Opowieści o Wikingach kształtowały i kształtują umysły wielu komiksiarzy. Ba, prawie każdy artysta komiksowy chciałby mieć w swoim portfolio dziełko w klimatach kultowego Thorgala. Nie inaczej było z Brian'em Wood'em, który w ramach Vertigo stworzył (od 2007 do 2012 roku) ponad pięćdziesiąt zeszytów prezentujących fikcyjne historie z udziałem normandzkich wojowników.
Dzięki wydawnictwu Egmont możemy się cieszyć z wydania kolejnego -drugiego tomiszcza „Ludzi Północy” o podtytule „Saga Islandzka”.
Ten pięknie wydany tom, w twardej oprawie i na wielkim wypasie edytorskim pod każdym względem prezentuje się pierwszorzędnie. A jeszcze gwarantuje, iż jego lektura wciągnie Cię bezgranicznie! Bo Brian Wood i jego ekipa ilustratorów i kolorystów; Fiona Staples, Becky Cloonan, Davide Gianfelice, Denijel Zezelj, Paul Azaceta, Declan Shalvey i Dave McCaig – spisali się na medal!
Dlaczego tak uważam? Szczegóły poznasz za momencik.
Droga Czytelniczko i Drogi Czytelniku dostajesz w swoje łapki ogromne tomiszcze ze zawartymi w nim czterema fikcyjnymi opowieściami w nurcie historycznym i w czasach podbojów i schyłku Normanów na terenach Islandii, odrobinę Szkocji i Wysp Owczych. Dostajesz trzy krótsze opowieści - pierwszą pt. „Morski szlak” ( do realistycznych ilustracji mojej ulubienicy Fiony Staples) , czyli rzecz o przybyciu Wikingów do „Kraju lodu”.
W szczegółach, opowieść ta zawiązuje się około 800 r. n.e., a kiedy to do zamieszkałej* Islandii dociera pierwsza handlowa wyprawa Normanów, która następnie trafia na Grenlandię. Hmm, delikatnie zdradzając zarys akcji, to (w pewien sposób) wyciętą w pień przez autochtonów- Inuitów.
* Na marginesie, po obecnych badaniach archeologicznych wiemy, iż ponad 100 lat przed byciem Wikingów na Islandię dotarli Szkoci i Irlandzcy osadnicy, a Wikingowie w czasie kolonizacji wycinali ich w pień, lub wzięli w jasyr.
Kontynuując, druga klechda pt. „Swen Nieśmiertelny”,to ciąg dalszy pierepałek, znanego nam z części pierwszej „Ludzi Północy” bohatera. Tym razem zdziadziałego, ale jarego, któremu młodzież Normańska rzuciła wyzwanie. Łubudu, nasz dziadek w tej komisowej historyjce będzie musiał wałczyć o życie. Ciach!
Uwaga, uwaga, uwaga, bo na firmamencie pojawia się najlepsza i najbardziej klimatyczna bajda w tym tomiszczu pt. „Dziewczyna w lodzie”, a ujętą w czasie rozkwitu Islandii, czyli w 1240 roku. A ta opowieść mająca w sobie oprócz przygody, także mocny wątek kryminalny (wow i sic!) i nosi w sobie spory ładunek dramatyczny i niemal antyczną tragedię.
Ostatnia bardzo długaśna opowiastka pt. „Trylogia Islandzka” nawiązuje do historycznych wojenek i jatek pomiędzy Normańskimi klanami. A skupia się, (aż przez dziesięć pokoleń), na rodowych waśniach Hauuksonów z Bellgarssonami.
Aczkolwiek ścisłej ujmując temat wszystkie te komiksowe klechdy, odwołują się do wydarzeń historycznych, a nawet specjalnie na potrzeby tego tomu zostały ułożone według epokowej chronologii wydarzeń. Obrazują one z rozmachem i w całym zakresie, kim byli Normanowie! A byli wyśmienitymi żeglarzami! Ba świetnie obytymi z morzem, a dajmy na to w nawigowaniu kierowali się ruchem wiatru, pływów, księżyca i gwiazd, zaś konstrukcja ich okrętów świadczyła o wybitnym kunszcie szkutniczym. Ich łodzie były długie i wąskie i poruszane były zarówno wiosłami i za pomocą dwóch żagli. W efekcie tego nie miały głębokiego zanurzenia, a więc swobodnie docierały w każdy zakamarek z wodnym ciekiem. Wikingowie byli wolnymi ludźmi, a do tego bitnymi, odważnymi, nieustępliwymi, ale i nie pozbawionymi ludzkich przywar, chciwości i żądzy!
I takich ich zobaczysz w tym tomiszczu, a każda ze wspomnianych historii zawartych w tym zbiorku jest inna i zróżnicowana. Opowiadają one rożnych Wikingach, czasem zdobywcach i mordercach, ale także o osadnikach, kupcach i uciekinierach z Norwegii. Bo w tym tkwi siła tej serii, iż poznajesz Wikingów i to bardzo, bardzo często z tak zwanej żabiej perspektywy, czyli oddolnie i z perspektywy jednej osoby, albo normańskiej rodziny, a na ich tle odkrywasz ich zasady moralne, ale i wierzenia i prawa oraz dalsze karty, składające się na większą historię ich ludu . A mianowicie dowiadujesz się o wyprawach łupieskich, inwazjach, walkach pierwszych osadników o przetrwanie, starciach klanów, o przyjęciu chrześcijaństwa i przede wszystkim o żmudnym codziennym życiu na Islandii.
