Jestem fanem twórczości Gartha Ennisa, dwukrotnego zdobywcy nagrody Eisnera oraz Carlosa Ezquerry. Jestem miłośnikiem ich wspólnych projektów komiksowych, a przy których człowiek odpoczywa i bawi się dobrze! Widać, iż nie tylko ja mam takie odczucia, gdyż wydane w Polsce komiksy np. takie jak:„Opowieści wojenne”, „Kaznodzieja”, „Pielgrzym” wysprzedawały się, albo sprzedają bardzo dobrze.
W bieżącym miesiącu pojawił się na naszym rynku kolejny ich mocny tytuł: „World of Tanks: Roll out”!
Jak prezentuje się ten komiks w szczegółach? Odpowiedzi uzyskasz już za momencik. Zapraszam do lektury recenzji.
„World of Tanks: Roll out” jest pierwszym komiksowym tytułem prężenie działającego od tego roku wydawnictwa Merlin Publishing. Tak, tak, tego samego, które jest związane udziałami ze sklepem Merlin.pl oraz CDP.PL.
Dostajesz więc w swoje łapki czytelniczko i czytelniku, zbiorczą edycję komiksu, który pierwotnie ukazywał się w Dark Horse Comics, najpierw (od 2016 roku) w pięciu zeszytach, a później w TPB.
Aczkolwiek komiks ten powstał na zlecenie Wargaming, czyli potentata odpowiadającego za grę sieciową „World of Tanks”. Tak, tak, tego samego, który pozwala milionom graczy toczyć epickie bitwy czołgami.
Z tego powodu wydawać mogłoby się, iż taki tomik, stricte na zlecenie, może być swoistą wydmuszką i zapchaj dziurą. Nic bardziej błędnego, gdyż dostaniesz w swoje dłonie świetny komiks wojenny, a do tego w całości narracji oparty na prawdzie i faktach historycznych. Odrobinę pół żartem i mocno serio, chyba Garth Ennis, Carlos Ezquerra, P. J. Holden, kolorysta Michael Atiyeh, ale i Isaac Hannaford, czyli autor genialnych okładek, (a które znajdziecie także w dodatkach tego albumiku), musieli dostać ogromną kaskę, bo – autentycznie - zadbali w tym komiksie, o każdy jego element.
Fabuła opowiada o losach młodych brytyjskich czołgistów z kompanii B i trzeciego batalionu ochotników z West Midlands, którzy kilka dni po D-Day, czyli po historycznym lądowaniu w Normandii zostali wysłani w głąb Francji. Zepchnięci na przeciw doświadczonej dwudziestej pierwszej niemieckiej dywizji pancernej, będą musieli stoczyć z nią nierówny pojedynek, gdzie ich czołgi Cromwell, a zestawione na przeciwko niemieckim Panterom i Królewskim Tygrysom, będą niczym żer dla drapieżcy. Nasi brytyjscy i kanadyjscy pancerniacy mają wyzwolić ten kraj, tymczasem na każdym kroku otaczani i ścigani przez hitlerowców będą spotykać tylko mrocznego żniwiarza.
Historia w dużej mierze oparta na faktach przynosi w sobie wielkie emocje, ale co rusz nawiązuje do wydarzeń, które działy się w tamtym czasie na południowy wschód od plaż Normandii. Np. takich, jak słynna akcja niemieckiego czołgu Tygrys, pod dowództwem Michaela Wittmanna, który wraz ze swoją załogą pod miasteczkiem Villers-Bocage rozbił w pył czwarty pułk pancerny County of London Yeomanry (CLY).
Obraz wojny w połowie historyczny i w połowie fabularny, a jaki odbieramy i widzimy nie jest jednoznaczny, a po każdej ze stron pojawia się bohaterstwo i tchórzostwo, a nawet odrobina sumienia (np. akcja ze zjedzonym kogutem), ale przede wszystkim chęć przetrwania za każdą cenę. W tym wszystkim na pierwszy plan wybijają się dwie załogi czołgów. Jedna, to pancerniacy ze Staffordshire na swoim czołgu Snakebite, pod dowództwem podporucznika Simona Linnet, a druga należy do hauptmanna Karla Krafta. Jedni to żółtodzioby i ochotnicy, którzy zarazem mają najszybszego Cromwella w całej armii, a co jest bardzo zastanawiające, ale niech to pozostanie tajemnicą tzn. skąd czerpie ten wóz taką szybkość. A druga załoga to doświadczeni pancerniacy i weterani spod Kurska i należący do słynnej jednostki Panzer Abteilung. Te załogi i czołgi będą swoistymi narratorami tej przygodowo-historycznej rozpierduchy, którą śmiało można dopiąć, jako spin-off „Opowieści wojennych”. Dostajesz więc czytelniczko i czytelniku, jak to u Ennisa, ogrom przerysowanej przemocy i wiele obrazoburczych wątków, a osadzonych w faktografii dziejowej, gdzie co rusz w tą opowieść przeplatają się wszelakie okrucieństwa wojny, morderstwa pod auspicjami oddziałów SS, dywanowe naloty Brytolii na miasteczka francuskie, a których bronią zaledwie po dwa Sturmgeschütz IV.
