Jest trzymam, przeczytałem i mam i jestem znowu kupiony! Polski Conan, czyli Doman i jego przygody zostały wznowione w pięknej zbiorczej edycji od wydawnictwa Egmont. Bo ten album narysowany przez Andrzeja Nowakowskiego do jego własnych scenariuszy, jego żony Krystyny oraz Janusza Florkiewicza, nie zestarzał się i nadal czyta się go przednie!
Pamiętam dobrze jak w Toruniu kupiłem pierwszy tom pt. „Władca Myszy”. Eh, jaka to była radość, a do tego ten malutki kwadratowy zeszyt był tak samo wydany w kolorze przez INTERPRESS, jak komiks Jerzego Wróblewskiego „Przyjaciele Roda Taylora”, czyli na unikatowej na tamte czasy kredzie. A był to rok 1986! Od tego momentu założyłem teczkę u najbardziej wpływowej pani kioskarki i zacząłem zbierać.
Tak, mam wszystkie tomy Domana, ale także z późniejszego (częściowego) wznowienia z wydawnictwa Orbita, a także mam komiksy z serii 'Dwa miecze' i wszystkie inne komiksy, które wykonał Andrzej Nowakowski. Aczkolwiek nie zmienia to faktu, iż z ogromną przyjemnością zakupiłem sobie nową zbiorczą edycję od Egmontu. Dlaczego?
Bo jest wydana naprawdę pięknie, czyli na ten przykład w standardzie wznawianych ekskluzywnie Relaxów. Zakupiłem także z tego powodu, iż historia została ukazana chronologicznie vel dziejowo, czyli od młodości Domana, po jego kolejne losy dorastającego chłopaka. A wszystko to na tle legend, klechd i dziejów rodzącej się państwowości Polski, a nie jak w pierwszych zeszytowych edycjach; od „Władca myszy”, później „Chramu na Lednicy” i „Krzyku orła”. Na marginesie muszę dodać, iż ta trylogia była zainspirowana „Starą Baśnią” Józefa Ignacego Kraszewskiego, zaś kolejne odcinki były tworzone na podstawie „Legend Polskich”.
Po drugie ta nowa edycja została wzbogacona o znakomite posłowie autorstwa wybitnego komiksiarza Macieja Jasińskiego. Dowiesz się z niego o kuchni powstawania Domana, ale przede wszystkim odkryjesz inspiracje Andrzeja Nowakowskiego i inne ciekawostki. Zdradzę jedynie, iż Doman miał być początkowo komiksem wykonanym w stylu „Kajko i Kokosza”, a także to, iż Andrzej Nowakowski ma w zanadrzu napisany scenariusz do ostatniego odcinka „Domana”, a historia ta dotyczy legendy Duńskiej osady, a mowa tu o Truso (odkrytej ponownie przez archeologów kilka kilometrów na południe od Elbląga). A takich ciekawostek, szkiców i alternatywnych plansz jest tu multum.
Czytelniczko i Czytelniku dostajesz więc do lektury 7 historyjek; ujętych w następującej kolejności; od „Pogromcy smoka”, „Księżniczki Wandy”, „Władcy myszy”, „Chramu na Lednicy”, „Krzyku orła”, „Rogów Odyna”, po „W cieniu Światowida”.
Nie bez kozery dodam, iż każda z tych opowieści nasączona jest przygodą i akcją w klimatach opowieści ujętych jakby z Conana i jest przede wszystkim oparta na mitopeji ludów Polan, Wiślan i Bałtów. Aczkolwiek w swoim wyrazie nie jest typową gawędą stricte historyczno-edukacyjną. Na siłę nie popularyzuje nadmiaru wiadomości, a jest to w całości zbiorek o "sznycie" przygodowym, który w inteligentny sposób, po kolei według daty wprowadza zdarzenia i miejsca historyczne. W "formie" przypomina "Legendy Polskie" Barbary Seidler i Grzegorza Rosińskiego. Bo i tam i tu pokazany w komiksie okres pomiędzy pogaństwem i chrześcijaństwem wspaniale został zobrazowany, a jeszcze zachęca do sięgnięcia po inne publikacje, w tym naukowe.
Czas na ocenę rysunków. Pierwsze co przyciąga wzrok to świetnie zakomponowana okładka (nawiązująca do plakatu z Arnoldem Schwarzeneggerem) , minimalizm grafik i celowe uproszczenia. Prace Andrzeja Nowakowskiego charakteryzują się cechami stylu realistycznego z odrobiną przerysowania, a widać także po nich, że autor jest doświadczonym artystą, który bardzo lubił i lubi czytelność i estetykę markowego przekazu.
