroków dziejów. Należy także wspomnieć, iż zaprezentowana tutaj narracja pomimo podania w kreskówkowej formie zbudowana została na dwóch poważnych i mocnych kontrapunktach, czyli obrazowaniu współczesnych wydarzeń związanych ze wspomnianym bohaterem, a na drugiej szali na pokazaniu jego biografii.
Aczkolwiek już w samym momencie zawiązania akcji pokazuje bardzo smutną, dołującą, ale i autentyczną historię, a mianowicie dotyczącą poszukiwań grobu Stefana Szolca-Rogozińskiego. Na szczęście dzięki trudowi i badaniom profesora Jareckiego i Barbary Kłosowicz-Krzywickiej w 2013 roku udało się na cmentarzu w Bagneux odnaleźć miejsce jego pochówku. Niestety okazało się, iż nie jest ono w żaden sposób upamiętnione i leży odłogiem. Jest to swoisty wyrzut sumienia dla naszego narodu, iż przez tyle lat nikt godnie nie upamiętnił pamięci tego patrioty.
A przecież urodzony 14 kwietnia 1861 w Kaliszu, a zmarły tragicznie (wpadając pod tramwaj konny) 1 grudnia 1896 w Paryżu – polski podróżnik, badacz Afryki, zwłaszcza Kamerunu, członek Królewskiego Towarzystwa Geograficznego, był w swoich czasach równie znany i słynny jak Stanley, czy Livingston.
W momencie jego żywota, gdy Polska była wymazana z map, a zaborcy i inne europejskie mocarstwa łupiły świat i dzieliły strefy wpływów, to on chciał, aby gdzieś na świecie był kawałek wolnych ziem polskich, a tam na maszcie łopotała biało-czerwona flaga. Postanowił zrobić coś w tej sprawie, a ponieważ zawsze był człowiekiem konsekwentnym, ale i czynu, on doprowadził to do końca! W latach 1883-1885 w Afryce na wyspie Mondoli stworzył skrawek polski, a przecież próbowano już wcześniej około roku 1880, gdy miała powstać Nowa Polska niepodległa w Nowej Gwinei, a nawet rok później, gdy wykupiono ziemie na stworzenie polskiego okręgu autonomicznego w Kalifornii. Obydwa pomysły dzięki niemieckiemu zaborcy spaliły na panewce. Tymczasem w 13 grudnia 1882 roku na statku "Łucja Małgorzata" nasz podróżnik wyruszył z Hawru do Afryki. Towarzyszyli mu dwaj Polacy: Klemens Toczek i Leopold Janikowski.
Wyruszyła więc ekspedycja do niezbadanego jeszcze Kamerunu, która miała w zanadrzu wiele zadań, ale najważniejsze to stworzenie kawałka wolnej Rzeczypospolitej na Czarnym Lądzie. Przewodził tej ekipie geniusz, wizjoner, przedsiębiorca, geograf i istny „Wilk Morski”, ale i człowiek obdarzony mnóstwem wszelakich talentów! Istny człowiek renesansu, a mowa tu oczywiście o Stefanie Szolcu-Rogozińskim. On mając, zaledwie 21 wiosen, stawiał sobie wysokie cele, które za każdym razem realizował. Chciał zakupić dla swojej ojczyzny ziemię i zrobił to! Chciał zdobyć, odkryć środkową Afrykę i zrobił to! A o jego życiu, aż do tego wspominanego momentu, zdobycia sposobem wyspy dla Polski, opowiada oceniany tu komiks. Aż prosi się, aby kolejne po tym czynie, jego historyczne przygody, także zostały ujęte na łamach opowieści obrazkowej.
Zaprezentowana w ocenianym komiksie opowieść jest zaledwie wstępem do kolejnych przygód, a które wydarzyły się Stefanowi Szolc-Rogozińskiemu w Afryce. Aczkolwiek oceniany zeszyt nie jest jakąś wydmuszką i ma wstęp, rozwiniecie i pełne zakończenie, a znakomita jakość merytoryczno-artystyczna, podana przez czwórkę autorską z pasją, na pewno gwarantuje, iż album ten można zdecydowanie polecić każdemu! Fabuła oparta na faktach wciąga, a nader często ironiczne i zabawne dialogi dają jej ogromnej świeżości. Za wyjątkiem wspomnianego smutnego motywu, przez cały czas czytasz i masz radochę z przewertowania kolejnych stron komiksu. Bez wątpienia ten pierwszorzędny efekt nie zaistniałby bez tej radosnej i charakterystycznej oprawy graficznej, a którą wykonał Adam Polkowski. Jego charakterystyczna kreska ma w sobie moc oddziaływania, a jeszcze kojarzy się z tą, którą w najlepszym okresie prezentowali Tomasz Piorunowski albo na rynkach frankofońskich Dany!
Podsumowując! Głównym zadaniem tej publikacji było i jest utrwalenie, promowanie pamięci o wielkim patriocie. I ten cel w pewien sposób osiągnięto tzn. rozbudzono świadomość, zainteresowanie mieszkańców, turystów, dzieci, młodzieży żyjących w tych okolicach. Czas więc, aby ten świetnie złożony i wydany album w cenie 5 PLN, z okładką z grubego czerpanego papieru, z perfekcyjnym DTP, dystrybuowany teraz tylko lokalnie, trafił do szerokiej dystrybucji i był sprzedawany w każdej księgarni w naszym kraju!
Zdecydowanie polecam!
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
08.10.2017, 23:40 |