KOLOR ZACHODU SŁOŃCA
Ta manga była dla wielkim zaskoczeniem. Nie tylko jeśli chodzi o tom szósty, który właściwie nie miał prawa powstać, jako że cała opowieść została już zakończona, ale w ogóle. Kiedy sięgałem po pierwszą jej część, liczyłem na lekką, prostą opowiastkę dla zabicia czasu, a tymczasem otrzymałem poruszającą, intrygującą i wciągającą opowieść o miłości i próbach zmienienia przyszłości, która źle się potoczyła. Cieszę się, że mogłem ją przeczytać, cieszę się też, że pojawił się ciąg dalszy – i to godnie kontynuujący całość. A perspektywa, że to być może jeszcze nie koniec, optymistycznie nastraja na, nomen omen, przyszłość.
Piątka przyjaciół będąc w liceum straciła swojego kolegę, Kakeru, który popełnił samobójstwo. Doprowadził do tego splot wielu okoliczności, a oni nigdy nie przestali obwiniać się o jego śmierć. Jednakże udało im się znaleźć sposób by przesłać do przeszłości wiadomości o tym, co się stało i odmieć losy chłopaka. W wyniku tych działań Kakeru nie zginął – przynajmniej w tej linii czasowej, do której trafiły wiadomości: reszta pozostała taka sama. Ale czy aby na pewno? W tym miejscu zaczyna się akcja tomu 6. Bohaterowie z przyszłości wysyłają listy w podróż w czasie, ale nie mają nawet pewności, że gdziekolwiek one dotrą. Jak jednak wyglądałaby ich teraźniejszość, gdyby to ich Kakeru dzięki temu przeżył? Pojawia się szansa zobaczenia tego na własne oczy…
Jednocześnie obserwujemy jak wyglądało ich życie od momenty samobójstwa przyjaciela, niemalże do czasów obecnych. Kończy się liceum, drogi wszystkich się rozchodzą. Suwa, który staje się głównym bohaterem tej historii, próbuje zdobyć Naho. Ta wciąż kocha jednak Kakeru i nic nie jest w stanie tego zmienić. Co w takiej sytuacji zrobi chłopak? I jakie będą jego prawdziwe intencje?
Uwielbiam tę mangę. Po prostu uwielbiam. Niby to tylko taka nieskomplikowana opowieść typu szkolne życie o chłopaku z problemami, który kochał dziewczynę, ale nie potrafił nic z tym zrobić, dziewczynie, która także go kochała, ale podobnie unikała zaangażowania, zakochanym w niej koledze i ich przyjaciołach. Nutka fantastyki w postaci świadomości nadchodzących wydarzeń i prób ich zmienienia tylko dodawała „Orange” smaku. Wszystko jednak się wyjaśniło, rozwiązało i zakończyło. Czy był sens tworzyć ciąg dalszy?
Tak! I cieszę się, że szósty tom „Orange” ujrzał światło dzienne, bo to znakomity dodatek do tej świetnej mangi, ukazujący przede wszystkim co wydarzyło się w przyszłości. Przede wszystkim jednak przywołujący te emocje i wzruszenia, które towarzyszyły czytaniu serii, a to naprawdę wiele znaczy. Szczególnie, że całość czyta się znakomicie i dosłownie jednym tchem, i z wielką przyjemnością ogląda, bo kreska, choć prosta i delikatna, pozostaje niesamowicie urocza i doskonale pasująca do samej opowieści.
Jeśli więc czytaliście „Orange” i zastanawiacie się czy warto sięgnąć po ten dodatkowy tom, przestańcie i koniecznie go przeczytajcie. A jeśli nie czytaliście tej serii? Jeśli lubicie obyczajowe opowieści o miłości (celowo nie używam tu słowa romans, bo to jednak kojarzy się z kiepskiej jakości czytadłami i wyrządziłoby tej historii krzywdę), koniecznie powinniście ją poznać. Jest tego naprawdę warta, dlatego polecam gorąco i mam nadzieję, że autorka jak najszybciej stworzy tom siódmy!
|
autor recenzji:
wkp
12.10.2017, 12:18 |