Layout i kompozycja kadrów jest klasyczna, zaś kolorystyka jest przepiękna, choć i zbudowana na palecie 32 barw. Aczkolwiek to co przyciągało już w komunizmie nasz wzrok, to znakomicie wkomponowana w obraz autorska kursywa. Zamysł jej wprowadzenia był bardzo dobrym posunięciem, ba nawet należy dodać, iż już w owym czasie bardzo nowatorskim rozwiązaniem. Bo dzięki niej opowieść stała się taka bardziej przejrzysta i taka w klimatach wczesnego Średniowiecza.
Podsumowując! Wznowienie przez Egmont w zbiorczej edycji „Domana” było i jest strzałem w dziesiątkę! Bo ten tytuł się nie zestarzał! Bo ten tytuł jest dobrze rozpisany scenariuszowo i piękny wizualnie, a jeszcze ma walory edukacyjne, ale najważniejsze bardzo, bardzo dobrze się go czyta. Z tego powodu i z tej przyczyny powinien trafić do biblioteczki każdej komiksiarki i komiksiarza! Perełka!
Zdecydowanie polecam!
|
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
02.11.2018, 12:31 |
Kolejny, kultowy polski komiks doczekał wznowienia. Egmont Polska - w serii „Klasyka polskiego komiksu” - właśnie przypomina serię „Doman”.
„Doman” wychodził w latach 80. XX wieku. Nakładem wydawnictwa Interpress ukazało się wówczas kilka zeszytów. Wydanie zaskakiwało pod każdym względem. „Doman” miał mały, kwadratowy format. Wydrukowano go zaś na porządnej kredzie. W czasach, gdy papier reglamentowano, był to prawdziwy ewenement. Z okładki pierwszego, wydanego wtedy zeszytu spoglądał słowiański odpowiednik Conana. Nie da się bowiem ukryć, że „Doman” to taki nasz „Conan”. Nie da się jednak komiksu podciągnąć pod plagiat. Scenariusze oparte były bądź na twórczości Józefa Ignacego Kraszewskiego, bądź na polskich legendach. W sumie dostaliśmy wtedy siedem historyjek z Domanem w roli głównej: „Władca myszy”, „Chram na Lednicy”, „Krzyk orła”, „Pogromca smoka”, „Księżniczka Wanda”, „Rogi Odyna” oraz „W cieniu Światowida”.
Na reedycję przygotowaną przez Egmont Polska w ramach serii „Klasyka polskiego komiksu” złożył się komplet tych zeszytów. Plansze odkurzono, odświeżono, podciągnięto kolorystycznie, ułożono we właściwej chronologii i ubrano w twardą oprawę. Dorzucono też kilka szkiców, dodatkowych rysunków oraz tekst Macieja Jasińskiego o tym, jak „Doman” znalazł się w ogóle na polskim rynku. Pozostaje pytanie jak komiks przetrwał próbę czasu? Wiadomo bowiem, że po dokonania Janusza Christy („Kajtek i Koko” czy „Kajko i Kokosz”), Tadeusza Baranowskiego („Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa”, „Antresolka profesorka Nerwosolka” czy „Bezdomne wampiry o zmroku”) można sięgać dziś bez chwili zawahania. A po komiks rysowany przez Andrzeja O. Nowakowskiego, do którego scenariusz pisali Janusz Florkiewicz, Krystyna Nowakowska, Mariusz Piotrowski i sam Nowakowski?
To bardziej ciekawostka dla tych, którzy fascynują się polskim komiksem. W latach 80. przygodowy „Doman” wyróżniał się na plus. Był oddechem wśród klasyków historycznych rysowanych przez Jerzego Wróblewskiego i czymś innym, niż serwował na co dzień „Świat Młodych” czy dostępny wtedy w antykwariatach „Relax”. Był substytutem wspomnianego „Conana”. Niedostępnego, komiksowego wynalazku ze zgniłego zachodu. Podobał się więc. Dziś, po latach, na pewno trzeba docenić kreskę Andrzeja O. Nowakowskiego a także sposób, w jaki rysownik komponował plansze. Pod względem scenariusza najciekawiej wypadają dwa ostatnie zeszyty - „Rogi Odyna” i „W cieniu Światowida”, w których legendy słowiańskie mieszają się ze światem wikingów.
Niewykluczone, że kolejne zeszyty byłyby jeszcze lepsze. Wtedy jednak przyszły zmiany i załamanie rodzimego rynku komiksowego.
|
autor recenzji:
Mamoń
13.10.2018, 13:09 |