ZMARSZCZKA W CZASIE
Jeżeli jakieś dzieło, tak jak ta powieść graficzna, zaczyna się od słów Była ciemna, burzliwa noc, można spodziewać się po nim wiele. Pytanie tylko czy rzeczy pozytywnych, czy też nie. Ten pochodzący z początków XX wieku cytat bowiem stał się archetypem melodramatycznego pisarstwa, chętnie wykorzystywanym w prześmiewczy sposób, choćby w „Fistaszkach”. W przypadku „Pułapki czasu” jest to bardziej smaczek zostawiony dla oczytanych czytelników, niż coś, co ma realny wpływ na przebieg fabuły, ale ten oparty na kultowej, powstałej w 1962 roku powieści komiks, to kawał dobrej lektury dla młodszych i nie tylko czytelników, którzy mają ochotę na ciekawe skrzyżowanie urban fantasy z Science Fiction.
Główną bohaterką „Pułapki czasu” jest nastoletnia Meg Murray, której w życiu właściwie nic nie wychodzi. Każdy uważa ją za brzydką, dziewczyna nie jest w stanie uwierzyć, że kiedyś wyrośnie na piękną kobietę, nikt też nie przepada ani za nią, ani jej najmłodszym bratem, Charlesem. Jako dzieci naukowców, choć wyróżniają się inteligencją, są uważane za dziwne a czasami wręcz nawet głupie. Meg nie radzi sobie w szkole, bo jej wybuchowy charakter ciągle przysparza jej kłopotów, a ona, w odróżnieniu od Charlesa nie potrafi się tym nie przejmować. Tylko on jest jej bliski – może dlatego, że są tak podobni, a może też ze względu na to, że zna ją, jakby… potrafił czytać jej w myślach? Pozbawieni ojca, który zniknął, wychowywani przez mamę, która wciąż wierzy, że maż żyje i wróci, wiodą te swoje niełatwe życie aż do pewnej ciemnej, burzliwej nocy, kiedy to w ich domu zjawia się pani Coto. Tajemnicza staruszka i przyjaciółka Charlesa, która mieszka z przyjaciółkami w starym domku, podtrzymując plotki o rzekomych duchach obecnych w jego murach, twierdzi co prawda, że zabłądziła, ale słowa, które mówi na odchodne wstrząsają matką Meg. „(…) jak już mówimy o drogach, jest coś takiego jak teserakt”. Meg i Charles postanawiają zbadać sprawę, słowa te bowiem najwyraźniej odnoszą się też w jakiś sposób do ich ojca. Dołącza do nich pewien niezwykły dzieciak, Calvin O’Keefe, ale żadne z nich nie jest świadome jak niezwykłe przygody i jakie niebezpieczeństwa na nich czekają…
„Pułapka czasu” to bardzo sympatyczna powieść graficzna. Co prawda obecnie nie będąca niczym odkrywczym, bo od lat, od chwili, kiedy popularność zdobył „Harry Potter” i fantastyka młodzieżowa zaczęła masowo zalewać rynek, wszelkie schematy gatunkowe zostały już nie tylko wykorzystane, ale i zgrane, jednak trzeba pamiętać, że powieściowy pierwowzór powstał ponad pół wieku temu. Wtedy było to jeszcze świeże, a na dodatek całość okazała się tak znakomicie wykonana, że przyniosła zmarłej w 2007 roku Madeleine L'Engle m.in. medal Johna Newbery’ego, a także miejsca na listach "Teachers' Top 100 Books for Children" oraz "Top 100 Chapter Books". Jak na cenione i popularne dzieło przystało, powieść doczekała się czterech kontynuacji, a także licznych adaptacji: audiobooka, sztuki, opery i dwóch filmów kinowych, z których najnowszy, wyprodukowany przez studio Disneya, zagości za chwilę na ekranach.
Z okazji jego premiery właśnie wydawnictwo Mamania postanowiło wydać na naszym rynku swój pierwszy pełnoprawny komiks, stanowiący jednocześnie graficzną adaptację „Pułapki czasu”, stworzoną z okazji 50-lecia wydania tego debiutu L'Engle. I jak wspominałem już, jest to adaptacja sympatyczna. Nawet bardzo. Oczywiście nie będę ukrywał, że po powieści graficznej wyróżnionej nagrodą Eisnera, komiksowym odpowiednikiem Oskara, spodziewałem się nieco więcej, ale jest to dzieło naprawdę udane. Lekkie i łatwe w odbiorze, ciekawie napisane i sprawnie poprowadzone, wciąga w swój niezwykły świat, gdzie mieszają się elementy z najróżniejszych odmian fantastyki. Od samego początku, który przypomina „Kometę nad Doliną Muminków” (późniejszą jednak od „Pułapki”), przez samą główną akcję, po finał, powieść graficzna nie nudzi ani przez chwilę. Ciekawi są też jej bohaterowie, fantastyczne wizje intrygują, a całość nie jest tylko pustą rozrywką. Madeleine L'Engle, członkini dość liberalnego odłamu Kościoła Episkopalnego, podobnie jak C.S. Lewis, zawarła w swoim dziele wiele chrześcijańskich wartości.
Twórczyni komiksów Hope Larson, odkryta jeszcze na studiach przez samego Scotta McClouda (a obecnie tworząca dla DC serię „Batgirl”), wiernie przeniosła pierwowzór na karty komiksu. Wiernie, ale przede wszystkim w bardzo dobrym stylu. Jej ilustracje są dość proste, czerpiące z niszowych komiksów właśnie w stylu McClouda czy Dana Clowesa, z jednobarwnym (w tym wypadku niebieskim) cieniowaniem, choć bardziej cartoonowe, doskonale pasują do treści.
A jak wypada samo wydanie? Jak dla mnie znakomicie. Nie mamy tu grubego papieru, nie mamy twardej oprawy, ale mamy coś innego: niemalże czterystustronicowy tom za okładkowe niespełna 40zł. Przyznam, że życzyłbym sobie więcej komiksów wydanych w ten sposób i za taką cenę, bo przecież i papier i druk są tu naprawdę dobre. Jeśli zatem szukacie dobrej powieści graficznej dla młodszych czytelników, coś w sam raz na początek przygody z komiksem, albo po prostu dobrej fantastyki w młodzieżowym wydaniu, zainteresujcie się „Pułapką czasu”, warto.
|
autor recenzji:
wkp
03.03.2018, 16:18 |