|   INFORMACJE   |     SZUKAJ   |     ZALOGUJ SIĘ   |     |  
  |   INFORMACJE   |     SZUKAJ   |     ZALOGUJ SIĘ   |     |  
WAK - Wielkie Archiwum Komiksu
  |   INFORMACJE   |     SZUKAJ   |     ZALOGUJ SIĘ   |     |  
  |   INFORMACJE   |     SZUKAJ   |     ZALOGUJ SIĘ   |     |  
WAK - Wielkie Archiwum Komiksu
WAK - Wielkie Archiwum Komiksu
Wielkie Archiwum Komiksu

RECENZJA WYBRANEJ POZYCJI

620
Lucky Luke #1 - Kopalnia złota Dicka Diggera [2018]
Nie masz tej pozycji?!
KUP JĄ W
KOMIKSIARNIA
za 22,49 zł!
seria / numer:
tytuł:
Kopalnia złota Dicka Diggera
rodzaj pozycji:
scenariusz:
rysunki:
format wydania:
215 x 290 mm
rodzaj papieru:
kredowy
rodzaj oprawy:
miękka
rodzaj druku:
kolor
liczba stron:
48
wydawca polski / rok wydania:
Egmont 2018
wydawca oryginału:
cena:
24,99 zł
podziel się recenzją:
recenzje do pozycji [2]:
POCZĄTKI LUCKY LUKE’A

Każda seria ma swoje najlepsze momenty, ma też wyróżniające się choćby pod względem wagi opowieści, ale tak czy inaczej jeden typ albumów w szczególności wyróżnia się jeśli chodzi o wartość. O czym mowa? Oczywiście o pierwszych zeszytach i tomach, bez których nie byłoby całej reszty. Mogą być słabsze, mogą być naiwne, ale ich waga pozostaje niezmienna od niemalże samego początku. I tak jest właśnie z „Kopalnią złota Dicka Diggera”, debiutem Lucky Luke’a – absolutnym must read dla każdego miłośnika europejskich opowieści graficznych.

Lucky Luke, najszybszy kowboj na Dzikim Zachodzie i nieustraszony pogromca zbrodni, pewnego dnia spotyka swojego dawnego znajomego, Dicka Diggera. Tak zawsze zaczynają się wszelkie kłopoty i tak jest również tym razem. Dick znalazł bowiem żyłę złota – oczywiście w najdosłowniejszym tego określenia znaczeniu – ma więc powody do radości. Pech chce, że obaj zatrzymują się na noc w zajeździe by trochę odpocząć i wypić nieco mocnego trunku. Digger, pod wpływem alkoholu, rozgaduje się o złocie, bandyci postanawiają go obrabować i… Gdy ranny poszukiwacz złota nie będzie w stanie sam zająć się swoimi sprawami, to na Lucky Luke’a spadnie konieczność dalekiej wyprawy i wyścigu z czasem, by wyprzedzić i pokonać przestępców…

Co mogę powiedzieć o tym pierwszym „Lucky Luke’u”? Przede wszystkim chyba to, że na tym etapie (a jak pokazują niektóre z późniejszych tomów, trwał on wcale nie krótko), seria nie miała jeszcze wykształconego charakteru, jaki znamy obecnie. Na pierwszy rzut oka widać to w szacie graficznej, cartoonowej, to prawda, ale bardziej w disnejowskim stylu. I w pewnym stopniu także niedbałej, przynajmniej w stosunku do czystej kreski wypracowanej po latach. Ale i ona ma swój urok i klimat, które spodobają się nie tylko najmłodszym.

A jak rzecz ma się od strony fabuły? Zdecydowanie nie jest jej daleko do tych najbardziej znanych opowieści o najszybszym rewolwerowcu na dzikim zachodzie. Więcej tu co prawda slapsticku i humoru obrazkowego utrzymanych w tonacji wczesnych komiksów gazetowych, ale i tak widać już dość wyraźnie obraną ścieżkę autorską. Ścieżkę, którą tak znakomicie podążył potem René Goscinny, doskonale odnajdując się w tej konwencji.

A zatem miłośnicy Lucky Luke’a mają się z czego cieszyć. W ich ręce trafia bowiem nie tylko pierwszy album z przygodami tego bohatera, ale przede wszystkim znakomity komiks. Co więcej, wspiera go jednoczesna publikacja dwóch kolejnych tomów, więc dobra zabawa szybko się nie kończy.
autor recenzji:
wkp
25.10.2018, 06:35

Może trudno w to uwierzyć, ale dosiadający konia typ z okładki tego komiksu to… sam Lucky Luke! Nie, nie pomyliłem się. Tak właśnie wyglądał kiedyś kowboj strzelający szybciej od własnego cienia.

