AWARYJNI SAFEGUARDZI
Opus magnum Tsutomu Niheiego powoli zbliża się do końca. Fabuła zaczyna klarować się coraz bardziej, choć przy jej założeniach trudno mieć pewność, że wyklaruje się do końca. I chociaż autor zachowuje tendencję z poprzedniej części do powielania tych samych schematów, Blame! to wciąż doskonała rozrywka dla każdego miłośnika fantastyki.
Cele istot krzemowych częściowo wyjawiono. Nowe postacie pojawiają się na scenie, a główni bohaterowie opowieści, rozdzieleni i zagubieni, muszą poradzić sobie z niebezpieczeństwami. Davinelu, Pcell i Blon dążą do uzyskania dostępu do centrum składowania danych oraz zdobycia ludzkich genów, co pozwoli im nawiązać prowizoryczne połączenie z sieciosferą. Killy i Cibo zostali rozdzieleni po spotkaniu Awaryjnych Safeguradów, teraz dziewczyna wędruje z nimi w poszukiwaniu swojego towarzysza. Zostają zaatakowani przez istoty krzemowe, które chcą odebrać Cibo kapsułkę z danymi genetycznymi. Mimo starań jej, Dhomovhevsky’ego i Iko, kapsułka wpada w ręce przeciwników. Nie pomaga nawet pojawienie się Killy’ego. Chłopak zgadza się dołączyć do awaryjnych safeguardów i zająć się problemem, ale jak zwykle zagrożenia czają się na każdym kroku.
Tymczasem Davinelu dociera do centrum składowania danych i zaczyna nawiązywać prowizoryczne połączenie z sieciosferą. Komitet Zarządczy robi, co może, byle nie dopuścić go dalej, to w końcu istota krzemowa, jednak wydaje się, że nie ma szans na powstrzymanie go. Do czego doprowadzi ta sytuacja? Jakie tajemnice skrywają w sobie Dhomochevsky i Iko? I co jeszcze czeka na Killy’ego i Cibo zanim – o ile w ogóle – osiągną swój cel?
Jak wspominałem na początku – i jak też pisałem przy okazji poprzedniego tomu – Tsutomu Nihei zaczął się w Blame’ie! powtarzać. Podobne sytuacje, podobnie poprowadzone wątki, nawet rękę główny bohaterów po raz kolejny traci w podobnych okolicznościach. Brak pomysłów? Zmęczenie materiałem? Nawet jeśli, to manga wciąż jest rewelacyjna, czyta się ją znakomicie, a im bliżej jesteśmy finału, tym większe budzi emocje. A także niepewność, czym to wszystko się zakończy – niepewność uzasadnioną, bo, znając autora, niewiele nam wyjaśni, ale czyż nie tego oczekujemy?
Co jeszcze mogę na temat Blame’a! powiedzieć, to że jest to manga o absolutnie genialnym klimacie. Wiem, że wspominałem o tym niejednokrotnie przy recenzji poprzednich tomów, ale to właśnie atmosfera całości jest najważniejszą rzeczą w serii. Nie da się jej nie zauważyć, emanuje bowiem z każdej strony, można jednak nie docenić jej w pełni, kiedy czyta się Blame’a! zbyt szybko. Akcja pędzi na złamanie karku, teksty pojawiają się tylko tam, gdzie to absolutnie konieczne, czytelnik połyka więc całość na raz w zawrotnym tempie. Warto jednak zwolnić, zatrzymać się na chwilę, popodziwiać to, co autor najpierw wymyślił, a potem odmalował na stronach serii. Nieważne, że w tym tomie jego ilustracje są bardziej niż dotychczas niechlujne, wciąż robią wielkie wrażenie, a oglądanie mrocznego, brudnego świata jest czystą przyjemnością.
Warto też na dłużej pochylić się nad jego wizją świata przyszłości, dopracowaną i pełną elementów, które najprawdopodobniej okażą się profetyczne. Bezpłciowość, coraz bardziej postępujące połączenie człowieka z maszyną, zapowiadane co prawda już przez klasyków fantastyki, ale rzadko w takim stopniu, co tutaj, gdzie nawet robaki przerzuciły się na jedzenie betonu(?), z którego zbudowano budynki. Zapisywanie w chmurze swojego backupu i tym podobne rzeczy też nie są co prawda niczym nowym (weźmy choćby Szklany dom Charlesa Strossa, w którym ciekawie wykorzystano właśnie tę tematykę), ale Nihei nadaje im nie tylko własnego charakteru, lecz również swoistego powiewu świeżości, który zawdzięczamy, zdawałoby się, drobiazgom.
Do tego mamy też znakomitą szatą graficzną, jak już wspominałem, im bliżej finału tym bardziej niechlujną, ale nadal absolutnie urzekającą. Mroczną, brudną, klaustrofobiczną i agorafobiczną zarazem z domieszką lęku wysokości, pełną dziwnych stworzeń, czasem bardzo ludzkich, czasem wręcz odpychających. Oglądanie Blame’a! to coś niesamowitego i choćby dlatego warto polecić tę mangę. A że zarówno fabuła, jak i wydanie prezentują się po prostu znakomicie, nie pozostaje mi nic innego, jak zachęcić Was o poznania tej serii, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście.
|
autor recenzji:
wkp
04.04.2018, 06:57 |