W 2001 roku wydawnictwo Siedmioróg zaprezentowało nam dwa pierwsze tomy z klasycznej serii SF pt. „Aldebaran”, a od tego momentu ruszył w naszym kraju swoisty szał na twórczość Brazylijczyka Leo, a właściwie Luiza Eduardo De Oliveiry. Choć trzeba przyznać szczerze, iż ten wybitny autor (scenarzysta i rysownik) początkowo nie miał szczęścia do naszych edytorów, gdyż dopiero w 2009 roku wydawnictwo Egmont postanowiło wydać, tym razem zbiorczo i w całości „Aldebarana”, a później w ramach tego uniwersum „Betelgezę”, a następnie trzecią odsłonę kosmicznej opowieści, czyli „Antares”, a jeszcze po komiksy autorstwa tego Brazylijczyka o charakterystycznym i od razu rozpoznawalnym, takim jednowymiarowym stylu graficznym, z serii „Centaurus”i także w odsłonie SF, sięgnęło wydawnictwo Timof Comics.
Bo ten dość wiekowy mistrz komiksu, a urodzony 13 grudnia 1944 roku, dał się poznać do tej pory w naszym pięknym kraju jako twórcą specyficznie symptomatycznych (powtarzalnych) opowieści obrazkowych, a w których występują wielkie tajemnice, niesamowita fauna i flora oraz obcy (aliens). Aczkolwiek trzeba przyznać szczerze, iż jego charakterystyczny sposób prezentacji (w tym narracji) nie odznacza się jakoś bardzo poziomem ponad inne cykle w tym gatunku („UW”, „Valerian”, „Luc Orient”), ale jednak wyróżnia się czymś innym, bo on potrafi opowiadać na tyle ciekawie np. nadbudowywać scenariusz i poprowadzić intrygi, iż chce się poznać od razu, a wręcz natychmiast dalsze losy jego genialnie wykreowanych chojraków i ich zadziornych pierepałek.
W ubiegłym miesiącu (podczas Komiksowej Warszawy) odbyła się premiera kolejnego albumu Leo, (w podobnym jak opisałem klimacie, lecz tym razem w kooperacji scenariuszowej z jego odwiecznym przyjacielem – pisarzem Rodolphe vel Rodolphe Daniel Jacquette), a mianowicie „Kenii”!
A ta zbiorcza edycja od stołecznego Egmontu (wydana na wypasie: w twardej oprawie, na kredzie z dodatkami) zawiera wszystkie pięć części z pierwszego cyklu.
Uwaga! Z kronikarskiego obowiązku dodam, iż kolejny cykl (z tymi samymi postaciami co w „Kenii”) złożony również pięciu zeszytów nosi tytuł „Namibia”, a trzeci (w tej chwili nadal tworzony i złożony z trzech zeszytów) nosi tytuł „Amazonia”. One także zostaną wydane przez Egmont.
Jak w takim razie w szczegółach prezentuje się „Kenia”? W tym przypadku nasz duet autorskich przyjaciół nie zabrał nas w kosmos, lecz na naszą Ziemię do Afryki do 1947 roku. W Kenii wyniku dziwnych zdarzeń zaginęła anglo-amerykańska ekipa badawcza pod dowództwem Johna Remingtona, a która została zaatakowana i zdziesiątkowana przez prehistoryczne zwierzęta, ale także przez UFO. "I Want To Believe"! Z tego powodu z Anglii do Mombasy zostali wysłani tajni agenci, a którzy mają odkryć prawdę.
Droga Czytelniczko! Drogi Czytelniku, aby nie psuć Ci zabawy, to nie będę zdradzał więcej, ale akcja tej komiksowej opowieści pędzi na złamanie karku przez pustynne krajobrazy i wokół Kilimandżaro, gdzie niedaleko najwyższego szczytu Afryki, są zakopane rzeczy stare jak świat, rzeczy straszne, których nie należy rozgrzebywać!
Główną i bardzo mocną postacią tej opowieści jest (agentka Secret Intelligence Service) Katy Austin, to ona przewodzi akcji i wokół niej toczy się przewodnia oś intrygi. Aczkolwiek w tle znajdziesz multum interesujących postaci, a na ten przykład: dość zabawnego włoskiego arystokratę, który mieszka w swoim wielkim marmurowym pałacu na środku odludnej sawanny, albo wspomnianego już Johna Remingtona, który jest komiksowym odpowiednikiem prawdziwej i żyjącej w owym czasie postaci, a mianowicie pisarza Ernesta Hemingwaya. Na marginesie i w tym temacie, to w całej tej, jakby wyjętej (z filmowej) „Strefy mroku” opowieści, znajdziesz także np. aktora (lotnika) Clarka Gable, ale także wiele innych niuansików nawiązujących i będących hołdem dla mistrzowskiej starej, ale jarej popkultury. Znajdziesz więc szerokie nawiązania do „Jamesa Bonda”, ale także do komiksów z serii „Blake i Mortimer”. A takich wspomnianych smaczków jest w tym komiksie od fulla!
Bo ten (kolejny) wspólny komiks obu twórców pokazuje, jak wspaniale wykreowują oni świat. Mamy więc do czynienia z opowieścią przygodową, która czerpie garściami z wielu źródeł! Jakich? SF, thriller szpiegowski, horror w klimatach zombie i klimatach pożeraczy ciał, opowieść drogi, a niekiedy nawet erotyk, to wszystko znajdziesz tu w środku!
Bo taki pierwszorzędny jest ten zbiorczy album, iż łączy wiele wątków w jeden spójny przekaz. A jeszcze w charakterystyce nawiązuje do stanu faktycznego z tego okresu historycznego, a więc są tu: nomadzi, Zulusi, koloniści angielscy, trepy i najemnicy, sowieccy szpiedzy, a wśród nich postacie historyczne, ale także w tle obraz i stan zimnej wojny (dwóch wielkich przeciwnych ideologicznie bloków mocarstw), tuż po zakończeniu ostatniej wojny światowej.
A z każdej przeczytanej tu strony płynie jeden przejrzysty przekaz: o jakości tego komiksu i o wspomnianej (pierwszorzędnej) kooperacji tworzących go postaci. Bo Leo i Rodolphe znają się, jak przysłowiowe łyse konie, a ich ścieżki komiksowej komitywy przecinały się już niejednokrotnie (w latach dziewięćdziesiątych przy projekcie „Trent” i trwają do dnia dzisiejszego). A w efekcie przełożyło się to na znakomitą jakość tej opowieści.
Z tego powodu i z tej przyczyny ten zbiorczy przygodowy album czyta się jednym tchem i ogląda się go z wielką uwagą i atencją! Podsumowując – zbiorcze wydanie „Kenii” relaksuje i nie zawodzi i jest wspaniałą wakacyjną lekturą (obowiązkową)!
Zdecydowanie polecam!
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
06.06.2018, 17:17 |