Wiemy już jak na początku wyglądał Asterix (patrz „Przygody Gala Asterixa”), Tintin (album „Tintin w kraju sowietów”) ale też nasi rodzimy bohaterowie, jak Tytus (pierwsza przygoda z najsłynniejszą, polską małpą wyszła w tomie „Tytus, Romek i A’tomek: Księga Zero”) czy Kajtek będący pierwowzorem późniejszego Kajka tworzącego niezapomniany duet z Kokoszem (historia „Kajtek Majtek i latający holender” wyszła z zbiorku „Kajtek i Koko: Poszukiwany Zyg-Zak”). A teraz dostajemy komiks, od którego rozpoczęła się trwająca do dziś przygoda czytelników z Lucky Lukiem. Ten komiks to „Kopalnia złota Dicka Diggera”.

Bohatera wymyślił Morris (właściwie Maurice de Bevere, żył w latach 1923-2001). Zadebiutował on na łamach pisma „Spirou” w 1946 roku. Oczywiście wyglądał wtedy zgoła inaczej niż bohater, którego kojarzymy czy to z komiksów już w Polsce wydanych, czy kreskówek. Miał paskudną gębę, choć strój już ten, który stał się jego znakiem rozpoznawczym. Dosiadał też już swego wiernego rumaka. Również pierwsze historie nie były tak płynne, jak późniejsze (w pierwszym albumie mamy dwie historie, pierwsza to tytułowa „Kopalnia…”, druga – bez tytułu – opowiada o skazanym na stryczek Mad Jimie, do którego Lucky Luke jest podobny jak dwie krople wody). Nie ma jednak się czemu dziwić. Morris zaczynał. Później przecież wspierał go m.in. Rene Goscinny (ten od „Asterixa” oraz „Przygód Mikołajka”; i to albumy tworzone wspólnie przez ten duet uchodzą za najlepsze w serii). Doczekał też następców, którzy kontynuują jego dzieło do dziś (na Zachodzie w 2018 roku ukazał się „Lucky Luke” z numerem… 82). Jednak już w „Kopalni złota Dicka Diggera” pojawiają się elementy, z których później seria słynęła. Pościgi, strzelaniny (choć zazwyczaj nikt w nich nie ginie), spryciarze, którzy próbują wykorzystać naiwność mieszkańców Dzikiego Zachodu, miasteczka przyciągające największe szuje. No i jest już Jolly Jumper, który wyciągnie LL z opresji gdy wydaje się, że stoi on już na straconej pozycji.

„Kopalnia…” jest kolejnym, wydanym w ostatnim czasie przez Egmont komiksem z Lucky Luke'm w roli głównej. Edytor już parokrotnie próbował go wprowadzić na dłużej na polski rynek. Wszystko wskazuje na to, że ta próba wreszcie zakończy się prezentacją kompletu albumów. „Lucky Luke” jest bowiem wart poznania. W komplecie, mimo tego, że miewał lepsze i gorsze momenty. To jednak standard w serii, która ukazuje się przecież od siedmiu dekad.

A jedynka dostaje ode mnie "dziesiątkę". Bo choć może uchodzić za sentymentalną ramotkę, to bez niej ciąg dalszy by nie nastąpił.

autor recenzji:
Mamoń
21.10.2018, 16:46

RECENZENCI

BroosLi
[7]
Charles Monroe
[17]
Chudi_X
[3]
Dariusz Cybulski
[442]
Edward Weaver
[2]
Joan_Johnson
[1]
Mamoń
[1063]
McAgnes
[1]
Modli
[1]
MonimePL
[146]
Percival
[2]
Ronin
[3]
Warlock
[4]
wkp
[2379]
KOMIKSY, MANGI, CZASOPISMA, KSIĄŻKI, ARTBOOKI, FIGURKI, GADŻETY I INNE
Komiksiarnia
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.
Przypominamy, iż do czasu uzupełnienia bazy danych nowej wersji strony informacje o starszych pozycjach znajdziecie na łamach poprzedniej wersji witryny:
Old WAK!
Copyright © 1997-2024 WAK - Wielkie Archiwum Komiksu | Strona działa od 21 lipca 1997 | Idea, gfx & code: Warlock | Stan odwiedzin: 4898785
Copyright © 1997-2024 WAK - Wielkie Archiwum Komiksu
Start witryny: 21 lipca 1997 | Idea, gfx & code: Warlock
Stan odwiedzin: 4898785