Moi Drodzy. Czy można zrobić komiks jednostronny, lub dwustronny tzw shorciak i zawrzeć w nim pełen radości świat i pełną opowieść oraz nieskrepowane pozytywne przesłanie, "coś" co zostanie w nas na dłużej? Tak, jeśli za to bierze się kielczanin Robert Kolasa.
"Rewolwer i mielony", o dużo wyjaśniającym podtytule, „czyli wszystko z czego się można pośmiać tylko nie wiadomo dlaczego”, (wydany przez Stowarzyszenie Twórcze "Zenit"), to właśnie taki albumik, który zachwyca zarówno od strony wizualnej, jak i od strony scenopisu. To albumik, który bawi, raduje, śmieszy, ogarnia nas gagami, a nawet cytując Papcia Chmiela; „uczy i bawi”! Ale po kolei.
Bardzo interesującym jest fakt, iż Robert Kolasa jest dobrze znany starym komiksiarzom, a także w kieleckim, a natomiast dla bardzo wielu młodych komiksiarzy jest całkowicie nieznany. A przecież w swoim portfolio ma wiele komiksowych publikacji. Cytując (za Pawłem Chmielewskim) jego życiorys; 'Robert Kolasa - urodził się w 1968 roku i był absolwentem Liceum Plastycznego w Kielcach, publikował m.in. na łamach „AQQ”, „Nie”, „Komiks Forum”, „Krakersa”, „Talizmanu”, antologii „Klatka” i magazynie „Projektor”). Autor bawi się kalkami, sloganami, mitami kultury popularnej i masowej (Batmanem, Supermanem, Rhettem Butlerem, Scarlett O’Hara, Bondem i innymi) – transponuje, interpretuje, kontaminuje – uprawia coś, co swobodnie można nazwać satyrycznym recyclingiem.” - koniec cytatu.
Drugim swoistym paradoksem jest fakt, iż ten niniejszy album, a zbierający zaledwie odrobinkę z wielkiej ilości komiksowych pracy, a wykonanych przez Roberta Kolasę, uwaga, uwaga, uwaga i to nie żart, jest jego swoistym samodzielnym albumowym debiutem.
I w tym miejscu i po raz kolejny pojawia się postać Pawła Chmielewskiego, istnego człowieka renesansu, animatora kultury i szefa kieleckiego Stowarzyszenie Twórcze "Zenit", notabene wydawcy znakomitego magazynu kulturalnego "Projektor". Miedzy innym to jego ogromna zasługa, iż ten komiks pojawił się na rynku. Bo on namówił skromnego, pracowitego i bardzo uzdolnionego Roberta Kolasę do tego papierowego wydania.
A piszący te słowa i będąc (nie)świeżo po lekturze i kładąc na szali swój autorytet – gwarantuje!
Gwarantuje Ci, iż zakup tego komiksu na co dzień, a nawet w ten późno jesienny czas i na deszczowe dni jest - dla Ciebie, Ciebie, a dla Ciebie to koniecznie - jedynym wyjściem ucieczki od znoju dnia codziennego i na odnalezienie uśmiechu i na polepszenie humoru i jest jedyną alternatywą na radośnie spędzony czas i tylko przy komiksie. Bo tutaj nie ma słabych historyjek, ale aby nie psuć Ci zabawy, to nie będę zdradzał żadnej z nich.
Dodam tylko, iż za dwadzieścia zeta dostajesz ogrom pozytywnego i radosnego przekazu, który jest dużo lepszy niż gagi i żarty np. prezentowane przez kielecki „Kabaret Skeczów Męczących”.
A każda opowiastka jest inna, a bardzo wiele śmieszy nawet na wiele godzin po przeczytaniu, zaś w mojej rodzinie stały się motywem przewodnim wielu zabawnych sytuacji. Bo owe opowiastki pozostają w umyśle niczym piosenka usłyszana w samochodzie stojącym w korku. Bo te szorty są jak strzały nieskrepowanej radości, zaś Robert Kolasa żongluje tematami od lewa, do prawa. Bo Kolasa jest genialnym obserwatorem, ale także w swoich quasi realistycznych pracach potrafi zawrzeć na jednej planszy pełen życia Świat, a w którym jest wstęp i występ, rozwiniecie ''łubudu bu'' oraz dosadne zaskoczenie ''trach''! Łubudu bu! Trach!
Czytasz i bawisz się przednio. A z innej beczki, ale w temacie! Najlepsze w tym wszystkim jest to, iż owe prace Kolasy, a mające odrobinę podobieństwa w zamyśle koncepcji do tego co tworzy Mleczko i Lutczyn, są jednak nacechowane jego unikatowym i od razu rozpoznawalnym stylem graficznym. A to cecha i stylówka wielkiego twórcy!
A prawie na koniec, jest jeszcze jedna zaleta tej publikacji, a mianowicie proszę przekaż ją do przeczytania np. teściowej, teściowi, albo obojętnie jakiej osobie, a co nie czyta na co dzień opowieści obrazkowych. Co się stanie? Gwara tuje. Taka persona - od deski do deski, wróć od strony, do strony przeczyta ten komiksowy zbiorek i jeszcze powie: „komiksy są fajne i śmieszne”! To się nazywa promocja Sztuki Komiksu!
Bo w tym tkwi siła tego albumu i samego Roberta Kolasy, iż potrafi tworzyć z mini historii niczym grupa ''Monty Pythona'', wielkie zabawne rzeczy, które „uczą i bawią”!
Zdecydowanie polecam!
autor recenzji:
Dariusz Cybulski
14.11.2018, 11:17 |