Stołeczny Egmont jest potentatem wydawniczym naszego rynku. Publikuje systematycznie i bardzo dużo, zaś na początku tego roku sięgnął po wystrzałową klasykę od samego mistrza Hugona Pratta, a mianowicie po serial o przeżyciach ironicznego awanturnika, pirata Corto Maltese.
Za nami trzy wystrzałowe tomy z tej serii. A jak prezentuje się czwarty i zatytułowany „Przygody celtycki”? Chcesz poznać szczegóły! Zapraszam do lektury.
Nim przejdę do właściwej oceny tej najnowszej odsłony, to chciałbym z kronikarskiej uczciwości wspomnieć o aspektach historycznych dotyczących powstania i wydawania tej serii. A choćby o tym, iż pierwsza część z cyklu opowieści o marynarzu Corto Malese powstała w (sic!) 1967 roku, a ostatnia jej część (autorstwa Pratta) ukazała się w 1988 roku, czyli siedem lat przed śmiercią włoskiego artysty.
Z pod jego reki wyszła: „Opowieść słonych wód”, druga „Pod znakiem Koziorożca”, trzecia „Zawsze trochę dalej”, czwarta „Przygody celtyckie”, piąta „Przygody etiopskie”, szósta „Corto Maltese na Syberii”, siódma „Baśń wenecka”, ósma „Złoty dom w Samarkandzie”, dziewiąta „Młodość”, dziesiąta „Tango”, jedenasta „Przygody szwajcarskie” oraz dwunasta „Mu – zaginione miasto”, zaś w 2015 roku serię reaktywowano. A za jej tworzenie zabrali się Hiszpanie Ruben Pellejero i Juan Díaz Canalles.
Pierwotnie w naszym pięknym kraju publikacji opus magnum Hugona Pratta podjęło się (nieistniejące) krakowskie wydawnictwo Post. Wydawnictwo braci Rabenda opublikowało w czerni i bieli oficjalnie pięć tomów przygód Corto Maltese: „Balladę o Słonym Morzu” (2004), a następnie nie trzymając się oryginalnej numeracji szósty tom pt. „Corto Maltese na Syberii” (2004), piąty pt. „Etiopiki” (2007), siódmy „Bajka Wenecka” (2008) i ósmy „Złoty dom w Samarkandzie” (2011). Jak widać krakowski edytor (podobno z powodu niesystematycznego dostarczania materiałów) nie mógł zachować chronologii, a przecież dla ogromu komiksiarzy publikacja tego wybitnego cyklu była bardzo oczekiwana i jednym z najważniejszych wydarzeń komiksowych w naszym kraju.
W tym miejscu ciekawostka, która obrosła swoistą legendą tzn. na jednym z krakowskich eventów edytor zaprezentował próbny wydruk zapowiedzianego przez niego tomu drugiego. Kilka osób widziało i zakręciło wokół tego „białego kruka”.
Na szczęście wydawnictwo Egmont powalczyło o tą serię i podjęło się wydawania jej od początku, z nowym świetnym tłumaczeniem Marii Mosiewicz oraz w palecie barw autorstwa Patrizi Zanotti.
Pod względem edytorskim zadbano o każdy element rzemiosła. Jest więc: twarda oprawa, a w środku najlepszej jakości materiały do wydruku, czyli nie ma pikselozy, plus pachnąca kreda i farba drukarska oraz świetna wklejka w formie mapy świata z oznakowanymi na niej miejscami akcji poszczególnych komiksów. Koniec dygresji!
„Przygody celtyckie” są zbiorkiem sześciu fabułek: „Anioł ze wschodniego okna”, „Pod sztandarem pieniędzy”, „Koncert O'minor na harfę i nitroglicerynę”, „Sen zimowego poranka”, „Cotes-de-Nuits i róże z Pikardii” i „Burleska rozegrana między Zuydcoote a Bray Dunes”. Aczkolwiek fabułki owe, mimo że pozornie niezależne, są ze sobą powiązane, a najbardziej pierwsza z nich ( „Anioł ze wschodniego okna”), która jest związana ściśle z wątkami z przednich tomów.
Dla formalności dodam, iż seria o marynarzu włóczędze i romantycznym awanturniku Corto Maltese rozgrywa się w różnych częściach świata, a tym razem mistrz Pratt zabrał nas, wraz ze swoim bohaterem do ogarniętej konfliktem pierwszej wojny światowej Europy. Jak dobrze pamiętasz, to po przygodach i misjach w dżungli nasz Corto uzyskał wiadomość, iż w Wenecji istnieje mapa, a która wskazuje (w Ameryce Południowej) drogę do mitycznego złotego miasta Eldorado. A takiej okazji wzbogacenie się nasz bohater nie chciał stracić! A więc wyruszył do bombardowanej przez Austriaków włoskiej Wenecji, gdzie od franciszkańskich mnichów otrzymał jedną z dwóch map, a szukając kolejnej i wskazówek wplątał się we wojenną i szpiegowską kabałę. Szukając odpowiedzi musiał zmierzyć się z wieloma przeciwnikami, w tym ze starą znajomą Venexianą Stevenson oraz jej braćmi. W kolejnej awanturniczej opowieść i osadzonej we Włoszech, nasz Corto, tym razem z Ernestem Hemingwayem oraz ekipą najemnych żołnierzy wyruszyli zuchwale po złoto na pogranicze dwóch frontów. W następnej historyjce Corto stał się przemytnikiem broni dla IRA, a nawet terrorystą walczącym z dawnymi sojusznikami, aby zaraz po tych wybuchowych przygodach ponownie trafić do Anglii, a ściśle do Stonehenge. I tym razem Corto Maltese musiał walczył, lecz nie z Angolami, lecz z niemieckimi szpiegami, którzy zaplanowali dywersję na obrzeżach sztabu admiralicji, zaś po tych krwawych pierepałkach dotarł do Francji, gdzie z alianckimi kumplami przyczynił się do zestrzelenia "Czerwonego Barona", czyli asa niemieckiego lotnictwa. A swoją dotychczasową podroż zakończył (w tym tomie) będąc świadkiem pewnego dramatu teatralnego, a w którym zamknął część spraw związanych z Venexianą Stevenson.
