Dziś czas na kolejne dzieło Leo. Po zbiorczych wydaniach jego „Kenii” i „Namibii” dostajemy czwartą odsłonę cyklu science fiction zatytułowanego „Centaurus”. Jakże różny to komiks od tamtych dwóch. „Kenia” i „Namibia” były podróżami w przeszłość. Dzieją się wszak po zakończeniu II wojnie światowej. Na kontynencie afrykańskim dochodzi do serii dziwnych zjawisk związanych z nieznanymi zwierzętami czy postaciami, które przecież nie mają prawa żyć. „Centaurus” jest podróżą w przyszłość. Podróżą w poszukiwaniu nowej, lepszej Ziemi która stałaby się planetą dla członków projektu „Vera”.
W dalszym ciągu na pierwszy plan wybite są perypetie ekipy z wyprawy zwiadowczej, która miałaby rozpoznać teren. Z tym, że z każdym tomem wyprawa ta uszczupla się o kolejne osoby. Giną na złowieszczej planecie badanej pod kątem osiedlenia na niej społeczności dryfującej gdzieś w przestrzeni kosmicznej. Dodatkowo podzieleni na dwie małe grupki „rozchodzą” się po terenie. Leo i Rodolphe (duet odpowiada za scenariusz) kombinuje coś mocno z niewidomą June i jej towarzyszem Bramem. Zbliża ich do siebie. Ale jednocześnie oddala od reszty, która w tym samym czasie napotyka przedstawiciela rasy bogów, jaka też próbowała kiedyś kolonializować planetę. Wątek ten przypominać może miłośnikom komiksów rysowaną przez Bogusława Polcha serię „Ekspedycja” (by wspomnieć popularne w latach 80. XX wieku tomy jak np. „Lądowanie w Andach”, „Ludzie i potwory” czy „Walka o planetę”).
Leo i Rodolphe nie pchają pospiesznie akcji do przodu. W dalszym ciągu dokonują szachownicowych roszad. Mogłoby się zdawać, że nieco przydługie to zabawy, zważywszy że to już czwarty tom serii (kolejno to „Ziemia obiecana”, „Obca ziemia”, „Szalona ziemia” i „Ziemia trwogi”). Nic z tego. To historia z konsekwentnie budowanym klimatem. Z każdym kolejnym tomem coraz bardziej przekonuję się do grafik Zorana Janjetova z kolorami Janjetova juniora. Ów techniczny rysunek w pierwszym tomie nieco odpychał. Działo się pewnie tak dlatego, że był inny niż rysunki Leo – a właściwie Luiza Eduarda de Oliveiry - w cyklach „Aldebaran” i „Betelgeza”, którymi na stałe wszedł na nasz rynek. Dziś mogę powiedzieć, że im dalej w las, tym lepiej. Dzięki pracom Janjetova „Centaurus” nabrał dodatkowego charakteru. Charakteru nie do podrobienia, świetnie grającego z tematyką będącą połączeniem science fiction z horrorem.
„Ziemia trwogi” nie zamyka oczywiście serii. I oby nie nastąpiło ono zbyt szybko. Cykl „Centaurus” za dobrze się czyta - i ogląda - by wnet się z nim rozstawać.
Strona korzysta z plików cookies w celu realizacji usług i zgodnie z Polityką Plików Cookies. Możesz określić warunki przechowywania lub dostępu do plików cookies w Twojej przeglądarce.