CODZIENNOŚĆ SMERFÓW
Moja przygoda z komiksowymi Smerfami zaczęła się w roku 1997, kiedy to w moje ręce trafił album „Kosmosmerf”. Potem kupiłem jeszcze trzy kolejne, zanim wydawca przerwał publikację, a wśród nich znalazł się też tom „Z życia Smerfów”, zbiór krótkich historyjek przedstawiających codzienność naszych bohaterów. Jednocześnie to jedna z najbardziej satyrycznych odsłon serii, pokazująca przy okazji różnorodność i bogactwo stworzonej przez Peyo opowieści.
Smerfy to małe niebieskie stworki mieszkające w lesie. Prawie nikt nie wie o ich istnieniu, choć zły czarodziej Gargamel marzy o złapaniu ich do swoich niecnych celów. Najczęściej przeżywają wiele szalonych przygód, równie często jednak przygodą stają się dla nich nawet najprostsze codzienne rzeczy. A jak wygląda owa ich codzienność? Na to pytanie odpowiada właśnie ten tom. W krótkich opowiastkach Pracuś wynajduje maszynę, która przemienia orzechy w złoto, Smerfy odkrywają jak huśtawka może przydać im się do… malowania domów, a nawet będą próbowały wyhodować drzewo brzoskwiniowe. A to zaledwie początek! Czytając dalej przekonacie się, co by było gdyby Ważniak pomagał w ścinaniu gałęzi. Potem zobaczymy jak nasze małe niebieskie skrzaty ustawiają się do grupowego zdjęcia. Później czeka nas odkrycie skąd w zimę Głupcio bierze opał. Wreszcie zaś dowiemy się co ma malarz do czarnych myśli i… pięknego zachodu słońca.
„Z życia Smerfów” to tom dość niezwykły. Najczęściej bowiem każdy komiks składa się albo z jednej długiej, albo z kilku krótszych historii. W tym wypadku jednak dostajemy pięćdziesiąt dwie jednostronicowe historyjki. Skecze bardziej, niż konkretne fabuły, ale równie zabawne, wciągające i interesujące, co pełnoformatowe albumy. Jak pisałem na wstępie, jednocześnie jest to część mocno satyryczna. Ten rodzaj komentowania naszej rzeczywistości w serii jest mocno ugruntowany – i stanowi jeden z elementów, za które tak bardzo się ją ceni – tu zaś czytelnicy dostają odbicie w krzywym zwierciadle nie jednego, a wielu ludzkich zachowań.
Oczywiście można też niniejszy komiks traktować jako niezobowiązującą rozrywkę. Coś na poprawę humoru, dla niegłupiej chwili przyjemności i ciekawych przygód. Scenariusze poszczególnych opowiastek są udane, często zaskakujące i klimatyczne. Inaczej odczytają je dzieci, inaczej spojrzą na nie dorośli, ale niezależnie od wieku odbiorcy, wszyscy będą bawić się znakomicie. Nie przypadkiem Smerfy stały się tak kultową marką i po dziś dzień, choć od ich powstania minęło już ponad pół wieku.
Dodajcie do tego świetną, klasyczną, ale wciąż przykuwając wzrok, urzekającą, wręcz zachwycającą szatę graficzną, znakomity kolor i równie świetne wydanie, a otrzymacie rzecz, którą warto polecić każdemu. Tym bardziej, że to klasa sama w sobie i każdy szanujący się miłośnik komiksu po prostu powinien „Smerfy” znać. Najważniejsze jednak, że warto jest po nie sięgnąć – i to jeszcze jak.
|
autor recenzji:
wkp
21.05.2019, 11:49 |
CODZIENNOŚĆ SMERFÓW
Moja przygoda z komiksowymi Smerfami zaczęła się w roku 1997, kiedy to w moje ręce trafił album „Kosmosmerf”. Potem kupiłem jeszcze trzy kolejne, zanim wydawca przerwał publikację, a wśród nich znalazł się też tom „Z życia Smerfów”, zbiór krótkich historyjek przedstawiających codzienność naszych bohaterów. Jednocześnie to jedna z najbardziej satyrycznych odsłon serii, pokazująca przy okazji różnorodność i bogactwo stworzonej przez Peyo opowieści.
Smerfy to małe niebieskie stworki mieszkające w lesie. Prawie nikt nie wie o ich istnieniu, choć zły czarodziej Gargamel marzy o złapaniu ich do swoich niecnych celów. Najczęściej przeżywają wiele szalonych przygód, równie często jednak przygodą stają się dla nich nawet najprostsze codzienne rzeczy. A jak wygląda owa ich codzienność? Na to pytanie odpowiada właśnie ten tom. W krótkich opowiastkach Pracuś wynajduje maszynę, która przemienia orzechy w złoto, Smerfy odkrywają jak huśtawka może przydać im się do… malowania domów, a nawet będą próbowały wyhodować drzewo brzoskwiniowe. A to zaledwie początek! Czytając dalej przekonacie się, co by było gdyby Ważniak pomagał w ścinaniu gałęzi. Potem zobaczymy jak nasze małe niebieskie skrzaty ustawiają się do grupowego zdjęcia. Później czeka nas odkrycie skąd w zimę Głupcio bierze opał. Wreszcie zaś dowiemy się co ma malarz do czarnych myśli i… pięknego zachodu słońca.
„Z życia Smerfów” to tom dość niezwykły. Najczęściej bowiem każdy komiks składa się albo z jednej długiej, albo z kilku krótszych historii. W tym wypadku jednak dostajemy pięćdziesiąt dwie jednostronicowe historyjki. Skecze bardziej, niż konkretne fabuły, ale równie zabawne, wciągające i interesujące, co pełnoformatowe albumy. Jak pisałem na wstępie, jednocześnie jest to część mocno satyryczna. Ten rodzaj komentowania naszej rzeczywistości w serii jest mocno ugruntowany – i stanowi jeden z elementów, za które tak bardzo się ją ceni – tu zaś czytelnicy dostają odbicie w krzywym zwierciadle nie jednego, a wielu ludzkich zachowań.
Oczywiście można też niniejszy komiks traktować jako niezobowiązującą rozrywkę. Coś na poprawę humoru, dla niegłupiej chwili przyjemności i ciekawych przygód. Scenariusze poszczególnych opowiastek są udane, często zaskakujące i klimatyczne. Inaczej odczytają je dzieci, inaczej spojrzą na nie dorośli, ale niezależnie od wieku odbiorcy, wszyscy będą bawić się znakomicie. Nie przypadkiem Smerfy stały się tak kultową marką i po dziś dzień, choć od ich powstania minęło już ponad pół wieku.
Dodajcie do tego świetną, klasyczną, ale wciąż przykuwając wzrok, urzekającą, wręcz zachwycającą szatę graficzną, znakomity kolor i równie świetne wydanie, a otrzymacie rzecz, którą warto polecić każdemu. Tym bardziej, że to klasa sama w sobie i każdy szanujący się miłośnik komiksu po prostu powinien „Smerfy” znać. Najważniejsze jednak, że warto jest po nie sięgnąć – i to jeszcze jak.
|
autor recenzji:
wkp
21.05.2019, 11:49 |