Tak pokrótce można przedstawić fabułę tego przygodowego albumu, aczkolwiek osadzonego na mistyce oraz na podstawach historycznych. Pratt po raz kolejny podszedł do tematu po mistrzowsku! Bo jest coś niezwykłego w jego sposobie opowiadania i prezentacji, iż nawet po tylu latach pozwala odbierać się ją ze świeżością i lubością w czytaniu! A jeszcze co rusz będzie Cię zaskakiwać zabawna i ironiczna warstwa dialogowa, a w której postać głównego bohatera wiedzie prym! Bo Corto w tej aparycji wyróżnia się tle innych. Czytasz i oglądasz i nie możesz oderwać się i pochłaniasz każdą planszę, każdy kadr i zachłannie chwytasz ten klimat swarliwych opowieści. Czasem jest on ukryty pod obrazami charyzmatycznych postaci oraz ich przygód, a czasem, gdy usłyszysz przezabawne i przedniej marki dialogi, a czasem w tej chwili pozornego chaosu, albo w momencie, gdy Corto odpoczywa w swoistej melancholijności i ma wszystko i wszystkich gdzieś! Przykłady można mnożyć, ale ten harmider jest pierwszorzędnie esencjonalny i wiarygodnie podany w tej awanturniczo-przygodowej historii.
Pochłaniasz tu każdą planszę i wyprawiasz się z bohaterami do Wenecji, do małego miasteczka po złoto, które jest na pograniczu frontu włoskiego i austriackiego, a potem jak huraganowy wiatr trafiasz w odstępy Zielonej Wyspy, aby za moment stać się świadkiem „mitów o Królu Arturze”, a potem obserwatorem okopowej wojny. Bo w tej części, ale i w całej serii wszystko się przeplata np. motywy kabalistyczne, z nadnaturalnymi, a za moment ze szpiegowskimi, sensacyjnymi i wojennymi.
Aczkolwiek w„Przygodach celtyckich” mistrz Pratt położył bardzo, bardzo mocny nacisk na wątki historyczne i związane z ważnymi momentami dziejowymi pomiędzy 1917, a 1918 rokiem. Dodatkowym motywem przewodnim w tej części jest pojawiająca się w tle harfa! A jest ona swoistym symbolem, lecz i oznacza coś więcej i coś innego w zależności od momentu i układu fabuły! A jeszcze jej wprowadzanie w narrację stworzyło dodatkowy przekaz oraz dodatkowy klimat i smaczek!
Hugon Pratt po raz kolejny także w tym tomie wplótł w opowieść znane osoby - podróżników, literatów, lub ich dzieła. Od dawien dawna w tym właśnie tkwił jego talent i geniusz, iż z jakże wielu wątków i motywów, nawet wyeksploatowanych tematów potrafił wyciągnąć nową jakość.
Prawie na sam koniec, a odnosząc się do oprawy graficznej i kolorystycznej, to nie zmieniła się ona na przestrzeni tych czterech tomów. A więc prezentuje się urokliwe i została zbudowana na charakterystycznej dla Hugona Pratta jednowymiarowej czytelnej kresce oraz na pastelowej marynistycznej kolorystyce, a którą z błogosławieństwem mistrza i na potrzeby tej edycji wykonała (jego muza) Patrizia Zanotti. Nie bez kozery i nawet po tylu latach ten klasyczny sposób prezentacji ma nadal swój wyraz artystyczny i ma moc oddziaływania.
Podsumowując!Lektura czwartej części przygód Corto Maltese wciągnie Cię bezgranicznie i jeszcze bardziej niż poprzednich trzech, a głód przeczytania kolejnych historyjek będzie przeogromny! Mistrz Pratt w tym miksie awanturniczym, przygodowym i połączonym z wątkami fantastycznymi spiął wszystko tyloma genialnymi klamrami - pomysłowymi zarówno we warstwie fabularnej i wizualnej, że nadał opowieści rysu uniwersalności i ponadczasowości.
Bo Pratt miał i nadal ma dar do opowiadania cudownych bonanz, które nawet po tylu latach trafiają w gusta każdego czytelnika. Z tego powodu nie ma się co dziwić, że zakochał się w tym klasyku Umberto Eco, ale i zauroczysz się i Ty!
Zdecydowanie polecam!
|
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
18.12.2017, 15:50 |