Nie spodziewałem się wiele po tej części przygód Misia Zbysia, nie będę tu oszukiwał. Owszem, seria z tym bohaterem jest lekka, prosta i sympatyczna, ale to rzecz stricte dla dzieci. Dorośli, gdyby chcieli sięgnąć sami dla siebie, nie mają w niej zbytnio czego szukać. Dlatego też nie spodziewałem się, że ta część mnie zaskoczy. Ale zaskoczyła, najpierw gdy tylko dostałem album w swoje ręce – bo i format nie ten, co zawsze, i wydanie jakieś takie inne (już nie tom, a zeszyt) – potem było już tylko dziwniej, ale jak najbardziej pozytywnie. Pozwólcie jednak, że zajmę się tematem po kolei.
Od czego zacznę? Oczywiście od fabuły. Miś Zbyś i borsuk Mruk wracają z ostatniej przygody i chcą trochę odpocząć. Niestety nie mają tego szczęścia, bo oto znów ktoś dzwoni w sprawie kolejnego problemu, którym muszą się zająć. Jakiś czas temu skradziony został obraz Dama z pluszowym misiem Leoparda Da Vinci i mimo starań policja nie jest w stanie go odnaleźć. Dlatego władze muzeum proszą o pomoc detektywa misia Zbysia, w końcu ten rozwiązał już tak wiele trudnych, wręcz niemożliwych spraw. I tak nasz dzielny śledczy w towarzystwie borsuka Mruka rusza do akcji, która szybko zmienia się w kolejną szaloną przygodę…
Co zatem wyróżnia tę część przygód misia Zbysia? Bo okładka wygląda jak zawsze, kreska na pierwszy rzut oka się nie zmieniła, nazwiska twórców pozostały takie same, wydawca zresztą też. Ba, nawet streszczona przeze mnie w skrócie fabuła niczym nie wyróżnia się na tle wcześniejszych albumów. Czyżby zatem tylko wspomniany przeze mnie na początku format i bardziej zeszytowa edycja były tu nowością? Absolutnie nie. Tym razem bowiem w ręce czytelników trafia nie kolejna opowieść graficzna dla dzieci, a komiks interaktywny.
autor recenzji:
wkp
10.12.2018, 14:24
MIŚ ZBYŚ. KOMIKS TO ZA MAŁO
Miś Zbyś i borsuk Mruk wracają. W piątym komiksie z serii autorzy zmieniają jednak nieco koncepcję, zachęcając czytelnika do jeszcze większej interakcji w trakcie lektury.
Zbysia i Mruka nie trzeba już przedstawiać. Czytelnicy mają za sobą już cztery epizody z ich przygodami, w których rozwiązywali – jak na detektywów przystało – najróżniejsze zagadki kryminalne. Początkowo - w albumikach „Lis, ule i miodowe kule”, „Złoty sokół teksański” oraz „Kosmos to za mało” - był to klasyczny komiks. W tomiku czwartym „Skarb kapitana Czarnofutrzastego” odpowiedzialny za fabułkę Maciej Jasiński postanowił zachęcić czytelnika do interakcji. W „Damie z pluszowym misiem” idzie jeszcze krok dalej. Stworzył komiks, który przeplatają i uzupełniają zagadki, krzyżówka, obrazki do samodzielnego pokolorowania, labirynty a nawet gra planszowa.
Młody czytelnik dostaje więc nie do końca komiks, ale interaktywny zeszyt (piąty „Detektyw miś Zbyś na tropie” ma już format A4 i miękką oprawę). Ale spokojnie. Całość to wciąż przygodowo-kryminalna historyjka, do jakiej przyzwyczaili młodych czytelników Maciej Jasiński i Piotr Nowacki. Tym razem bohaterowie mają rozwiązać sprawę kradzieży tytułowej „Damy z pluszowym misiem” pędzla Leoparda Da Vinci. Ich cel – Szkocja. A jeśli Szkocja, to nawiedzone zamczyska z żartującymi duchami, agent jej królewskiej mości Jamnik Swąd czy jezioro Loch Ness zamieszkałe przez pewną tajemniczą istotę.
Odmianą jest też… brak kolorów. Tomasza Kaczkowskiego (pokolorował tak naprawdę tylko okładkę i grę planszową) ma zastąpić w tym przypadku sam czytelnik. Sam pamiętam z dzieciństwa, że kredki i czarno-biały „Gucio i Cezar” stanowiły świetne zajęcie na długie godziny. Nie zmienia się tylko jedno. Piotr Nowacki dalej – w typowy dla siebie cartoonowy sposób – kreuje plansze.
„Dama z pluszowym misiem” będzie dla młodych komiksiarzy miłą odskoczną od dotychczasowego formatu serii. Serii, która rośnie wraz z czytelnikami. Serii, która angażuje, bawi i edukuje.
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.