TAKIEGO „BONDA” CHCE SIĘ CZYTAĆ
Jeśli „James Bond” to tylko albo filmy z Danielem Craigiem, albo komiksy pisane przez Warrena Ellisa – w innej formie go nie trawię, chociaż obejrzałem wszystkie kinowe odsłony serii, a i jakieś książki przewinęły się przez moje ręce. Co sprawia, że te dwa typy dzieł do mnie trafiły? Ich powaga, spora doza realizmu i specyficzny humor. Co w połączeniu z dynamiczną akcją, spektakularnymi scenami, brutalną nutą i udanym klimatem daje naprawdę znakomity efekt, który spodoba się miłośnikom dobrych, sensacyjnych tworów.
Dla Jamesa Bonda nie ma rutynowych misji, które mogłyby przebiegać w miarę spokojnie. Tym razem przybywa do Los Angeles żeby odebrać agentkę dyplomatycznego wydziały MI6 Cadence z posterunku tutejszego Konsulatu Turcji. Wywiad podejrzewa bowiem, że jej przykrywka jest spalona, a ona sama znajduje się w niebezpieczeństwie. Oboje nie mają jednak pojęcia, w jaki wielkim. Terroryści z MIT wkraczają do akcji, gdy tylko Bond kontaktuje się z Candence. Ale jak się wkrótce okazuje, nie tylko oni polują na kobietę, a stron zamieszanych w całą aferę jest o wiele więcej, niż mogłoby się wydawać. A jakie są ich cele?
Tymczasem źle się dzieje w samej ojczyźnie Jamesa Bonda. Wielka Brytania ma swoje problemy, a sprawy między MI5 i MI6 nie układają się najlepiej. A przeszłość nie śpi i chce upomnieć się o swoje…
Patrząc na „Jamesa Bonda” można by odnieść wrażenie, że jak na Warrena Ellisa to dzieło nie tylko niesamowicie spokojne, choć krew potrafi się tu polać strumieniami, a na głębszy oddech nie ma szans, ale przede wszystkim zwyczajne. Gdzie tu dziwność, do jakiej nas przyzwyczaił? Gdzie wulgarność? Gdzie sarkastyczna, cięta satyra? I wreszcie, gdzie jego niekonwencjonalne, przełamujące gatunkowe schematy pomysły? Właśnie, gdzie? Odpowiedź jest prosta: w innych dziełach, tu bowiem brytyjski autor poszedł zupełnie inna drogą.
Jaką? Spod jego rąk wyszło dzieło będące hołdem dla klasycznych powieści o Bondzie. Utrzymane w stylistyce najnowszych filmów z przygodami agenta 007, a zatem i mocno czerpiące z quasi realizmu obrazów pokroju „Tożsamości Bourne’a”, zabiera nas w świat tajnych służb i szpiegowskich gierek, ukazany co prawda w sposób przekonujący, ale zarazem z całym dorobkiem popkulturowego inwentarza. Efekt finalny jest znakomity, lekki i ciężkawy zarazem, bawiący, choć pozbawiony większej głębi. A jednak i tak znakomity.
Do tego dochodzi udana szata graficzna, dość realistyczna i utrzymana w stylistyce typowej bardziej dla europejskiego, niż amerykańskiego komiksu i świetne wydanie. Filmowe poprowadzenie akcji sprawia, że albumy z tej serii czyta się tak, jak ogląda kinowe hity. Kto lubi filmy z Craigiem, nie pożałuje.
|
autor recenzji:
wkp
25.09.2018, 06:43 |