Ennis potrafi budowac napięcie i to nawet na stałych i od lat używanych przez niego motywach, a którymi stara się zszokować czytającego. Do tego wszystkiego ma specyficzne poczucie humoru, które albo uwielbia się, albo nienawidzi, lecz na pewno ten jego osobliwy żart nadaje (tej) fabule dodatkowego smaczku. No bo jak można nie uwielbiać jego ciosanego humoru, takiego podobnego, jakby wyjętego z filmu „Złoto dla zuchwałych” i zmiksowanego z dialogami z Monty Pythona.
Np. niemieccy pancerni schowali się w czołgu w czasie nalotu amerykańskich myśliwców bombowych. Trwa rozmowa. „Nie lepiej byłoby schować się pod czołgami. Ten gość z jedną nogą mówił, że Brytole (jabosy) zwykle chybiają” Odpowiedź Karla (dowódcy) brzmi tak: „Chybiają? To niby co urwało mu nogę”. Uśmiech! Hmm, jest moc!
W tym miejscu- na marginesie - warto dodać, że ta moc jest także zasługą tłumacza Jakuba Oleksów, a który spisał się tu na medal.
W ocenianym tomiku, co rusz czuć awanturniczy klimat, ale i co rusz będziesz zaskakiwana i zaskakiwany zarówno sposobem epatowania kontrowersyjnymi scenami, ale także wszelakim tłem i kontekstem wydarzeń, w których bardzo często chodzi o coś więcej np. o pokazanie człowieczeństwa, rozterek, psychiki wojaków i natury postępowania. Pomimo iż na piedestale jest druga wojna światowa, to genialnym motywem było wyprowadzenie wątku na pozór neutralnego, a dotyczącego francuskiej rodziny, a którą zły los wplątał w ten konflikt mimo woli. Bo u Ennisa nie ma przypadku i dziur w scenariuszu, tu wszystko jest przemyślane, a takich smaczków jest tu multum.
Od razu trzeba wspomnieć, że nie byłoby tego świetnego efektu bez pracy artystów stojących za oprawą wizualną, a mowa tu oczywiście o ilustratorach: Carlosie Ezquerra, P. J. Holdenie, Isaacu Hannafordzie i koloryście Michaelu Atiyehu. A ta oprawa dzięki ustawieniu jednego profilu graficznego jest jednolita, a zarazem dość prosta, lecz nie prostacka.
Jest ona wykładnią niewyszukanego realizmu, z mikro nutką Cartoon, lecz jeśli miałbym się w tym aspekcie do czegoś delikatnie doczepić, to do tego, że obaj ilustratorzy w pewien sposób wypracowali sobie tylko kilka typów mimiki twarzy. A to sprawia, iż prawie wszystkie postacie są do siebie bardzo podobne. Aczkolwiek nie przeszkadza to w pozytywnym odbiorze całości komiksu.
Co do edycji. Oceniany albumik został wydrukowany porządnie na kredzie i w bardzo poręcznym formacie, a który idealnie spisuje się w podroży. Kolory mają głębię, a do tego proporcje planszy do kadrów i dymków, w których wprowadzono nietypowe liternictwo są, (właśnie dzięki temu książkowemu formatowi), ogromnie estetyczne i czytelne. Korekta, DTP nie zawiodły, a nawet cieszy fakt, iż zostawiono w tytule oryginalną angielską nazwę komiksu i na szczęście nie użyto takiego łamańca, jak np.: „World of Tanks: Do boju”.
Podsumowując! „World of Tanks: Roll out” pod każdym względem pozytywnie zaskakuje i jest całościowo dopracowany! Przedstawia rozterki wojaków, ale i prezentuje brutalność konfliktu, a do tego jeszcze pyta o jego sens. A nie dość tego i przez cały czas nasączony jest ekspresją, klimatem, przygodami, szalonymi rajdami pancernych, a przede wszystkim dużą dozą czarnego humoru. Summa summarum, jest to idealny albumik po ciężkim dniu pracy, który należy posiadać w swojej biblioteczce!
Zdecydowanie polecam!
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
26.10.2017, 17:30 |