Akcja rozgrywa się bezpośrednio po wojnie, kiedy oficerowie japońscy będący jeńcami wojennymi wracają do ojczyzny. Konserwatywny klan Tenge traktuje ją z okrucieństwem i nietolerancją, zamykając ją w pokoju na większość jej życia – tu znowu rzucająca się w oczy metafora stuleci izolacji Japonii.
Kiedy stare zwyczaje rozpadają się, Ayako zostaje „uwolniona” i zabrana przez swojego brata Jirou. Chociaż ma on najlepsze intencje i wielkie bogactwo, nie może nic poradzić na to jak jego skorumpowanie i brutalne życie wpłynie na siostrę. Niestety nie będzie happy endu.
Fabuła mangi ostatecznie kończy w 1973 roku. Wojna i jej następstwa wywarły głęboki wpływ nie tylko na Ayako, ale i na całą rodzinę. Zmagają się z dostosowaniem się do postępujących zmian narzuconych przez okupacyjne siły amerykańskie, a to jeszcze pogarszają mroczne tajemnice, które sama rodzina skrywa od lat. Tajemnicę życia Ayako, w tym jej poczęcia, i śmierci niektórych członków rodziny.
Tak naprawdę to nie manga o zniewolonej, zbrukanej, złamanej dziewczynie. To Ayako to Japonia. Już wybór okresu, w którym dzieje się manga, nie jest przypadkowy, dając nam błyskotliwą i oczywistą metaforę stanu Japonii, tożsamą z Ayako. Także tradycyjny i konserwatywny klan rodzinny mocno trzymający się starych zwyczajów oraz błędna ingerencja brutalnego i bezdusznego strażnika, utożsamianego z okupantem, powodują szkody i cierpienie na japońskim ciele. Tak jak cierpi ciało i dusza naiwnej i dziewiczej Ayako. Izolacja Ayako od 5 roku jej życia, jej rozwój umysłowy i emocjonalny poważnie zahamował, tak samo jak uwsteczniona była cywilizacyjnie Japonia po wiekach izolacji. Amerykański generał MacArthur powiedział o Japonii podczas okupacji: że naród był „jak 12-letnie dziecko”. Coś w tym jest.
Ciekawą metaforyczną postacią jest tu ich starsza siostra, Naoko. To politycznie i społecznie wywrotowa młoda kobieta, a jej feministyczna polityka również podkreśla ją jako ostatni znak przyzwoitości jej rodziny. Ale kiedy Ayako jest maltretowana i zamknięta, ucieka, unikając rodziny w nadchodzących latach. Jej działania a czasami bierność są podobne do działań postępowej japońskiej opinii publicznej, która była tak przytłoczona zjadliwą dynamiką władzy w powojennej Japonii, że nie miała innego wyjścia, jak tylko uciec i przymknąć bezradnie oko w rozczarowaniu nowym ładem.
|
autor recenzji:
MonimePL
29.07.2022, 10:39 |
MISTRZOWSKA MANGA
Czy „Ayako” to najbardziej wyczekiwana przeze mnie manga z wydanych przez Waneko z okazji 20-lecia istnienia wydawnictwa? Patrząc na „Card Captor Sakura” i „Magic Knight Rayearth” trudno mi to rozsądzić, ale na pewno to właśnie w tym tytule pokładałem największe nadzieje. I nie zawiodłem się. W moje ręce trafił tom imponujący nie tylko grubością (siedemset stron w twardej oprawie robi wrażenie), ale także i swoją jakością. Można klasyki nie lubić, ale nie można nie docenić jej głębi, odwagi, wspaniałego wykonania i siły, z których współcześni autorzy wciąż mogą się wiele nauczyć.
Rok 1949. Jirou Tenge, żołnierz i były więzień obozu koncentracyjnego w Manili, powraca do rodziny. Podczas jego pięcioletniej nieobecności wiele jednak w domu się pozmieniało. Ojciec ma do niego pretensje, że wrócił żywy, zamiast oddać życie za kraj, matka się cieszy, ale wszyscy ukrywają przed nim pochodzenie nowego członka rodziny – dziewczynki o imieniu Ayako.
Ale i Jirou też niejedną rzecz ukrywa. Jest bowiem tajnym współpracownikiem amerykańskich sił okupacyjnych a w rodzinnych stornach ma do wykonania konkretne zadanie – musi zabić chłopka swojej siostry, zaangażowanego w działalność ruchu komunistycznego. Niestety jego działania zostają zauważone przez służącą i małą Ayako. Teraz Jirou będzie musiał się ich pozbyć…
„Ayako” po raz pierwszy pojawiła się w Japonii w 1972 roku. Patrząc na to dzieło z perspektywy historii komiksu, trudno nie docenić jego wielkości, bo odwagą, dojrzałością i powagą wyprzedzał swoje czasy – okres dojrzałych, mocnych komiksów choćby na rynku amerykańskim, który od zawsze wyznaczał światowe trendy, miał nadejść dopiero za niemal piętnaście lat. Tymczasem Tezuka wziął na warsztat tematy ważkie, intrygujące i niepozostawiające czytelników obojętnymi, poruszając wątki zdrady, wypożyczania żony czy znęcania się nad niepełnosprawną służącą. Jednocześnie zrobił to w sposób przekonujący, trafiający do serca, może momentami nieco przerysowany – taki już był styl Ojca Mangi, jak zwykło się go nazywać – ale dostatecznie mocno trzymający się ziemi, by nie można było poczytywać tego w żaden sposób jako minus.
Tezuka, swoim rysunkami, narracją i podejściem do komiksu, zmienił na zawsze oblicze opowieści graficznych i wszystko, co sprawiło tę rewolucję widoczne jest w „Ayako”. Manga ta, to świetnie opowiedziana, z filmowym zacięciem, doskonale dawkowanym napięciem i niespieszną, choć przecież pełną akcji treścią historia. Historia dla dorosłych, bo mimo lekkiej szaty graficznej, pełnej cartoonowych naleciałości i uproszczeń, nie brak tu brutalności czy erotyki. Nie jest ich dużo (wbrew temu, co może sugerować nagość ukazana na okładce), ale elementy te są wyraźne i trudno je przemilczeć.
A skoro o rysunkach mowa, wspominana już cartoonowość i towarzyszące jej uproszczenia, spotykają się w „Ayako” z realizmem i doskonałym oddaniem detali. Świadczą o tym takie sceny, jak ta ukazująca łąkę pełną drobnych źdźbeł trawy czy obsypane listkami drzewo. Ba, znajdziecie tu nawet wybuch wyglądający, jakby wyszedł spod ręki Vincenta Van Gogha. Wszystko to wpada w oko, może i jest archaiczne, może nie dla każdego współczesnego miłośnika mangi pociągające, ale pokazujące talent i świetne wyczucie komiksowej materii.
Dlatego polecam gorąco. Można klasyki nie lubić, ale znać wypada. Tym bardziej, że jest tak pięknie wydana jak ten tom (twarda oprawa, dobry papier, dodatkowa obwoluta). I przede wszystkim tak rewelacyjna. Oby więcej takich mistrzowskich opowieści pojawiło się na naszym rynku.
|
autor recenzji:
wkp
27.05.2019, 06:27 |