OPOWIEŚĆ LIZARDA
O Lizardzie opowieści jest wiele, ale czy istnieją jakieś naprawdę znakomite? Niewiele takich czytałem. Kultowy, wydany przed laty w Polsce album „Torment” (pierwszy Mega Marvel – kochanka Kravena po jego śmierci mści się na Spiderze, trując go i rzucając na pożarcie Jaszczura), nieznana w naszym kraju historia „Shed” (mój prywatny numer 1 - przejmująca opowieść o tym, jak Lizard pozbywa się ludzkiego pierwiastka, a cel ma tylko jeden – zabić swojego ludzkiego potomka…) i wreszcie ta niepozorna historyjka, którą omawiam poniżej.
Życie Curta Connorsa nigdy nie było łatwe, kiedy stracił rękę, chcąc ją odzyskać, dopuścił się eksperymentów, które zamieniły go w żądną krwi bestię. Potem rozdarty między swoją ludzką i zwierzęcą postać, miotał się jak oszalały, ale gdzie jest teraz? Po stracie żony, która umarła na raka, Curt odcina się od swojego syna, szukając szans na ułożenie życia. Pomysł na eksperymenty medyczne mające pomóc stworzyć lek na raka mogą także ułożyć jego losy i pomóc wyjść na prostą. Ale czy Lizard naprawdę się zmienił? Czy to Curt rządzi ciałem? Peter nie jest pewien. A tymczasem sam Connors nie ułatwia sprawy – pomimo twierdzenia, że przyjmuje leki, nie robi tego, a jego kłamstwa przestają kogokolwiek przekonywać. Wkrótce okazuje się, że nie dostał funduszu na proponowane badania. Odwiedza więc rywala. Chwilę potem budynek wylatuje w powietrze, a ze środka wychodzi Lizard. Czyżby Curt zabił? Wrócił na ścieżkę zła? A może jest tak, jak twierdzi – doszło do wypadku, a on sam jest niewinny?
Ten zeszyt został znakomicie napisany, świetnie poprowadzony i… bardzo źle narysowany. Taka jest o nim smutna prawda. Smutna tym bardziej, że tego typu scenariusz aż prosił się o piękną stronę graficzną. Paul Jenkins, autor całej historii, kiedy pisał Spectacular Spider-Mana, przechodził bardzo ciężki okres w życiu. Szukanie sensu w cierpieniu, wahania wiary i nastroju, nieradzenie sobie z własnym ciałem… To wszystko pobrzmiewa w pisanych przez niego zeszytach. Zaczęło się „Głodem”, poruszającą opowieścią o Venomie, którego nosiciel umiera powoli na raka, kontynuowane było w znakomitym „Odliczaniu” traktującym o Doc Ocku i jego szalonej akcji, każącej mu przypomnieć sobie o tragicznych zdarzeniach z dzieciństwa, a tu nie zwalnia tempa. Z tym, że tamte historie były specyficznie, acz z talentem narysowane, czego nie można powiedzieć o „Opowieści Lizarda”. Dwie trzecie zeszytu to tragedia, w ostatnim segmencie kolor Edgara Delgado ratuje stronę graficzną, ale niestety nie na tyle, by można się było nią zachwycić. A szkoda.
Jednakże po komiks sięgnąć warto. Cały run Jenkinsa (jeśli ktoś nie kojarzy nazwiska – są tacy? – to podpowiem, że napisał takie dzieła, jak „Wolverine: Origin” czy „Universe”) to kawał mocnego, poruszającego i mądrego komiksu dalekiego od prostych odpowiedzi i taniego mainstreamu. A na dodatek zawierającego sporą porcję odniesień do Polski.
Polecam!
|
autor recenzji:
wkp
31.07.2016, 12:25 |