A ten obraz jest bardzo wiarygodny i pozwala maksymalnie wciągnąć się w lekturę. A nie dość tego wszelacy bohaterowie mają coś do powiedzenia, a zarazem mają bardzo dużo za uszami. Nie są ani dobrzy, ani źli! Nie są w charakterze ani czarni, ani biali, lecz na pewno wnoszą - od groma - do fabuły. Eh, to jest właśnie siła tego komiksu, iż jest wiarygodny i na tyle ile może być psychologicznie prawdziwy.
Bo w tym zbiorku nie ma słabych historii. A z całej sympatii muszę dodać, iż szczególnie przypadła mi do gustu ta pt. „Dziewczyna w lodzie”. Bo historia ta wiele mówi o naturze ludzkiej, o wierzeniach, zabobonach Średniowiecznych, prawach, zaś po przeczytaniu zostaje w głowie.
Droga Czytelniczko i Drogi Czytelniku, teraz już wiesz z jakich powodów spodobała mi się ta seria i ten tom „Ludzi Północy”, a szczególnie wspomniana powyżej opowiastka. Hm, może tobie spodoba się zupełnie inna klechda z tego tomiszcza?! Jedno jest pewne, iż będziesz się przy czytaniu każdej z nich bawić przednio! A wręcz gwarantuje Ci, iż odpoczniesz przy nich od znoju dnia codziennego.
Brian Wood po raz kolejny pokazał, iż jest pierwszorzędnym scenarzystą, ale i jego ekipa ilustratorska, także dała radę i spisała się na medal! A jeszcze dodam, iż niniejszy tom „Ludzi Północy” na tle poprzedniego spodobał mi się bardziej!
Summa summarum, komiksowi „Wikingowie” nie zwodzą, zdobywają umysły i serca, rządzą i dzielą!
Zdecydowanie polecam!
|
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
12.11.2018, 17:52 |
Ciąg dalszy sagi wikińskiej pisanej przez Briana Wooda. Po „Sadze Anglosaskiej” płyniemy jeszcze dalej na północny-zachód. Drugi tom cyklu „Ludzie Północy” nosi podtytuł „Saga Islandzka”. I wszystko jest już chyba jasne.
„Ludzie Północy” to kolejna z serii spod znaku „Vertigo” wprowadzona na polski rynek przez Egmont. Jednak seria to zgoła odmienna od reszty. „Kaznodzieja”, „Transmetropolitan” czy „100 naboi” to serie sensacyjne, przyprawione odrobiną spraw paranormalnych i mistycznych. „Ludzie Północy” to fabuła historyczna. Oparta na datach, miejscach i społeczności, która rzeczywiście dokonywała podbojów. Reszta jest już ograniczona wyłącznie wyobraźnią Briana Wooda i umiejętnościami rysowników (do współpracy scenarzysta zaprosił całe grono twórców, jak np. Davide Gianfelice, Ryan Kelly, Fiona Staples czy Becky Cloonan.
Po lekturze pierwszego tomu nazwałem sobie serię cyklem dla tych, którzy znudzili się „Thorgalem”. Bo to taki „Thorgal”. Tylko bardziej hardkorowy. Leje się tu krew, a na planszach nie brakuje grozy. Podobnie jest w drugim tomie. Zaczyna się w roku 760, kiedy to ekipa pod przywództwem Daga wyrusza na tzw. morza zachodnie. Później przeskakujemy do roku 1009 na Wyspy Owcze. Zaglądamy też na Islandię w roku 1240, zaś na koniec dostajemy trylogię islandzką, rozciągniętą w czasie od roku 871 aż do 1260.
Kto zaczytał się w tomie pierwszym serii, nie będzie zawiedziony. Wood znów powoli wprowadza nas w klimat dalekiej północy. W świat islandzkich wulkanów, ściętych lodem wód i zielonych pagórków Grenlandii. Tak jest w pierwszej historii w zbiorze – zatytułowanej „Morski Szlak” w której przemykamy przez krajobrazy. Później zatrzymujemy się u „Swena Nieśmiertelnego”, by później już na dłużej zawitać na wyspie lodów. Tu osadzona jest „Dziewczyna w ludzie” a także najdłuższa z opowieści „Trylogia Islandzka” o rządzy władzy islandzkich rodów.
Brian Wood nadal sprawnie opowiada dzieje Ludzi Północy. Wojowników, zdrajców, kochanek, matek, ojców, krzewicieli nowej wiary… A wszystko z zimnej scenerii dalekiej Islandii.
Dla zakochanych w Skandynawii i jej dziejach lektura obowiązkowa.
|
autor recenzji:
Mamoń
26.10.2018, 21:55 |