Podobno Łukasz Wnuczek pracuje już nad trzecim tomem serii „Plemię Sów”. Na razie w ręce czytelników trafia pierwszy albumik cyklu. Jak wypada?
Autor postanowił stworzyć przygodową sagę, która łączyłaby wątki skandynawskie z północnoamerykańskimi. Do jednego worka wrzucił Wikingów i Indian, zamieszał, a później wyciągał z niego patenty. Stereotypy, wierzenia, bożków, szamanów, czarowników i mistycyzm. Złożył je w scenariusz blisko 60-planszowej historii, w której główną rolę odgrywa (i pewnie nadal ma odgrywać; skoro powstają następne odsłony serii) Arosen. Potomek Wikingów wychowany przez Indian.
Autor postawił sobie bardzo ambitny cel. Niestety, z realizacją idzie różnie. Scenariusz momentami się rwie, autor dodatkowo utrudnia narrację wprowadzając reminiscencje a także nie do końca rozpoznawalne postaci. Nie można jednak stwierdzić stanowczo, że patent na serię jest do bani. Jest intrygujący, choć wykorzystywany przez innych - że wspomnę wydawaną równolegle sagę „Ludzie Północy” (choć nie zahacza o kontynent amerykański; realizowana jest też w innych warunkach – pod szyldem Vertigo - niż te, w których tworzy Łukasz Wnuczek).
Po udanej i tajemniczej okładce spodziewałem się też nieco innego stylu rysunków w środku. Dostajemy bowiem plansze w ołówku. Dokładnymi, dopracowanymi w szczegółach (proszę spojrzeć na przedstawienia zwierząt; z ludźmi jest słabiej), choć nie do końca profesjonalnymi. Może lepiej by też wyglądały w większym formacie? Na niektórych planszach dzieje się za dużo.
Mimo tego nie skreślam „Plemienia Sów”. Autor ma u mnie kredyt zaufania. Nie wiem tylko, czy nie powinien zacząć od publikacji w zinach czy magazynach.
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.